Niedziela, 24 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Piłka nożna. Norwegia i kto następny ...

Data publikacji: 18 października 2019 r. 16:36
Ostatnia aktualizacja: 18 października 2019 r. 16:43
Piłka nożna. Norwegia i kto następny ...
 

Wszystko wskazuje na to, że kolejny mały europejski kraj, z małymi piłkarskimi tradycjami, stanie się w najbliższym czasie niedościgłym wzorem dla polskiego futbolu w kwestii szkolenia. W Norwegii mieszka 5 mln ludzi, a futbol już dziś stoi na wyższym poziomie. Różnica będzie się powiększać, a mówimy o kraju, który w dużej imprezie grał po raz ostatni 20 lat temu.

W Norwegii sportami najbardziej popularnymi są dyscypliny zimowe: biegi narciarskie i łyżwiarstwo szybkie. Od czasu do czasu skoki narciarskie i jak sama nazwa wskazuje kombinacja norweska. Z gier zespołowych do niedawna królowały: hokej na lodzie i piłka ręczna. Wygląda na to, że na wielu płaszczyznach zdecydowanie lepiej wygląda też piłka nożna.

Liga norweska gra systemem wiosna – jesień. To z uwagi na warunki klimatyczne, które raczej nie zachęcają do uprawiania futbolu. Naturalnych problemów jest więcej, jednak efekty wprowadzonego po mundialu w roku 2010 programu głównie na płaszczyźnie edukacji trenerskiej są mocno widoczne już dziś.

Przed rokiem 2010 jedynym kierunkiem wydawał się futbol brytyjski, jednak od tamtej pory rozpoczęto szkolenie, które nie ma nic wspólnego z tradycyjnym, już dawno nieaktualnym, siermiężnym i mało efektownym sposobem grania. Efekt jest taki, że już dziś gracze 19-21-letni zaczynają zalewać mocne zagraniczne kluby i wygląda na to, że z czasem będzie ich coraz więcej.

21-latkowie filarami

Dziś podstawowymi zawodnikami pierwszej reprezentacji Norwegii są 21-latkowie: Kristoffer Ajer, Sander Berge, Martin Odegaard i dwa lata młodszy od nich Erling Haland. Każdy z nich występuje w mocnym, zagranicznym klubie, rywalizującym w Lidze Mistrzów lub Lidze Europy. Każdy z nich należy do wiodących postaci drużyn klubowych i reprezentacji kraju i nikt z nich nie pamięta udziału swojej reprezentacji w dużym piłkarskim turnieju.

W eliminacyjnym meczu do mistrzostw Europy Norwegia zremisowała 1:1 z Hiszpanią. Dotąd żadnej z drużyn nie udało się urwać punktów Hiszpanii, w poprzednich eliminacjach z Hiszpanią raz zremisowali tylko Włosi. Reprezentacyjny futbol w Norwegii wciąż się rozwija, być może drużyny tej zabraknie jeszcze w finałowym turnieju mistrzostw Europy w roku 2020, ale piłka nożna w tym kraju rozwija się na wielu innych płaszczyznach.

Wspomniany Ajer jest podstawowym graczem Celticu Glasgow, Berge jest klubowym kolegą Jakuba Piotrowskiego w Genku, a Haland niedawno popisał się hat trickiem w meczu Ligi Mistrzów w drużynie RB Salzburg. 20-letni Odegaard został w wieku 16 lat wykupiony przez Real Madryt za 3 mln euro, natomiast za Halanda Austriacy zapłacili trzy lata temu 5 mln euro.

Dziś cała czwórka złotych dzieci norweskiej piłki nożnej wyceniana jest łącznie na ponad 60 mln euro, a przecież każdy z nich jest jeszcze młodzieżowcem. Polska reprezentacja młodzieżowa nie ma nawet jednego piłkarza na takim poziomie, wycenianego na tak duże pieniądze.

Rosenborg wizytówką

W obecnym sezonie w fazie grupowej Ligi Europy występuje Rosenborg, natomiast drugi najbardziej prężny klub w Norwegii Molde odpadł w ostatniej, czwartej rundzie kwalifikacji. Polskie kluby mają zdecydowanie większe możliwości zarabiania pieniędzy poprzez wykorzystywanie nowych stadionów, wybudowanych przez samorządy. Średnia frekwencja na meczach ekstraklasy wynosi obecnie 9722 kibiców, podczas gdy na stadionach Norwegii ta średnia wynosi 6155 na jeden mecz.

W lidze norweskiej jest tylko sześć stadionów z pojemnością powyżej 10 tys. kibiców, natomiast w polskiej ekstraklasie takich stadionów jest czternaście. W Norwegii tylko stadion Rosenborga może pomieścić powyżej 20 tys. fanów, natomiast w Polsce takich obiektów jest siedem. Potencjał infrastrukturalny nie jest jednak należycie w naszym kraju wykorzystywany.

Problem w Polsce jest taki, że coraz trudniej zwiększyć przychody z wpływów komercyjnych. Duże przedsiębiorstwa ani prywatni inwestorzy nie garną się do inwestowania w polski futbol. Właściciele polskich klubów raczej myślą o zyskach ze swojej działalności, niż o realnym wzroście poziomu sportowego.

Na dziś wpływy z transmisji telewizyjnych są w Polsce na poziomie 53 mln euro, podczas gdy w Norwegii te wpływy są na poziomie zaledwie 35 mln euro przy nieporównywalnie większych kosztach życia, a mimo to udaje się w tym kraju szkolić znacznie lepiej niż w Polsce, o czym świadczy wiele przykładów.

Postawili na wychowanków

W obecnym sezonie w lidze norweskiej średnio w jednym klubie występuje 23 procent wychowanków, podczas gdy w polskiej ekstraklasie tych wychowanków jest 12 procent. Liga norweska jest w tym względzie w europejskiej czołówce, ustępuje jedynie trzem krajom (Słowacja, Szwajcaria, Słowenia).

W lidze norweskiej jest aż sześć klubów, w których składach regularnie występuje ponad 30 procent wychowanków. W Polsce mamy jeden taki klub – Lech Poznań. W Pogoni średnio występuje 15 procent wychowanków. W Norwegii w dwóch klubach występuje powyżej 40 procent wychowanków, a w jednym powyżej 50 procent.

To ewidentny dowód, że tamtejsze kluby szkolą nie na pokaz, nie dla fałszywego wizerunku, jak ma to miejsce w niektórych polskich klubach, ale faktycznie ma to zastosowanie i odzwierciedlenie w składach poszczególnych zespołów i nie trzeba było na to czekać wieki.

W klubach norweskich średnio występuje zaledwie 27 procent obcokrajowców. Tylko trzy europejskie kraje rzadziej korzystają z cudzoziemców. Są to: Serbia, Czechy i Ukraina, czyli kraje z byłego bloku wschodniego. W polskiej ekstraklasie tych obcokrajowców jest 49 procent, a Pogoń tę średnią jeszcze zawyża. W szczecińskim klubie w obecnym sezonie gra średnio 58 procent obcokrajowców. W lidze norweskiej nie ma ani jednego klubu, który złamałby granicę 50 procent cudzoziemców.

W norweskich klubach jest mniej pieniędzy, mniej kibiców, ale w miejscowej lidze gra więcej rodzimych graczy, w zagranicznych mocnych klubach występuje więcej dobrze wyszkolonych młodzieżowców, a rozpoczęty na początku obecnej dekady program szkolenia kadr przynosi wymierne efekty, widoczne gołym okiem.

Przykra zamiana miejsc

Dwa lata temu Polska w klubowym rankingu UEFA plasowała się na 21. miejscu, a Norwegia zajmowała 27. miejsce. Dziś Polska zajmuje 28. miejsce, a prawdopodobnie rozpocznie sezon 2020/21 od miejsca poza trzydziestką. Norwegia natomiast przez ostatnie dwa lata awansowała z 27. pozycji na miejsce 21.

Właściciele polskich klubów najlepsze co potrafią, to wyciągać kolejne pieniądze. Bezustannie się tego domagają. Szacuje się, że polski futbol profesjonalny utrzymywany jest w różnych formach w 80 procentach ze środków publicznych, a pieniądze te powinny trafiać na sport dziecięcy i amatorski.

Do piłki klubowej na najwyższym poziomie w Polsce nie garną się tęgie sportowe umysły chcące pozytywnych zmian. To raczej przypadkowo zebrane środowisko przeciętnych ludzi z bardzo płytkimi, głównie finansowymi i wizerunkowymi motywacjami. Brakuje wykwalifikowanych kadr. Brakuje ludzi, których spotyka się, słucha, rozmawia, a następnie stwierdza, że cóż to za inspirujący człowiek, jaki fachowiec.

Tacy ludzie oczywiście są, ale daleko od wielkiej piłki, coraz dalej i coraz mocniej trzymani są na dystans przez piłkarskie miernoty spychające nasz klubowy futbol coraz niżej w europejskiej hierarchii i nie zanosi się na nic lepszego. Norwegia w ciągu dwóch lat znalazła się daleko przed nami. Naprawdę nie ma już przez kogo dać się wyprzedzić. ©℗

Wojciech PARADA

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA