Środa, 27 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Piłka nożna. Pięciu trenerów w dwa sezony

Data publikacji: 16 kwietnia 2020 r. 15:45
Ostatnia aktualizacja: 16 kwietnia 2020 r. 15:45
Piłka nożna. Pięciu trenerów w dwa sezony
 

Piłkarze Pogoni Szczecin w maju 2012 roku uzyskali awans do ekstraklasy. Po pięciu latach gry na peryferiach polskiego futbolu włącznie z występami w czwartej lidze. To był czas próby charakteru, czasem mocno upokarzający, ale dziś będący jedynie historią.

W dwóch sezonach 2010/11 i 2011/12 drużynę prowadziło aż pięciu trenerów. Nigdy wcześniej, ani nigdy później taka sytuacja nie zdarzyła się. Tym bardziej jest to zaskakujące, że do szkoleniowców poza jednym wyjątkiem nie można było mieć żadnych zastrzeżeń jeśli chodzi o dorobek sportowy. Zaufanie do szkoleniowców wisiało jednak cały czas na włosku.

W rundzie jesiennej roku 2010 zespół prowadziło aż trzech trenerów. Chaos decyzyjny w klubie był olbrzymi, awans udało się jednak wywalczyć głównie dzięki dużej klasy piłkarzom, którzy w tamtym czasie trafili do klubu i jednak trenerom, których bardzo łatwo grzebano i wymieniano na innych.

Z tych pięciu trenerów tylko jeden legitymował się dorobkiem absolutnie wstydliwym. Maciej Stolarczyk objął drużynę po trzech meczach rundy jesiennej roku 2010 i jeszcze w tej samej rundzie po czternastu meczach (dwunastu ligowych i dwóch pucharowych) został zwolniony.

Nieudany debiut Stolarczyka

Za kadencji Macieja Stolarczyka, dla którego był to debiut na ławce trenerskiej, jako pierwszego trenera, zespół całkowicie pogrzebał szansę awansu do ekstraklasy, a to był cel w klubie podstawowy. Trudno jednak tylko jego winić za tę sytuację. Nie przepracował z zespołem choćby jednego okresu przygotowawczego, jednak latem 2010 był już w sztabie szkoleniowym drużyny i na pewno też miał wpływ na formę piłkarzy, która okazała się niewystarczająca.

Pogoń pod wodzą trenera Macieja Stolarczyka rozegrała czternaście spotkań i wypracowała w nich średnią zdobytych punktów na poziomie 0,85. Tak niskiej średniej punktowej nie wypracował żaden z trenerów pracujących w Pogoni od momentu odbudowy klubu w roku 2007 aż do czasów Macieja Skorży w roku 2017, kiedy Maciej Stolarczyk był… dyrektorem klubu i też miał znaczący wpływ na sytuację panującą w klubie.

Poza Stolarczykiem żaden z czterech trenerów: Piotr Mandrysz, Artur Płatek, Marcin Sasal ani Ryszard Tarasiewicz nie zasłużyli na wczesne i niespodziewane zwolnienia. Nie zasłużyli, biorąc pod uwagę sytuację drużyny w tabeli, dorobek punktowy drużyny uzyskany pod ich wodzą, ani czas, w którym decyzja była podejmowana.

Piotr Mandrysz objął zespół Pogoni 15 września 2010 roku, kiedy szczecinianie zajmowali 14. miejsce w tabeli drugiej ligi, a do miejsca gwarantującego awans tracili jedenaście punktów. Mandrysz potrafił zespół wyciągnąć z kryzysu i Pogoń na koniec sezonu mogła się cieszyć z awansu. Były piłkarz Pogoni wyciągnął zespół z czternastego na drugie miejsce w tabeli.

Finał PP po 28 latach

W kolejnym sezonie Pogoń jako klub pierwszoligowy awansowała do finału Pucharu Polski, pokonała po drodze trzy kluby z ekstraklasy i żaden z kolejnych szkoleniowców Pogoni pracujący w zdecydowanie lepszych warunkach, mający do dyspozycji lepszych piłkarzy, nie potrafił nawet zbliżyć się do osiągnięcia Piotra Mandrysza w edycji Pucharu Polski z sezonu 2009/10.

Pogoń była też bliska awansu do ekstraklasy, ale ostatecznie ten wyścig przegrała z ŁKS i Górnikiem. Mandrysz pracę stracił po trzech kolejkach sezonu 2010/11, w których drużyna przegrała dwa mecze, a jeden wygrała. Został zwolniony po niespełna dwóch latach pracy, w których wypracował średnią zdobytych punktów na poziomie 1,75, grał w finale Pucharu Polski i awansował z zespołem do pierwszej ligi.

Spośród trenerów pracujących w Pogoni na trzech najwyższych poziomach rozgrywkowych, ale mających rozegranych przynajmniej 30 spotkań, wyższą średnią zanotował jedynie Jerzy Kopa (1,78), który prócz Mandrysza jako jedyny awansował do finału Pucharu Polski i to dwukrotnie. Potrafił też wprowadzić Pogoń do ekstraklasy, w której młody szczeciński zespół był w sezonie 1981/82 rewelacją.

Mandryszowi nie było dane dokończyć swojej pracy, choć wcześniej wiele razy wykazał, że jest godny zaufania na dłuższy czas. Stało się jednak inaczej. Przyszłość pokazała, że była to błędna decyzja. Następcy Mandrysza nie wypadli lepiej, a niektórzy nawet zdecydowanie gorzej.

Jego następcą był Maciej Stolarczyk, o którym już wspomnieliśmy i za którego kadencji Pogoń całkowicie zaprzepaściła szanse na awans już w rundzie jesiennej. Kolejni szkoleniowcy pracujący w Pogoni w sezonach 2010/11 i 2011/12 potrafili jednak osiągać dobre wyniki, a jednak też nie cieszyli się dużym zaufaniem.

Płatek za Stolarczyka

Miejsce Macieja Stolarczyka zajął Artur Płatek, który poprowadził Pogoń w końcówce rundy jesiennej roku 2010 i w całej rundzie wiosennej roku 2011. Przejął drużynę zajmującą czternaste miejsce w tabeli, a pozostawił na szóstym. Pod jego wodzą zespół zagrał w siedemnastu meczach i wypracował średnią zdobytych punktów na poziomie 1,65. Mimo to Płatek nie pozostał w drużynie na kolejny sezon. Jego miejsce zajął Marcin Sasal.

To był nie tylko trener niecieszący się zaufaniem w klubie, ale też mający duży problem z komunikacją z różnymi piłkarskimi środowiskami. Drużyna pod jego wodzą realizowała jednak cel, jakim był awans do ekstraklasy. Zespół po rundzie jesiennej liderował w tabeli i wygrał pierwszy mecz w rundzie wiosennej z najgroźniejszym konkurentem do awansu Piastem Gliwice.

Droga do ekstraklasy wydawała się otwarta zarówno dla klubu, drużyny, jak i Marcina Sasala. Wystarczyły jednak trzy porażki z rzędu, a trener Sasal pożegnał się z posadą. Pożegnał się w momencie raczej zaskakującym, bo zespół mimo trzech porażek z rzędu zajmował drugie, premiowane awansem miejsce i nie dostał szansy wyciągnięcia zespołu z kryzysu.

Sasal stracił pracę po 25 meczach, w których zespół wypracował średnią zdobytych punktów na poziomie 1,76, czyli lepiej od Piotra Mandrysza, Artura Płatka i tylko nieznacznie gorzej od Jerzego Kopy pracującego w innych czasach, w innych okolicznościach.

Sasal ze znakomitą średnią

Biorąc pod uwagę szkoleniowców Pogoni pracujących w ekstraklasie i na jej zapleczu w przynajmniej 25 spotkaniach, to Sasal pod względem dorobku punktowego jest drugim szkoleniowcem w historii pod względem skuteczności działań. Mimo to został zwolniony, uznano go za winowajcę.

Przerażenie związane z ewentualnym brakiem awansu okazało się silniejsze od zdrowego rozsądku, a zmiana szkoleniowca pokazała, że nie w trenerze tkwił problem, o ile w ogóle taki występował. Zespół wciąż bowiem znajdował się w ścisłej czołówce, choć nie rozpoczął rundy wiosennej zbyt dobrze.

Miejsce Marcina Sasala zajął Ryszard Tarasiewicz. Zespół pod jego wodzą zdołał uplasować się na miejscu gwarantującym awans, choć wydawało się w pewnym momencie, że szansa zostanie zaprzepaszczona. Tarasiewicz wraz ze swoim zespołem ten awans zapewnił sobie w samej końcówce. Na pięć ostatnich meczów drużyna wygrała cztery i to zadecydowało o wyprzedzeniu najgroźniejszego konkurenta Zawiszy Bydgoszcz.

Zespół pod wodzą Ryszarda Tarasiewicza rozegrał dziesięć meczów decydujących o awansie, kiedy presja była bardzo duża i drużyna zdołała w tych meczach uzyskać średnią zdobytych punktów na poziomie 1,7, czyli też całkiem nieźle, a nawet bardzo dobrze. Trochę lepiej od Artura Płatka i tylko nieznacznie gorzej od Piotra Mandrysza i Marcina Sasala.

Awans to za mało

To nie wystarczyło jednak do utrzymania posady i otrzymania szansy poprowadzenia zespołu już na boiskach ekstraklasy. Wywalczenie 17 punktów w 10 spotkaniach, kiedy styl gry drużyny na pewno pozostawiał wiele do życzenia, ale jednak skuteczność działań była na wysokim poziomie, to było za mało, żeby na dłużej zaufać trenerowi, który spełnił w klubie rolę typowego strażaka.

Sezony 2010/11 i 2011/12 były w historii klubu bardzo burzliwe, ale jednak zakończone sukcesem w postaci powrotu do ekstraklasy. Nigdy wcześniej ani nigdy później Pogoń nie zatrudniała w ciągu dwóch sezonów aż pięciu szkoleniowców, z których na dodatek tylko jeden z nich nie sprawdził się i osiągał rezultaty poniżej zakładanych. Do pozostałych nie można było mieć zastrzeżeń od strony sportowej.

Bardzo często decydował impuls, emocje, strach przed utraconą szansą. Mandrysz stracił pracę po trzech meczach sezonu, Sasal po czterech meczach rundy wiosennej, a Płatek i Tarasiewicz po wykonanej misji, jaką im powierzono w trudnym momencie. ©℗

Wojciech PARADA

Fot. R. Pakieser

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA