Niedziela, 24 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Piłka nożna. Przerwany srebrny sen Pogoni...

Data publikacji: 23 czerwca 2023 r. 06:36
Ostatnia aktualizacja: 26 lutego 2024 r. 19:15
Piłka nożna. Przerwany srebrny sen Pogoni...
- Wygramy! - Krzyczy do szczecińskich kibiców stojący w środku Sabri Bekdas; z lewej Artur Korneluk; z prawej przewodniczący Rady Klubu Edmund Trokowski. Fot. archiwum  

Piłkarze szczecińskiej Pogoni po raz trzeci z rzędu wywalczyli prawo gry w europejskich pucharach, a w tym roku stało się to dzięki IV miejscu w PKO BP Ekstraklasie, ale w poprzednich dwóch sezonach portowcy zdobywali brązowe medale, co należy uznać za spore sukcesy naszego klubu, który w swej historii lepsze wyniki miał tylko dwukrotnie, wywalczając wicemistrzostwa w sezonach 1986/1987 i 2000/2001. Co jakiś czas odwiedza nasze miast Artur Korneluk, który 22 lata temu był dyrektorem srebrnej Pogoni i prezesem stowarzyszenia MKS Pogoń, więc poprosiliśmy go o spotkanie, by powspominać dobre czasy, a może i ujawnić parę zakulisowych spraw...

- Jak rozpoczęła się przygoda z piłką i Pogonią?

- Chociaż miałem dopiero 28 lat, wystartowałem i to z powodzeniem w konkursie na prezesa Morskiego Klubu Sportowego Pogoń Szczecin, a z futbolem miałem sporo związków jako zawodnik Stali Stocznia, zaś później po ukończeniu kursu sędziowskiego próbowałem swych sił jako arbiter.

- Pamiętamy pewien mecz niższego szczebla, gdy do Morynia na spotkanie tamtejszego Morzycka, przyjechał w towarzystwie ojca młody i ambitny, choć lekko zestresowany sędzia liniowy i pobierał nauki od głównego, ale wróćmy do spraw Pogoni i kondycji naszego klubu na przełomie wieków.

- Też pamiętam mecz w Moryniu, a sytuacja portowców w 1999 roku była nadzwyczaj trudna, bo nie tylko spadek zagrażał piłkarzom, ale i sytuacja klubu była niemal tragiczna, a wierzycieli bez liku, więc groziło nawet niedopuszczenie do rozgrywek w kolejnym sezonie. Gdy objąłem funkcję prezesa dostałem solidne wsparcie w postaci Tomasza Lachowicza, który został oddelegowany do klubu ze szczecińskiego Urzędu Miasta. Wspólnie opracowaliśmy program naprawczy finansów stowarzyszenia, zawarliśmy ugody z wierzycielami, podpisaliśmy sporo listów intencyjnych, a na horyzoncie był już inwestor strategiczny, ale jego wstępnym warunkiem było utrzymanie drużyny w ekstraklasie, co udało się spełnić z trenerem Albinem Mikulskim i to bez niepotrzebnej nerwówki w ostatnich kolejkach.

- Przed kolejnym sezonem rozpoczynał się na Twardowskiego świetny okres...

- Do finalizacji zbliżały się rozmowy ze spółką Mat Trade i jej tureckim właścicielem Sabrim Bekdasem, który był zakochany w futbolu, a już po pierwszej wizycie na meczu w Szczecinie, zauroczył się atmosferą stadionu oraz kibicami, zaś w wyobraźni miał już Ligę Mistrzów. Zatrudnił trenera naszej srebrnej kadry olimpijskiej i selekcjonera pierwszej reprezentacji, czyli Janusza Wójcika, który został szkoleniowcem Pogoni, a później z powodu pewnych uwarunkowań prowadził nasz zespół wspólnie z Edwardem Lorensem jako doradca. Sztab szkoleniowy wzmocnił też znakomity trener bramkarzy Andrzej Czyżniewski. Lekarzem był Dariusz Lejman i zaczynał wdrażać się Bartosz Paprota, a rolę fizjoterapeutów pełnili Dariusz Dalke i Stanisław Mazuro. Kierownikami drużynmy byli Jerzy Orłowski i Leszek Pokorski, a w biurze pracowały wspaniałe kobiety: Irena Brzozowska, Iwona Kowalska, Anna Karbowińska i o szczególnie ujmującym głosie Danuta Krajewska. Do gremium kierowniczego klubu dołączyli zaś wokalista i basista zespołu Quo Vadis Tomasz Skuza, autor hymnu Pogoni i piłkarski arbiter Marcin Pracz. Chciałbym też wspomnieć, jak bardzo nam pomagał przewodniczący rady nadzorczej spółki, nieodżałowany Ludomir Dyś, niezwykle inteligentny, a przy tym taktowny i bardzo życzliwy dobry człowiek. Muszę też podkreślić, jak wiele mi dały częste rozmowy o historii Pogoni z legendą klubu, świętej pamięci Florianem Krygierem. Największym hitem tamtego okresu były jednak transfery piłkarzy, których przyszło kilkunastu bo płaciliśmy chyba najlepiej w kraju z premiami meczowymi do 400 tysięcy złotych, a większość nowych to byli reprezentanci Polski! Pozyskaliśmy nawet króla strzelców mistrzostw świata Olega Salenkę. Warto jednak wymienić więcej nazwisk z tego transferowego zaciągu: rządzący drużyną Kazimierz Węgrzyn i Jacek Bednarz, tłumacz w obecnej reprezentacji Polski Fernando Santosa, czyli Grzegorz Mielcarski oraz Sergiej Szypowski, Veselin Đoković, Piotr Mosór, Dariusz Gęsior, Paweł Skrzypek, Grzegorz Kaliciak, Daniel Dubicki, Sergiusz Wiechowski, Jacek Chańko, Brasília, Ferdinand Chi Fon i Jerzy Podbrożny. Do tego dodajmy zawodników z naszego regionu z Radosławem Majdanem i Pawłem Drumlakiem na czele, a byli to jeszcze: Dariusz Szubert, Robert Dymkowski, Bartosz Ława, Maciej Kaczorowski i Leszek Pokładowski, a mogłem jeszcze kogoś przeoczyć. Jako ciekawostkę powiem, że z tamtych lat pamiętam jeszcze Kamila Grosickiego, ale jako juniora i miło jest mi go oglądać w tak dobrej formie jak w minionym sezonie. Z takim rewelacyjnym składem jak mieliśmy w 2000 roku nie dziwi tytuł mistrza jesieni, a skończyło się tytułem wicemistrzowskim, bo ustąpiliśmy pola krakowskiej Wiśle. Myślę, że mieliśmy szansę nawet na złoto, ale pod koniec sezonu zanotowaliśmy wpadki, jak choćby 0:4 z Odrą w Wodzisławiu Śląskim, czy u siebie 3:4 z Polonią Warszawa, choć po 9 minutach prowadziliśmy 2:0...

- Mówimy o sprawach sportowych, a jak to wyglądało organizacyjnie?

- Byliśmy prekursorami, bo założyliśmy pierwszą w Polsce Sportową Spółkę Akcyjną, w której zostałem dyrektorem. Prezes spółki Sabri Bekdas już na samym starcie pospłacał wszystkie długi i rozpoczął zakupy. Chyba jako pierwsi w kraju mieliśmy też swój oznakowany klubowy autokar, co dziś jest standardem nawet w niższych ligach. Stacja Eurosport transmitowała na żywo nasz towarzyski mecz z Galatasaray Stambuł. Turecki właściciel doprowadził też do stanu używalności jupitery, by mecze mogły być rozgrywane po zmroku, bo właśnie w takiej scenerii tworzą się prawdziwe piłkarskie spektakle. Budżet mieliśmy jak na tamte czasy rekordowy i mogę już chyba ujawnić, że wynosił on 22 miliony złotych. W ciągu sezonu przychód wyniósł zaś aż 24 miliony złotych, więc mimo sporych wydatków, jeszcze dwa miliony zarobiliśmy na czysto. Dobra drużyna była świetnym produktem marketingowym, a budżet nie był robiony na kolanie, lecz wszystko było dokładnie przemyślane. Na sporcie można zarabiać i to nie tylko na sprzedaży zawodników. Nie było wtedy dużych kwot za transmisje telewizyjne, a naszym głównym źródłem przychodów były bilety i reklamy. Mieliśmy też dobrych sponsorów, choć nie było ich tak wielu. Wymienię trzech największych: Uhlsport i małżeństwo Kobylańskich, Adidas oraz Browar Bosman.

- Pogoń cieszyła się wtedy wsparciem kibiców?

- To mało powiedziane! Miasto żyło wtedy Pogonią i prawie każdy był kibicem, a ludzie utożsamiali się z piłkarskim zespołem. Wszędzie, w kawiarniach, na ulicach, w tramwajach, dyskutowało się o portowcach. Stadion miał pojemność 22 tysięcy miejsc, ale teraz po tylu latach to już mogę chyba zdradzić, że na wiele spotkań sprzedawaliśmy komplet 35 tysięcy biletów. I nie było ani jednej skargi, że ktoś się nie dostał, czy nie miał miejsca. Ale ludzie siedzieli wszędzie. Na siedziskach i drewnianych ławkach byli ściśnięci jak przysłowiowe śledzie w beczce, ale siadali też na schodach, na murkach, a nawet wspinali się na konstrukcję jupiterów. Byli też kibice na gapę, oglądający spotkania z dachów altanek na pobliskich działkach. Osobny rozdział to szalikowcy, pod wodzą Marka Pawlaka i Grzegorza Kozaka, wspierający nas w grodzie Gryfa, ale także na wyjazdach, a zdradzę, że nieco dofinansowywaliśmy te eskapady. Co mecz na Twardowskiego była oryginalna kibicowska oprawa z jakąś niespodzianką, jak na przykład rekord rzuconych serpentyn, baloniki na całym stadionie czy półlegalne fajerwerki, które wtedy nie były jeszcze zakazane. Cała Polska nam zazdrościła wiernych fanów! Mieliśmy też naprawdę dobrą prasę i mile wspominam doświadczonych dziennikarzy, czasami wspierających nas także w roli spikerów, jak Piotr Baranowski czy Bogdan Tychowski, a także pracujących głównie piórem: Jacka Grażewicza, Ryszarda Godlewskiego i Janusza Kaźmierczaka. Z młodej fali doceniam szczególnie radiowca Artura Dyczewskiego, wielkiego profesjonalistę z własnym zdaniem, któremu nie wystarczała sucha informacja, lecz sam chciał być wszędzie i na własne oczy wszystko zobaczyć. Najbliższy był mi jedna świętej pamięci Wojtek Parada.

- Czemu ten piękny srebrny sen nie przerodził się w złoty, lecz tak szybko został przerwany?

- Sabri Bekdas miał wielki plany względem wielkiej Pogoni i to na lata. Chciał dominacji w Polsce i sukcesów w europejskich pucharach. Chciał też zarabiać, ale nie na piłkarzach, lecz dzięki rozgłosowi ze sportowych sukcesów rozkręcając na szeroką skalę działalność gospodarczą. Chciał sam wybudować duży, nowoczesny stadion, ale przy okazji także centrum handlowe. Chciał też sprowadzić do Szczecina większą grupę tureckich biznesmenów, by wspólnie zapewnić Pogoni jeszcze stabilniejsze finansowe fundamenty. Przyjazd gości znad Bosforu chyba jednak kogoś przestraszył. Prezes nie dostał też obiecanych terenów wokół stadionu, gdzie miał prowadzić inwestycję. Prezydenci Szczecina zmieniali się szybko, Mariana Jurczyka zastąpił Marek Koćmiel, a tego Edmund Runowicz, lecz żaden nie chciał podjąć męskiej decyzji. Mówiono, że budowa hipermarketu w samym centrum miasta zablokuje cały Szczecin i nie da się w nim żyć, a to przecież było Pogodno...

- Jak pan odebrał, że niedługo później i praktycznie bez żadnych protestów, wybudowano Centrum Handlowe Galaxy i Galerię Kaskada?

- Cóż mam odpowiedzieć? Plac Żołnierza i plac Rodła to peryferie względem ulic Twardowskiego i Karłowicza? Myślę, że w miejskich władzach nie wszystkim na rękę była silna Pogoń i to jeszcze z niezależnym, silnym inwestorem strategicznym. Niektórzy, jak choćby drobni kupcy mogli mieć pewne obawy i ja to rozumiem, a dla innych Pogoń nic nie znaczyła wobec własnego interesu...

- Czy myśli pan jeszcze o działalności w sporcie i wykorzystaniu zdobytej przed laty wiedzy?

- Nie mieszkam teraz na stałe w Szczecinie i nie chcę mówić o szczegółach mojej działalności, ale opalenizna może zdradzać, że sporo czasu spędzam w Afryce, więc tylko wspomnę, że Kenia jest pięknym krajem... Wracając zaś do pytania, to nie wykluczam, że powrócę do rodzinnego miasta i choć nie myślę o działalności sportowej, to znam przysłowie: „nigdy nie mów nigdy!"...

- Dziękujemy za rozmowę. ©℗(mij)

TABELA KOŃCOWA SEZONU 2000/2001

1. Wisła Kraków 62 66-27 19 5 6
2. POGOŃ Szczecin 53 43-33 16 5 9
3. Legia Warszawa 50 45-29 14 8 8
4. Polonia Warszawa 46 38-30 13 7 10
5. Zagłębie Lubin 46 43-40 14 4 12
6. Ruch Chorzów 44 50-46 13 5 12
7. Amica Wronki 44 48-44 13 5 12
8. GKS Katowice 42 28-22 9 15 6
9. Odra Wodzisław 39 39-46 10 9 11
10. Dyskobolia Grodzisk 37 35-38 9 10 11
11. Śląsk Wrocław 36 32-38 9 9 12
12. Widzew Łódź 36 33-40 9 9 12
13. Górnik Zabrze 34 29-35 9 7 14
14. Stomil Olsztyn 34 22-41 10 4 16
15. Orlen Płock 31 37-55 9 4 17
16. Ruch Radzionków 31 27-51 9 4 17

 

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

Znany
2024-02-26 18:55:31
Znany przekręt A.Korneluk, prawie prezes za wstawiennictwem ojca urzędnika urzędu wojewódzkiego, prawie piłkarz, prawie sędzia, prawie uczciwy przedsiębiorca wiedzą o tym w Gryfinie, Ińsku, Szczecinie. Prawie doktor, a z pewnością śliski człowiek
Helikopter z Misia
2023-06-23 10:47:16
po co komu inwestor, który sam się utrzymuje i sam wybuduje stadion ? Jak można zrobić budowę za 350 mln we własnym gronie. 20 lat minęło, a tu cały czas ten sam sposób rządzenia miastem. Liczebność mieszkańców spadła do 393 tys. Ale ważne, że rządzimy nimi MY. TKMY cały czas akutalne.
Kajak
2023-06-23 10:01:33
A willa w Dobrej z basem za co powstała?
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA