Piątek, 29 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Piłka nożna. Lech wskazał problemy

Data publikacji: 22 lutego 2018 r. 17:36
Ostatnia aktualizacja: 23 lutego 2018 r. 11:00
Piłka nożna. Lech wskazał problemy
 

Pogoń w niedzielę przegrała z rywalizującym o mistrzowską koronę Lechem Poznań, zderzyła się z przeciwnikiem mocniejszym, mającym więcej piłkarskich atutów, grającym przed własną publicznością, pewniejszym siebie, szybszym i bardziej zdecydowanym.

Porażkę można było wkalkulować, ale nie spodziewano się, że nastąpi w wyniku słabej formy piłkarzy, którzy należeli do najmocniejszych punktów w poprzednim spotkaniu. Według platformy skautingowej InStat najsłabszymi, najmniej wartościowymi piłkarzami w drużynie Pogoni byli dwaj skrzydłowi: Adam Frączczak i Spas Delew.

Ich słaba gra wynikała z konkretnych liczb, których brakowało, które zdecydowały, że w całym meczu zespół nie funkcjonował tak dobrze, jak w poprzednich spotkaniach. Frączczak i Delew nie wchodzili w pojedynki, w zdecydowanej większości przegrywali je. Nasz kapitan zanotował zaledwie 7-procentową skuteczność wygranych pojedynków, natomiast Spas Delew miał 33 procent skuteczności w tym elemencie gry.

Problem w defensywie

Obaj mieli problem z grą w defensywie. Okazało się, że ich siłą jest głównie atak. Obaj są w drużynie przydatni, jeżeli zespół umie zdominować przeciwnika, gra toczy się na połowie rywala, są wtedy mobilni, aktywni, zdecydowani. W innych okolicznościach, takich jakie napotkali w spotkaniu z Lechem w Poznaniu, ich przydatność w drużynie jest już mocno ograniczona.

Obaj mieli dużo strat: Frączczak aż dziesięć – najwięcej w zespole, Delew o trzy mniej – w tym zestawieniu wyprzedziło go zaledwie trzech zawodników. Na ławce rezerwowych brakowało dla nich zmienników. Jedynym piłkarzem, który teoretycznie mógłby ich zastąpić był Adam Buksa, który zadebiutował w barwach Pogoni, ale nie zachwycił.

21-latek procent wygranych pojedynków i dokładnych podań miał na poziomie 40, czyli bardzo mizernie. Zanotował trzy straty, jedną piłkę odzyskał. Ewidentnie widać z tych statystyk, że drużynie nie pomógł, nie wprowadził ożywienia. Brak wartościowego zmiennika na pozycji skrzydłowego okazał się widoczny już w drugim meczu rundy wiosennej.

Porównując z meczem z Sandecją, to w spotkaniu z Lechem na zupełnie innym, zdecydowanie gorszym poziomie zagrali nasi boczni obrońcy. Cornel Rapa i Ricardo Nunes w pojedynku z Sandecją zaprezentowali się znakomicie, znaleźli się w jedenastkach kolejki. W spotkaniu z Lechem pokazali zupełnie inną twarz.

Gra pod presją

Przede wszystkim gorzej radzą sobie w grze pod presją. Szczególnie widoczne to było w przypadku Rapy, który miał zaledwie 22 procent wygranych pojedynków. To drugi najgorszy wynik w drużynie. Rumun odzyskał tylko jedną piłkę, zanotował aż pięć strat, występ porównywalny do jego premierowej potyczki pod wodzą trenera Runjaica z Wisłą w Krakowie.

Wtedy przebieg meczu był podobny, rywal też mocno naciskał i efekt dla Rapy był niemal identyczny. Po tamtym spotkaniu nasz prawy obrońca wypadł ze składu, tym razem nasz szkoleniowiec aż tak drastycznych kroków raczej nie podejmie, na solidnej analizie błędów z tego spotkania powinno się skończyć. Drugi tak słaby występ rumuńskiemu defensorowi nie powinien się już przytrafić.

Nunes też zanotował zdecydowanie gorszy mecz. Dziewięć straconych piłek, to tylko o jedną mniej od najgorszych w tej klasyfikacji: Frączczaka i Zwolińskiego, natomiast zaledwie cztery odzyskane piłki to też zdecydowanie za mało. Nunes był aktywniejszym piłkarzem od Rapy, wyglądał lepiej, czuł się pewniej, ich zdecydowana obniżka formy w porównaniu z meczem z Sandecją to jeden z głównych powodów porażki z Lechem.

Przegrane pojedynki

Pogoń starała się być dla Lecha równorzędnym rywalem, miała przewagę w posiadaniu piłki, wykonała więcej podań, więcej też celnych, ale była gorsza w bezpośrednich pojedynkach, głównie przegrywała je, nie potrafiła sprostać silnemu i zmotywowanemu rywalowi. Wygrała 98 pojedynków przy 120 rywala. To duża różnica, to mogło wpłynąć na ostateczny wynik, ta różnica była widoczna szczególnie przed przerwą.

Tym bardziej należy się cieszyć, że pod tym względem dużo piłkarskiej jakości wniósł do drużyny Marcin Listkowski. Nasz 20-latek wszedł na boisko w drugiej połowie, przebywał na boisku tylko 40 minut, ale w tym czasie wygrał aż dziesięć pojedynków. Więcej zanotowało tylko trzech graczy z zadaniami defensywnymi: Jarosław Fojut, Lasza Dwali i Kamil Drygas. Dwaj pierwsi grali jednak po 90 minut, a Drygas niewiele mniej.

To ewenement, że piłkarz z walorami ofensywnymi, jak Marcin Listkowski jest przy tym tak walecznie nastawiony i tak skuteczny w bezpośrednich starciach, wygrywa je, nie daje się przepychać, mocno trzyma się na nogach. To już nie pierwsza taka sytuacja od kiedy zawodnik ustawiany jest w środkowej formacji, gdzie ma więcej swobody, więcej miejsca, decyduje się na rozwiązania odważne, próbuje ryzykować i stwarzać przewagę.

Listkowski w meczu z Lechem zanotował 100 procent celnych podań, zanotował tylko trzy straty, aż cztery piłki odzyskał. Tylko gracze stricte defensywni: Jarosław Fojut, Lasza Dwali, Kamil Drygas i Łukasz Załuska zanotowali więcej odzyskanych piłek.

Za dużo strat Murawskiego

Aż siedem strat w ciągu 53 minut gry zanotował Rafał Murawski. To tylko o trzy mniej od grających przez całe spotkanie Adama Frączczaka i Łukasza Zwolińskiego, mających na koncie tych strat najwięcej, ale jednak wynikających z ofensywnego ustawienia tych piłkarzy - w przeciwieństwie do Murawskiego.

To kolejny sygnał, że 37-letni piłkarz ma coraz większe problemy z utrzymaniem odpowiedniej intensywności, jest coraz wolniejszy, przez co tych strat jest bardzo dużo. Kiedyś, jeszcze dwa sezony temu zdarzały się sporadycznie.

Pojawienie się na boisku Listkowskiego, przesunięcie na pozycję defensywnego pomocnika Jakuba Piotrowskiego, to były kluczowe posunięcia Kosty Runjaica, które spowodowały, że gra drużyny w drugiej połowie uległa diametralnej poprawie. Ta gra nie była na tyle skuteczna, by odmienić losy meczu, ale była wyraźnym sygnałem, że nasi młodzieżowcy: Jakub Piotrowski i Marcin Listkowski mogą w niedalekiej przyszłości zadecydować o tym, czy Pogoń utrzyma się w ekstraklasie.

Nie zawodnicy pozyskani przez klub w trzech ostatnich okienkach transferowych, których w wyjściowym składzie jest bardzo mało (w pierwszych dwóch meczach zaledwie dwóch na dwanaście dokonanych transferów), nie ci, z którymi po raz kolejny przedłużane są kontrakty, ale młodzieżowcy wychowani w Akademii. ©℗

Wojciech Parada

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

@trt
2018-02-23 10:59:22
Jeżeli szukasz jeźdźca bez głowy,to spójrz w lustro.Na "Listka" czas NADCHODZI!!!
trt
2018-02-23 09:22:54
SUPER ZNAWCA PARADA!!!😂😂😂Listkowski jeżdziec bez głowy beznadziejny wszystkie piłki praktycznie stracone!!!
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA