Niedziela, 24 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Piłka nożna. Olimpia przegrała w 95 minucie

Data publikacji: 17 października 2020 r. 18:01
Ostatnia aktualizacja: 17 października 2020 r. 18:40
Piłka nożna. Olimpia przegrała w 95 minucie
 

Ekstraliga piłkarek nożnych: ŚLĄSK Wrocław - OLIMPIA Szczecin 4:3 (1:1); 1:0 Wróblewska (3), 1:1 Bińkowska (43), 2:1 Czudecka (49), 3:1 Mularczyk (65), 3:2 Grosicka (66), 3:3 Brodzik (90), 4:3 Iwaśko (90+5).

OLIMPIA: Pastusiak – Kędzierska (77 Oleksiak), Michalczyk, Brzozowska, Szymaszek (77 Szcześniak) - Witczak, Radochońska, Böhm (82 Siwek), Brodzik, Grosicka (85 Bagińska) - Bińkowska

W zaległym meczu (w pierwotnym terminie 26 września spotkanie zostało odwołane z powodu zalania boiska głównego, a na rezerwowym pod namiotem nie można było grać, bo zbyt blisko linii była zapasowa bramka, której nie dało się usunąć), który odbył się w sobotnie południe w Centrum Treningowym wrocławskiej Ślęzy, szczecińskie olimpijki zostały pokonane, lecz po dobrej grze i w dramatycznych okolicznościach.

W ostatniej minucie doliczonego czasu gry nasz trener Adam Gołubowski za krytykowanie orzeczeń sędziowskich otrzymał drugą żółtą kartkę, a w konsekwencji czerwoną i musiał udać się na trybuny. Tuż po tym zdarzeniu Śląsk zdobył bramkę na wagę zwycięstwa.

Sobotnie zawody były bardzo dobrym i emocjonującym meczem, obfitującym w zwroty akcji oraz wysokie tempo gry z obu stron. Była to naprawdę dobra reklama kobiecej piłki nożnej i szkoda jedynie, że szczecinianki musiały dwa razy jeździć do Wrocławia i nie przywiozły z Dolnego Śląska nawet jednego punktu...

- Początkowe dziesięć minut spotkania toczyło się pod dyktando Śląska, który uzyskał prowadzenie już na samym początku, po strzale reprezentantki Polski Joanny Wróblewskiej, robiącej, jak to się potocznie mówi, różnicę - powiedział po meczu trener Olimpii A. Gołubowski. - Później mecz się wyrównał, a nawet boiskowe wydarzenia wskazywały na naszą przewagę. Dobrze radziliśmy sobie w odbiorze piłki, pojedynkach jeden na jeden oraz kombinacyjnych akcjach po lewej i prawej stronie boiska. W pełni zapracowaliśmy więc na zdobyty tuż przed przerwą, wyrównujący, ładny gol - odbiór 1 na 1 akcje kombinacyjne obiema stronami zapracowaliśmy na ładny gol, którego autorką była Amelia Bińkowska. Na drugą połowę meczu z faworyzowanym Śląskiem wyszliśmy z optymizmem i gra była wyrównana, choć myślę, że nawet z lekkim wskazaniem na Olimpię, jednak nieco brakowało nam spokoju, ostatniego podania i umiejętności wykończenia akcji. Wrocławianki wykazały się zaś wyborną skutecznością, bo przeprowadziły dwie ładne akcje, z krótkimi podaniami i prostopadłą piłką, co nam właśnie nie wychodziło i zdobyły bramkę, a chwilę później, po rzucie rożnym i błędzie złego wybicia piłki, dołożyły trzecie trafienie. Moje podopieczne nie załamały się jednak i cały czas wierzyły w sukces, choć przegrywały, a mecz toczył się w bardzo trudnych warunkach w ulewnym deszczu. Grając konsekwentnie łapaliśmy przewagę, czego efektem był kontaktowy gol Kornelii Grosickiej. Nasza determinacja sprawiła, że w 90 minucie Martyna Brodzik wyrównała po akcji wypracowanej nas treningach. W doliczonych pięciu minutach Śląsk praktycznie nie istniał i chcieliśmy przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. W 94 minucie nasza zawodniczka była faulowana przed polem karnym Śląska, co mogło dać szansę na zdobycie zwycięskiej bramki z rzutu wolnego, a w najgorszym razie, po stosunkowo długiej zazwyczaj procedurze ustawiania muru, byłaby to ostatnia akcja meczu zakończonego remisem. Sędzina nie odgwizdała jednak faulu, a ja nie wytrzymałem i za jej krytykę otrzymałem drugą żółtą kartkę, więc w konsekwencji musiałem opuścić ławkę rezerwowych. Po wznowieniu gry, z daleko wybitej piłki, wrocławianki skonstruowały akcję, po której strzeliły zwycięskiego gola. Zawiedzeni wracamy więc do Szczecina i dobrze, że z powodu reprezentacyjnej przerwy, będziemy mieli więcej czasu na tak zwany reset. Z pozytywnych spraw dodam jeszcze, że we Wrocławiu udany debiut w Ekstralidze zaliczyła młodziutka Malwina Szcześniak. ©℗

(mij)

Fot. Ryszard Pakieser

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA