Piłkarze Pogoni Szczecin podejmują w sobotni wieczór zespół Termaliki Nieciecza, a przygotowania do meczu zarówno z jednej, jak i z drugiej strony odbywają się w grobowych nastrojach.
Pogoń i Termalica, to obecnie ostatnia i przedostatnia drużyna w ekstraklasie, zespoły z najmniejszą zdobyczą punktową, które zdobyły najmniej goli, wygrały najmniej meczów. Jeżeli gospodarze nie wygrają, to pozostaną na ostatnim miejscu do następnej kolejki.
Pogoń w obecnym sezonie nie wygrała meczu u siebie, zdobyła w spotkaniach na szczecińskim stadionie dwa gole, w tym jednego z rzutu karnego. Poziom sportowy drużyny sięgnął dna.
W 70-letniej historii klubu zdarzył się tylko jeden sezon, kiedy portowcy mieli po 12 spotkaniach mniej punktów. Było to w sezonie 2002/03, kiedy właścicielem klubu był Les Gondor, trenerem Jerzy Wyrobek, sytuacja na linii klub – Miasto była napięta, praktycznie nie było szans na uratowanie klubu przed degradacją i upadkiem.
Dziś sytuacja jest inna. Miasto wspiera klub w sposób znaczący i to od dawna, wspiera klub spółka Skarbu Państwa Grupa Azoty i to też od dawna. Pogoń to dziś spółka prywatna, ale funkcjonująca w oparciu o miejskie i państwowe dotacje. Z miejskich i państwowych funduszy wybudowany zostanie też stadion i infrastruktura treningowa.
Powtórka z czerwca
Pogoń gra w sobotę z Termaliką i celem jest oczywiście zwycięstwo, jednak zanosi się na to, że pobite zostaną kolejne niechlubne rekordy. 4 czerwca na meczu Pogoń – Korona zasiadło na trybunach nieco ponad 2,5 tysiąca kibiców.
To była frekwencja katastrofalna, spowodowana fatalnymi wynikami, a także decyzjami zarządu wpływającymi negatywnie na wizerunek klubu (zwolnienie Gyurcso i Deleva przedwcześnie na mecze reprezentacji).
Dziś okoliczności sa jeszcze mniej sprzyjające, sytuacja w tabeli jest gorsza, drużynie grozi degradacja i nie widać racjonalnych przesłanek, by ją poprawić. Frekwencja może być jeszcze niższa, niż na czerwcowym meczu z Koroną, a ludzie odpowiadający za klub muszą wziąć za taką sytuację odpowiedzialność.
7 lat temu Pogoń grała jeszcze w I lidze i też rywalizowała z Termaliką. Atmosfera była podobna, a na meczu obecnych było 500 osób. Wtedy trenerem drużyny był Maciej Stolarczyk, a jego asystentem Dariusz Adamczuk. Dziś te same osoby odpowiadają za politykę kadrową zespołu, która w sposób bardzo brutalny jest weryfikowana.
Nie wyciągnięto wniosków
4 czerwca 2017 roku Pogoń kończyła fatalny sezon, w grupie mistrzowskiej wywalczyła najmniej punktów ze wszystkich innych klubów ekstraklasy, zdobyła najmniej goli i nikt w klubie nie wyciągnął z tego faktu wniosków.
Uznano, że osoba nowego, utytułowanego trenera i kilka retuszów kadrowych spowoduje, że zespół jesienią spisywać się będzie zupełnie inaczej, jak wiosną. Nie było ku temu podstaw.
Pogoń wykazała się dużą opieszałością, nie wyciągnęła wniosków w stosunku do piłkarzy, którzy w poprzedniej rundzie rozczarowali, z jednym z nich przedłużono nawet umowę, z żadnym nie próbowano jej rozwiązać, choć szanse na sportową przemianę wielu z nich były znikome i runda jesienna to potwierdza.
Dziś Pogoń prezentuje identyczny poziom, identyczną skuteczność, identyczne wyniki, jak w rundzie wiosennej, bo nie zdecydowano się na odważniejsze ruchy personalne. Pogoń w roku kalendarzowym rozegrała 29 ligowych meczów i zdobyła 29 punktów, wygrała tylko 7 spotkań. Jej pozycja w tabeli grupy mistrzowskiej poprzedniego sezonu i w obecnym jest praktycznie na tym samym bardzo złym poziomie.
Problemy kadrowe pozostały
Pogoń wiosną nie miała dobrego środkowego obrońcy i nie ma go dziś, nie miała wiosną dobrego napastnika i nie ma go dziś, nie miała konkurenta dla skrzydłowych i nie ma go dziś, straciła Matrasa i nie pozyskała na jego miejsce godnego zastępcy. Jedynym transferowym sukcesem jest Załuska, ale to zdecydowanie za mało, żeby myśleć o jakichkolwiek sukcesach. To jest nawet za mało, by myśleć o uniknięciu degradacji.
Pogoń na wymienionych pozycjach (poza bramkarzem) pozostawiła na rundę jesienną tych samych piłkarzy, którzy wiosną rozczarowali, a dodatkowo straciła kluczowego piłkarza Matrasa. Nie powinno zatem nikogo dziwić, że również efekty na boisku są podobne, albo nawet ciut gorsze.
Pojedynek Pogoni z Termaliką będzie miał dość ciekawą otoczkę związaną z trenerem Czesławem Michniewiczem. To szkoleniowiec, który wyprowadził jeden i drugi klub na pozycje dziś praktycznie nieosiągalne, było to bardzo niedawno, a mimo to nie cieszył się dobrą opinią u swoich przełożonych.
Okazało się jednak, że jeden i drugi klub wyszedł na rozstaniu z tym szkoleniowcem fatalnie. Dwa lata temu Pogoń za kadencji trenera Michniewicza miała po 12 meczach na koncie 21 punktów, rok temu już tylko 14, a dziś tych punktów ma 9. Regres jest dramatyczny, a co gorsza bardzo regularny i chyba jednak nieprzypadkowy.
Michniewicz dwa razy lepiej od Skorży
Pogoń Czesława Michniewicza w całym sezonie 2015/16 wykręciła średnią 1,43 punktu na mecz, natomiast Pogoń Kazimierza Moskala wzmocniona Cornelem Rapą, Spasem Delevem, Kamilem Drygasem, Davidem Niepsujem skończyła poprzedni sezon ze średnią 1,24, więc wynik był zdecydowanie gorszy.
Dziś Pogoń Macieja Skorży legitymuje się średnią zdobytych punktów na poziomie 0,75, czyli jest to poziom katastrofalny. Dość powiedzieć, że Maciej Skorża jest jednym z trzech najgorszych trenerów Pogoni w jej historii na poziomie ekstraklasy, który w przynajmniej w 10 meczach zanotował jak dotąd tak niską średnią zdobytych punktów. To powinno najlepiej obrazować dramatyczną sytuację, w jakiej znalazł się klub niemal w przeddzień obchodów 70-lecia istnienia.
Pogoń w przypadku wygranej nad Termaliką odniesie swoje pierwsze w obecnym sezonie zwycięstwo na własnym boisku, ale absolutnie obraz sobotniego meczu nie może zmienić bardzo negatywnej opinii o rozgrywanej rundzie, która przejdzie do historii, jako jedna z najbardziej wstydliwych w dziejach klubu. ©℗ Wojciech PARADA
Fot. R. Pakieser