Sobota, 30 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Piłka nożna. Pogromcy Zidane polegli w Szczecinie

Data publikacji: 01 listopada 2019 r. 10:24
Ostatnia aktualizacja: 01 listopada 2019 r. 16:46
Piłka nożna. Pogromcy Zidane polegli w Szczecinie
 

Równo ćwierć wieku temu piłkarze GKS Katowice wyeliminowali z rozgrywek o Puchar UEFA Girondins Bordeaux w składzie z późniejszymi mistrzami świata i Europy: Zidane, Duggarym i Lizarazu. Trzy dni przed tym meczem Pogoń ograła pogromców francuskich mistrzów świata w ligowym meczu w Szczecinie.

28 października 1994: Pogoń Szczecin – GKS Katowice 1:0 (0:0) 1:0 Araszkiewicz (74).

Żółte kartki: Moskalewicz (Pogoń), oraz Węgrzyn i Borawski (Katowice).

Widzów: 7 tys.

Pogoń: Majdan – Studziński, Miązek, Jaskulski – Kuras, Stolarczyk – Araszkiewicz (78, Latała), Kaczmarek (65, Benesz), Piotrowski – Moskalewicz, Dymkowski. Trener: Jerzy Kasalik.

Katowice: Jojko – Maciejewski, Świerczewski, Węgrzyn - Nikodem (78, Szczygieł), Borawski – Wolny, Sermak, Kucz – Walczak (75, Janoszka), Strojek. Trener: Piotr Piekarczyk.

28 października 1994 roku piłkarze Pogoni Szczecin podejmowali na własnym boisku GKS Katowice i nie był to mecz, jak wiele innych. Spotkanie zaplanowano wyjątkowo na piątek. W latach 90 ubiegłego wieku nie było jeszcze sztywnych ram programowych, nie było współpracy z telewizją, dlatego to klub decydował zawsze w jaki dzień i o której godzinie rozgrywany będzie pojedynek.

Mecz z GKS zaplanowano jednak na piątek na wyraźną prośbę gości. We wtorek 1 listopada katowiczanie mieli rozgrywać rewanżowe spotkanie II rundy pucharu UEFA z Girondins Bordeaux, czyli dokładnie ćwierć wieku temu. W pierwszym meczu niespodziewanie wygrali w Katowicach 1:0 i stanęli przed zaskakującą szansą awansu do kolejnej rundy pucharu UEFA.

Przed wylosowaniem francuskiej drużyny nikt w Katowicach nie robił sobie większych nadziei. Klub z Bordeaux był zdecydowanym faworytem, a GKS pozbawiony gwiazd i reprezentantów wciąż jednak brylował w krajowych rozgrywkach.

Do Szczecina na mecz Pogoni z GKS przyjechał na obserwację dyrektor sportowy francuskiego klubu Patrick Battiston. To był wielokrotny reprezentant Francji, mistrz Europy, trzykrotny uczestnik mistrzostw świata, dwukrotny półfinalista w tych turniejach, postać niezwykle barwna i utytułowana.

Legenda francuskiej i światowej piłki

Rzadko się zdarzało, by na szczeciński stadion przyjeżdżały w oficjalnych rolach postacie tak legendarne, z absolutnego światowego topu i to nie tylko z powodów sportowych. Battiston przez dużą część swojej kariery piłkarskiej związany był właśnie z Girondins, natomiast po zakończeniu gry w piłkę pracował w różnych rolach już tylko w tym klubie.

To on ściągnął do Girondins zaledwie 20-letniego Zinedine Zidane z małego Cannes, a później go sprzedawał do Juventusu Turyn. Za ogromne pieniądze sprzedawał też innych reprezentantów Francji, wychowanków klubu: Christophe Dugarrego do Milanu i Bixente Lizarazu do Athletic Bilbao.

Battiston przez kibiców na całym świecie zapamiętany został jednak z wydarzenia z roku 1982. W półfinałowym meczu mistrzostw świata Francji z Niemcami został brutalnie sfaulowany przez bramkarza drużyny niemieckiej Haralda Schumachera i nieprzytomny został odwieziony do szpitala. Sędzia nie podyktował wtedy nawet rzutu wolnego.

Battiston przyjechał do Szczecina na mecz Pogoni z GKS w towarzystwie uroczej małżonki i dał się poznać z nienagannych manier. Dyrektorowi Pogoni Andrzejowi Rynkiewiczowi w podziękowaniu za gościnę wręczył butelkę wina, a sam mecz obserwował z trybun w obecności zwykłych kibiców, choć z małej trybuny, przeznaczonej dla specjalnych gości. Ze swoich obserwacji na pewno wynotował, że katowiczanie dobrze się bronią, ale w ofensywie już większego zagrożenia nie stanowią.

Pierwszy gol Araszkiewicza

Pogoń mecz z Katowicami wygrała 1:0 po golu Jarosława Araszkiewicza, który piłkarskim kibicom znany jest głównie z gry w Lechu Poznań, z którym zdobywał mistrzostwo i puchar Polski.

Araszkiewicz wzmocnił portowców na początku rundy jesiennej. Wiosną występował w niemieckim Herzlake i był już trochę przez polskich kibiców zapomniany. Herzlake to nie był wielki klub, a Araszkiewicz zdołał wiosną 1994 rozegrać w jego barwach zaledwie siedem spotkań.

Trenerem Pogoni był wówczas Jerzy Kasalik, który w latach 70 ubiegłego wieku był wiodącym piłkarzem też Lecha Poznań. Praca w Pogoni w roli pierwszego trenera była dla niego pierwszą, ale nie można było określić go mianem żółtodzioba.

Miał już 45 lat, a przez wiele lat pełnił funkcję asystenta u trenera w tamtych czasach z najwyższą marką – Henryka Apostela najpierw w Lechu Poznań, a później w Górniku Zabrze, a więc klubach w tamtych czasach z absolutnego krajowego topu.

W chwili, gdy Apostel otrzymał propozycję objęcia reprezentacji Polski, Kasalik postanowił pracować na własny rachunek i zaczął od Pogoni. To on usilnie namawiał Andrzeja Rynkiewicza, by sprowadzić na Twardowskiego Araszkiewicza.

Jeden rutyniarz dla równowagi

Pogoń była wówczas klubem, który skład opierał na piłkarzach przez wiele lat związanych z Pogonią i Szczecinem. Zawsze jednak do klubu trafiał przeważnie jeden doświadczony piłkarz, który miał stanowić pewną równowagę. We wcześniejszych latach takimi zawodnikami byli: Stefan Machaj i Dariusz Wojtowicz, a w sezonie 1994/95 był nim Araszkiewicz.

29-letni wtedy napastnik, lub ofensywny pomocnik nie spełniał jednak oczekiwań. W rundzie jesiennej roku 1994 rozegrał w barwach Pogoni 14 spotkań, ale zaledwie dwa w pełnym wymiarze czasowym. Zdarzało się też, że rozpoczynał spotkania na ławce rezerwowych. Nie tego się spodziewano po piłkarzu tak utytułowanym, z takimi możliwościami i potencjałem.

Mecz z GKS Katowice był jednak w jego wykonaniu zaprzeczeniem całego, krótkiego pobytu w Szczecinie. Araszkiewicz w tamtym spotkaniu wzniósł się na wyżyny swojego talentu. Rozgrywał, atakował, nękał defensywę katowiczan.

To był ten piłkarz, którego pamiętaliśmy ze znakomitych występów w Lechu Poznań i Legii Warszawa, kiedy zdobywał tytuły mistrza Polski, grał w europejskich pucharach przeciwko takim markom, jak: Liverpool, Athletic Bilbao, Inter Mediolan, a także był powoływany do reprezentacji Polski.

Promocja i sprzedaż

Dla Pogoni była to sytuacja bez precedensu, że do drużyny trafił piłkarz o tak znakomitej przeszłości, wcześniej takie historie się nie zdarzały, Pogoń raczej promowała piłkarzy i ich sprzedawała. Tak uczyniła ze srebrnymi medalistami Igrzysk Olimpijskich: Dariuszem Adamczukiem i Dariuszem Szubertem, a także nieco wcześniej z Jackiem Cyzio.

W meczu z GKS Araszkiewicz zdobył jedynego gola w meczu i była to bramka wyjątkowa. Decydowała o zwycięstwie portowców, a katowiczan pozbawiła miana jedynej drużyny w ekstraklasie bez porażki. Jednocześnie była premierowa w występach Araszkiewicza w barwach Pogoni, a trzeba wiedzieć, że był to jego już dziesiąty występ.

Były piłkarz Lecha miał wyraźne braki kondycyjne. Już w swoim drugim występie w Pogoni przeciwko Ruchowi Chorzów doznał kontuzji i opuścił boisko po niespełna pół godzinie. Nawet w spotkaniu z GKS Katowice nie dotrwał do końca, choć rozgrywał swój najlepszy mecz w szczecińskiej drużynie. Zszedł z boiska zaledwie 4 minuty po zdobyciu gola.

- Jarek zrobił swoje i można było już dać mu odpocząć – skwitował po meczu trener Kasalik.

Problem z wygrywaniem

Pogoń przystępując do meczu z GKS uchodziła za drużynę mającą spory problem z wygrywaniem meczów u siebie i strzelaniem goli. W dwunastu meczach zdobyła zaledwie jedenaście goli, a u siebie na sześć spotkań zdołała wygrać zaledwie raz. Nie rokowało to dobrze przed pojedynkiem z katowicką drużyną.

Choć Pogoń przed meczem z GKS zajmowała miejsce w środku tabeli, a rywal był liderem, to jednak portowcy mieli w swoim składzie wydawałoby się piłkarzy o większym potencjale. Mieli reprezentacyjnego obrońcę Waldemara Jaskulskiego, czterech młodzieżowych reprezentantów kraju: Leszka Pokładowskiego, Rafała Piotrowskiego, Olgierda Moskalewicza i Marcina Kaczmarka, a także wspomnianego, bardzo utytułowanego Araszkiewicza.

To był okres, w którym Pogoń dostarczała do reprezentacji młodzieżowej najwięcej piłkarzy. W przerwie zimowej sezonu 1994/95 do Pogoni dołączył między innymi Grzegorz Niciński. Wraz ze wspomnianą czwórką wystąpił w grudniowym towarzyskim meczu z reprezentacją Hiszpanii przegranym 0:1. To była historyczna chwila, bowiem nigdy wcześniej, ani nigdy później aż pięciu piłkarzy Pogoni nie grało w drugiej co do rangi reprezentacji swojego kraju.

Solidna defensywa

Katowicki zespół nie był pozbawiony piłkarzy solidnych, ocierających się nawet o reprezentację (Jojko, Świerczewski, Węgrzyn, Maciejewski), ale na pewno możliwości tej drużyny nie były zdecydowanie większe, niż Pogoni.

Zespół Piotra Piekarczyka znakomicie dzielił grę w ekstraklasie z udanymi występami w pucharze UEFA. GKS do meczu z Pogonią nie przegrał w żadnym z dwunastu spotkań, liderował w tabeli, ogrywał naszpikowaną reprezentantami kraju Legię Warszawa. W pucharze UEFA wyeliminował między innymi grecki Aris Saloniki, a w pierwszym spotkaniu wygrał też niespodziewanie z Girondins Bordeaux i sposobił się do rewanżu, który okazał się dla nich zwycięski.

W nim nie dawano katowiczanom zbyt wielu szans, ale rzeczywistość okazała się dla polskiej drużyny znakomita. GKS w latach 80 i 90 ubiegłego wieku w miarę regularnie reprezentował polski futbol w rozgrywkach o europejskie puchary, ale to jesienią 1994 roku osiągnął w Europie swój największy sukces dochodząc do trzeciej rundy pucharu UEFA.

Atutem katowickiej drużyny była znakomita defensywa. Katowiczanie w dwunastu ligowych meczach stracili tylko pięć bramek, a w pięciu wyjazdowych potyczkach zaledwie dwie. W Szczecinie przez dużą część meczu zanosiło się na to, że goście utrzymają miano drużyny bez porażki, że znów nie pozwolą sobie strzelić gola. W jednej akcji nie upilnowali jednak wspomnianego Araszkiewicza, który na kwadrans przed końcem meczu zapewnił portowcom wygraną.

Rutyniarze w roli dublerów

W październikowym meczu w roli zmienników wystąpili weterani obu zespołów: Adam Benesz w Pogoni i Marian Janoszka w GKS. Ten pierwszy miał już 35 lat i był to dla niego ostatni sezon w najwyższej klasie rozgrywkowej. W meczu z GKS rozpoczął spotkanie na ławce rezerwowych dość niespodziewanie, wcześniej był raczej pewniakiem do gry w wyjściowym składzie, natomiast o dwa lata młodszy Janoszka dopiero zaczynał swoją przygodę z polską ekstraklasą i występował w niej nawet po ukończeniu 40 lat.

Siłą katowiczan była jednak defensywa. Musiała być rzeczywiście spora, skoro w dwumeczu ze słynnym i faworyzowanym Girondins Bordeaux dali sobie strzelić zaledwie jedną bramkę, a trzeba wiedzieć, że w składzie francuskiej drużyny grało trzech późniejszych mistrzów świata i Europy: Zinedine Zidane, Christophe Dugarry i Bixente Lizarazu. To nie byli jeszcze wtedy tak znani piłkarze, jak w latach późniejszych, ale już wtedy prezentowali reprezentacyjną formę i szybko wspinali się w piłkarskiej hierarchii. Wojciech Parada

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

wus
2019-11-01 16:44:51
I tak duch Zidana zawitał w Szczecinie :P
kibic Pogoni od 1410
2019-11-01 12:50:25
no, a kilka dni pozniej dostali w odwlok od ostatniej w tabeli stali mielec.
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA