Jerzy Kopa (trener Pogoni w latach 1979-82, dwa razy finał PP, awans do ekstraklasy, mistrz jesieni, prowadził drużynę w 98 meczach, średnia zdobytych punktów 1,78 – najwyższa w historii):
– Jak obejmowałem pierwszą drużynę, to nie było ciśnienia na wielki futbol. Pogoń miała tylko powrócić do elity. Zrobiliśmy to, ale ja chciałem czegoś więcej, chciałem uczynić z Pogoni wiodącą siłę w kraju i to się udało. Nigdy wcześniej Pogoń nie grała w finale PP, nie była najlepszą drużyną jesieni, a my to zrobiliśmy jako beniaminek, udało się wypromować całą rzeszę młodych piłkarzy: Sokołowskiego, Turowskiego, Biernata, Krupę, Ostrowskiego. Miałem plany stworzenia profesjonalnej akademii, ale w tamtych czasach nikt we władzach miasta, wśród sponsorów nie rozumiał takiej potrzeby. W latach 80 klimat był bardzo dobry, sukcesy największe, ale można było zrobić więcej, świetnym organizatorem był Andrzej Rynkiewicz, ale potrzebowaliśmy większego wsparcia, by Pogoń mogła stać się wtedy drugim Widzewem. To było możliwe i realne, ale zabrakło profesjonalnego podejścia do tematu ze strony władz samorządowych, sponsora.
Jan Jucha (trener Pogoni w sezonie 1987/88, asystent Leszka Jezierskiego, jako asystent, lub I trener prowadził Pogoń w 124 meczach, jako I trener w 28 meczach ze średnią zdobytych punktów 1,75):
– Moja pierwsza przygoda z Pogonią, to współpraca z Leszkiem Jezierskim w latach 1985-88, w okresie największych sukcesów, dzieliło nas sporo – różnica wieku, osiągnięć, inne charaktery, relacje były jak syn i ojciec. Wiosną 1999 roku utrzymaliśmy Pogoń w ekstraklasie, wówczas te relacje były bardziej partnerskie, prowadziłem wtedy wszystkie treningi, to był układ na zasadzie, że Leszek był menadżerem firmującym nazwiskiem naszą pracę, a ja trenerem, układałem plany szkoleniowe. Jako pierwszy trener nie dotrwałem do końca sezonu, choć wyniki były bardzo dobre, ale w porównaniu z sezonem wicemistrzowskim jednak trochę słabsze, stałem się niejako ofiarą tamtego sukcesu.
Piotr Mandrysz (piłkarz i trener, 164 mecze jako piłkarz i 38 goli, 72 mecze jako trener, średnia zdobytych punktów 1,75, awans do ekstraklasy jako piłkarz, awans do I ligi jako trener, finał PP jako trener):
– Pogoń jest najważniejszym klubem w moim sportowym życiu. Byłem piłkarzem i trenerem, przepracowałem jako szkoleniowiec 23 miesiące i choć od tamtego czasu minęło osiem lat, to nie doczekałem się równie długo pracującego szkoleniowca. Nie udało się w roku 2010 uzyskać awansu do ekstraklasy, ale trzeba pamiętać, że byliśmy beniaminkiem, z uwagi na tragedię pod Smoleńskiem wiele meczów było przełożonych, nadrabialiśmy to, graliśmy co trzy dni, łączyliśmy to z Pucharem Polski, nie lataliśmy samolotem, jak teraz, zabrakło czasu na regenerację, trening. Na jubileusz przyjechałem z dużą przyjemnością, ale tylko z uwagi na wspaniałych kibiców, chciałem być z nimi i im podziękować. Wiem, że nie zaproszono osób, dzięki którym ten klub istnieje.
Andrzej Rynkiewicz (wychowanek Pogoni, piłkarz, wicemistrz Polski juniorów, kierownik drużyny, dyrektor, w klubie w różnych rolach spędził 30 lat):
– W roku 1983 w turniejach towarzyskich, w Pucharze Intertoto wygrywaliśmy z takimi drużynami, jak: Malmoe, Werder Brema, Borussia Dortmund, FC Brugge, z marszu jechaliśmy do lidera do Chorzowa i tam wygraliśmy 4:0, a 19-letni Leśniak ustrzelił hat-tricka. Byliśmy czołową drużyną w kraju i radziliśmy sobie z europejskimi tuzami. Wtedy nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy, ale mieliśmy zespół na europejskim poziomie, w Pucharze UEFA przegraliśmy z FC Koeln pechowo. To był taki czas, kiedy jako kierownik drużyny organizowałem nie tylko transport, ale też podstawową żywność na wyjazdy o co nie było łatwo, bo w kraju był kryzys i puste półki. Kilka dni wcześniej zamawiałem szynkę, masło, konserwy, przyjeżdżaliśmy salonką, wyskakiwało się z pociągu po bułki i jadło się śniadanie. Nikt nie marudził. ©℗
(par)