Czwartek, 28 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Piłka nożna. Reaktywacja Zwolińskiego

Data publikacji: 08 lipca 2019 r. 18:32
Ostatnia aktualizacja: 09 lipca 2019 r. 10:10
Piłka nożna. Reaktywacja Zwolińskiego
 

Gdy w ubiegłym roku 26-letni wychowanek Pogoni Szczecin Łukasz Zwoliński odchodził z klubu za porozumieniem stron, nikt nie żałował tej decyzji. Ani szczecińscy kibice, którzy mieli już dość strzeleckiej indolencji wychowanka, trafiającego w ciągu ostatnich dwóch lat mniej więcej raz na rok, ani klub, który nie miał z piłkarza korzyści, ani sam zawodnik, który był mocno sfrustrowany swoją strzelecką niemocą.

Swój ostatni mecz w barwach Pogoni rozegrał 19 maja 2018 roku. Pogoń gromiła w Krakowie miejscową Cracovię 4:1, a Zwoliński, tak jak to bywało w wielu wcześniejszych meczach pod wodzą Kosty Runjaica, pracował bardzo mocno, starał się, znajdował się w sytuacjach strzeleckich, ale gola nie zdobył.

Z boiska schodził w 66. minucie z wyraźnym grymasem niezadowolenia. Już wiedział, że to jego ostatni mecz w Pogoni, ostatnia szansa zmazania wcześniejszych piłkarskich win, która nie została wykorzystana mimo kilku dobrych sytuacji. Pożegnanie nie nastąpiło w geście triumfu.

Jego odejście do beniaminka chorwackiej ekstraklasy Goricy nie zwiastowało zbyt wielu sukcesów. Zwoliński trafił do klubu prowincjonalnego, rozgrywającego swoje mecze na przestarzałym, mało funkcjonalnym obiekcie, gdzie poza meczami z ligowymi potentatami nie stawiało się więcej jak 2 tysiące kibiców. Na jednym ze spotkań zanotowano nawet frekwencję poniżej 1 tysiąca fanów.

Odbudowa na prowincji

Dla Zwolińskiego to nie był problem, to był nawet atut i sprzyjająca okoliczność, żeby skutecznie się odbudować, odwrócić od siebie uwagę wymagających kibiców, skupić się na grze, zdobywaniu goli i odbudowaniu piłkarskiej reputacji, która w ostatnich dwóch latach została w Pogoni brutalnie nadszarpnięta.

Dziś śmiało możemy powiedzieć, że jego piłkarskie oczyszczenie na chorwackiej prowincji w pełni się powiodło. Zwoliński był najskuteczniejszym piłkarzem swojej drużyny. W 33 meczach minionego sezonu zdobył 14 goli, strzelał z częstotliwością raz na 200 minut.

Dodał do tego trzy asysty, w klasyfikacji najskuteczniejszych strzelców uplasował się na wysokim czwartym miejscu, ustępując jedynie napastnikom bardziej wartościowym, wycenianym w przedziale 1,5-2,5 mln euro, z mocnych, bogatszych, skuteczniejszych drużyn: Hajduka, Rijeki i Osijeku.

Wartość Zwolińskiego w ciągu minionego roku wzrosła z 250 tys. euro do 1 mln euro. Jesienią ubiegłego roku media informowały o zainteresowaniu piłkarzem mocnych zagranicznych klubów: Borussii Dortmund i AC Milan, i choć więcej w tym mogło być plotek i pobożnych życzeń, to jednak sam fakt pojawienia się nazwiska piłkarza obok tak renomowanych europejskich marek wzbudzał już podziw i entuzjazm.

Zwoliński na swoją markę pracował pieczołowicie przez cały rok, choć nie ustrzegł się kryzysów. Od 21 października do 2 kwietnia zagrał w 16 meczach i trafił do bramki przeciwnika tylko trzy razy, w tym raz z rzutu karnego. Widmo powrotu do strzeleckiej niemocy mocno zaczęło zaglądać mu w oczy.

Jeden raz na ławce

To nie był dla niego dobry okres, który spowodował, że mecz z Belupo rozegrany 14 kwietnia zaczął po raz pierwszy i jedyny w sezonie na ławce rezerwowych. Wszedł na boisko na ostatni kwadrans, zdobył gola, zapewnił wygraną 4:3 i więcej już na ławkę rezerwowych nie wrócił.

Na koniec poprzedniego roku wybrany został do najlepszej jedenastki ligi chorwackiej uwzględniającej mecze z rundy jesiennej. Złożyło się na to osiem goli i jedna asysta w 18 rozegranych spotkaniach. Zwoliński był ofensywnym motorem napędowym drużyny, która stała się rewelacją sezonu.

Gorica uplasowała się na piątym miejscu, przegrywając walkę o podium i europejskie puchary zaledwie o trzy punkty z takimi firmami jak: Osijek i Hajduk Split. Dinamo Zagrzeb i Rijeka były poza konkurencją, choć tą ostatnią udało się dwa razy pokonać, w tym jeden raz na jej boisku.

Drużyna Goricy punktowała ze średnią zdobytych punktów na poziomie 1,64, czyli lepiej niż Pogoń podczas obecnego sezonu w lidze plasującej się niżej w europejskim rankingu. Nikt przed rozpoczęciem sezonu nie spodziewał się tak skutecznej gry drużyny, która w chorwackiej HNL zameldowała się po raz pierwszy w historii.

Pogrążał faworytów

Zwoliński bardzo wiele ze swoich bramek zdobywał w meczach bardzo prestiżowych, przeciwko najmocniejszym drużynom w Chorwacji. System rozgrywek w Chorwacji jest taki, że w najwyższej klasie rozgrywkowej rywalizuje dziesięć drużyn, które rozgrywają ze sobą cztery rundy spotkań. Każdy zespół mierzy się z każdym innym po cztery razy.

Zwoliński zapewniał swojej drużynie zwycięstwa z Hajdukiem Split (3:0 u siebie i 2:0 na wyjeździe) i Rijeką (2:1 u siebie i 3:1 na wyjeździe) po dwa razy z Osijekiem (1:0 na wyjeździe). Nie udało mu się strzelić gola najmocniejszej drużynie w Chorwacji, Dinamo Zagrzeb.

14 zdobytych goli w jednym sezonie to najlepszy wynik Zwolińskiego w jego karierze. Dotąd jego najlepszym dorobkiem było 12 zdobytych goli w sezonie 2015/16. Trenerem Pogoni został wówczas Czesław Michniewicz, przy którym Zwoliński wszedł na wyższy poziom.

Przez krótki czas był nawet w Pogoni wyżej w hierarchii od powracającego do formy po kontuzji Marcina Robaka. Jak się później okazało, zdecydowanie przedwcześnie. Wydawało się wtedy, że w Pogoni nastąpiła łagodna zmiana warty, ale rzeczywistość okazała się dla Zwolińskiego bardziej brutalna.

Młody jak na napastnika

Robak do dziś pozostaje w polskiej ekstraklasie jedynym polskim napastnikiem rywalizującym z zagranicznymi o miano najskuteczniejszego, natomiast Zwoliński zmagał się w Pogoni z czasem dla niego bardzo okrutnym, w którym liczono mu minuty, mecze i tygodnie bez gola.

Zwoliński wciąż musi pracować na swoją pozycję. 26 lat to nie jest dla napastnika wiek zbyt poważny. Wystarczy spojrzeć na wiek najskuteczniejszych piłkarzy w polskiej ekstraklasie. Angulo ma 35 lat, Robak jest o dwa lata starszy, a Paixao jest rówieśnikiem Hiszpana.

Najważniejsze, żeby piłkarz złapał stabilizację. Nawet jeden dobry sezon w zagranicznej lidze, zajmującej w rankingu UEFA 15. miejsce, nie gwarantuje poważnego zainteresowania renomowanych zagranicznych klubów. Zwoliński musi swoją pozycję potwierdzić, musi być bardziej regularny.

Zagraniczni skauci dostrzegają fakt, że piłkarz w ciągu dwóch lat zdobył zaledwie dwa gole, nie będąc w tym czasie kontuzjowany, grając w miarę regularnie. To nie najlepiej o nim świadczy i najbliższy czas musi on poświęcić na to, żeby ugruntować swoją pozycję.

Potrzebna regularność

Zagraniczne kluby wolą pozyskiwać piłkarzy regularnie zdobywających po 10 lub 12 goli niż takich, którzy w jednym sezonie mają ich na koncie 14, a w dwóch poprzednich po jednym. Wtedy wzrasta ryzyko, że może się powtórzyć sezon właśnie z tym jednym golem.

Zwolińskiemu w lidze chorwackiej było łatwiej z kilku powodów. Przede wszystkim było to dla niego nowe miejsce, był postacią anonimową, z czasem zdobywał szacunek, jego wartość wzrastała wraz z dobrymi wynikami całej drużyny. Umiał się świetnie zaaklimatyzować.

Gorica była beniaminkiem HNL, grała raczej defensywnie, była niedoceniana, szukała kontr, a Zwoliński tym samym miał więcej miejsca. Tak było też za czasów Czesława Michniewicza; później za kadencji trenera Kazimierza Moskala Pogoń chciała przejmować inicjatywę, miejsca na rozegranie ataku pozycyjnego było mniej i wychodziło wiele technicznych mankamentów Zwolińskiego, który z całą pewnością nie jest piłkarzem kompletnym, ale świetnie się odnajduje w drużynach odpowiednio dla niego skonstruowanych, z szybkimi skrzydłowymi szukającymi wolnych przestrzeni.

Zwoliński w ciągu ostatniego sezonu zmienił się też pod względem fizycznym. Stał się piłkarzem bardziej mobilnym, lekkim, nieco stracił na wadze. Nie jest już tak silny, tak mocno umięśniony, przez co stracił na dynamice, zwrotności. W Chorwacji wygląda lepiej i jest przez to skuteczniejszy, szybszy.

Niewątpliwie duży wpływ na jego postęp miał bardzo udany początek sezonu. Zawodnik po dziesięciu meczach miał na koncie siedem zdobytych bramek, zyskał zaufanie u reszty drużyny, powierzono mu wykonywanie jedenastek, co w Pogoni było jego zmorą.

W Pogoni nie wykorzystał aż trzech jedenastek, zdarzyło mu się to też w Goricy, jednak w większości przypadków był pewny w swoich działaniach, obdarzony zaufaniem, przez co jego postęp był jeszcze bardziej zauważalny. Kolejny sezon będzie już trudniejszy z tego względu, że zawsze trudniej jest potwierdzić niż wywalczyć wysoką renomę. ©℗

Wojciech PARADA

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

do dajcie spokój
2019-07-09 09:34:35
A kogo ty obchodzisz?????po co więc czytasz@
Dajcie spokój
2019-07-08 19:05:57
Co mnie obchodzi jakiś Zwoliński
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA