Piłkarze Pogoni Szczecin już po pierwszym meczu grupy mistrzowskiej spadli na ostatnie miejsce w tej grupie i bardzo trudno będzie naszej drużynie tę pozycję poprawić. Zespół Kosty Runjaica niżej już nie spadnie, taki jest regulamin rozgrywek, ale musi usilnie powalczyć o to, żeby obecna runda wiosenna nie okazała się najsłabszą od momentu, kiedy zespół w roku 2012 powrócił po pięciu latach do ekstraklasy.
Niestety, jest tego bardzo blisko. Już dziś średnia zdobytych punktów w rundzie wiosennej jest poniżej jednego punktu na mecz. Dokładnie 0,9. Nieco lepszą średnią notowała Pogoń nawet w swoim premierowym sezonie w ekstraklasie jako beniaminek w roku 2013, kiedy do końca broniła się przed degradacją, a zimą dokonała takich transferów, jak pozyskanie Tadrowskiego, Murayamy i Chałasa.
To byli piłkarze pozyskani z niższych klas rozgrywkowych, Murayama nawet z trzeciej ligi, dokładnie z Gwardii Koszalin. Filigranowy Japończyk swoją przygodę z Pogonią zakończył na 78 meczach i 9 golach, o czym przykładowo Santeri Hostikka mógłby tylko pomarzyć.
Chałas w rundzie wiosennej roku 2013 zdobył dwa gole w dziesięciu meczach. Manias ma na koncie już czternaście meczów, do tego dwa w Pucharze Polski i oczywiście żadnej zdobyczy. 30-letni Grek w ostatnim spotkaniu z Lechią przebywał na boisku 12 minut i w tym czasie miał jeden kontakt z piłką, wykonał jedno celne podanie, przegrał jeden pojedynek główkowy i raz znalazł się na pozycji spalonej. To wszystko.
Tyle miał do zaoferowania piłkarz, na którego Pogoń zdecydowała się już w marcu ubiegłego roku na cztery miesiące przed otwarciem okna transferowego i zaproponowała trzyletni kontrakt zawodnikowi, który zbliżał się do trzydziestki, raz wyjechał z ligi greckiej i kompletnie się nie sprawdził. Pogoń podjęła decyzję pochopnie i na tym teraz traci. Pytanie jak długo będzie tracić.
Weryfikacja pracy skautingowej
Manias to jest pomyłka katastrofalna podająca w wątpliwość jakość pracy skautingowej, tak mocno zachwalanej w rundzie jesiennej głównie przez mocno propagandowe akcje płynące z klubu w kierunku słabo orientujących w codziennym życiu klubu dziennikarzy spoza Szczecina. Okazuje się, że więcej w tym przypadku niż faktycznej wiedzy i umiejętności.
Pogoń w środowy wieczór zagra swój drugi mecz w grupie mistrzowskiej i jest duża obawa co do tego spotkania. Przypomnijmy, że Lech jest drużyną, która w poprzednim sezonie uplasowała się niżej w tabeli od Pogoni. W rundzie jesiennej Pogoń też była wyżej w tabeli od Lecha. Dziś jakość gry obu zespołów jest po dwóch różnych biegunach.
Lech zimą dokonał wzmocnień, natomiast w Pogoni rozpoczęło się demontowanie drużyny. Efekty oglądamy podczas rundy wiosennej. Lech po przerwie pandemicznej gra bardzo skutecznie. W pięciu meczach zdobył dziesięć punktów i strzelił rywalom aż dwanaście goli. Pogoń natomiast w pięciu spotkaniach zgromadziła cztery punkty i zdobyła dwa gole.
Lech wygrał trzy razy, a Pogoń zaledwie raz i to w okolicznościach bardzo szczęśliwych, kiedy rywal, konkretnie Cracovia, był zespołem lepszym, stworzył więcej okazji. Zwycięstwo portowcom zapewnił Kamil Drygas, który wciąż szuka optymalnej dyspozycji po ciężkiej kontuzji i długiej przerwie w grze, a musi spełniać rolę lidera, bo z drużyny odeszli wszyscy wartościowi piłkarze z formacji ofensywnej.
Ze Szczecinka do Lecha
Lech jeszcze mocniej zyskał na sile, odkąd w wyjściowym składzie pojawił się ofensywnie grający środkowy pomocnik Moder kosztem przereklamowanego chorwackiego defensywnego pomocnika Muhara. 21-letni Moder pochodzi ze Szczecinka. To region, z którego do Pogoni trafiało kiedyś wielu zdolnych piłkarzy, między innymi brązowi medaliści mistrzostw Polski juniorów z roku 2014: Bednarski i Okuszko, ale Moder został pominięty.
W okresie, kiedy należało podjąć decyzję o jego pozyskaniu, nie prezentował się korzystnie, był chudy, miał słabą koordynację, był trudny do zdefiniowania. Jest przykładem piłkarza, którego potencjał bardzo trudno było ocenić we wczesnej fazie rozwoju. Lech potrafił, a Pogoń nie.
Jego gol w ostatnim meczu z Piastem w Gliwicach był golem numer 20 zdobytym przez młodzieżowca w obecnym sezonie dla Lecha. Dokonało tego aż sześciu wychowanków. W Pogoni młodzieżowcy zdobyli trzy gole i dokonało tego dwóch piłkarzy: Kowalczyk dwukrotnie (ostatni raz we wrześniu ubiegłego roku) i Listkowski, dla którego bramka z marcowego spotkania z Wisłą Płock była premierową w całej jego pięcioletniej karierze na boiskach ekstraklasy, a piłkarz ma już na koncie ponad 90 meczów.
Lech wygrał trzy ostatnie mecze, w których zdobył łącznie dziesięć goli i nie stracił żadnego. Gra skutecznie, atrakcyjnie i efektywnie. Gdy wygrywał z Pogonią 4:0 w meczu sezonu zasadniczego, wydawało się, że jest to dla obu drużyn szczególny mecz. Dziś nikt już tak nie uważa. Taka jest bowiem na dziś różnica pomiędzy obu zespołami spowodowana kadrowymi decyzjami właścicieli obu klubów.
Zdecydowanym faworytem środowej potyczki znowu jest Lech, a kibice Pogoni nie mają zbyt wielu powodów do tego, by liczyć na przełamanie i przerwanie fatalnej serii. Raczej powinni się obawiać, żeby nie doszło do powtórki z 9 czerwca, kiedy Lech ustalił wynik już po godzinie meczu, a dwa gole zdobyli młodzieżowcy.
0,4 procent szans na podium
Lech w trzech ostatnich meczach zdobył dziesięć goli, a Pogoń w dwunastu ostatnich zaledwie siedem. Szczecinianie po 18 kolejkach byli liderem, natomiast po 31 kolejkach i sześć meczów przed zakończeniem sezonu mają jedynie 0,4 procent szans na zajęcie trzeciego miejsca. Tak wyliczył portal 90minut.pl. Trzeba było się solidnie postarać, żeby doprowadzić do takiej sportowej degrengolady. Prezes Jarosław Mroczek okazał się w tym względzie niedoścignionym mistrzem.
Warto przypomnieć sobie, jakie podjął personalne decyzje od grudnia ubiegłego roku. Sprzedał Buksę za 4,2 mln euro, nie pozyskał na jego miejsce żadnego innego napastnika, rozwiązał umowę ze skrzydłowym mogącym grać na pozycji napastnika Ikerem Guarrotxeną i w jego miejsce ściągnął piłkarza o podobnych predyspozycjach Pawła Cibickiego.
Następnie prezes w trakcie rundy wiosennej rozwiązał umowy z kolejnymi dwoma ofensywnymi piłkarzami: Zvonimirem Kozuljem i Soufianem Benyaminą, a we wtorek sprzedał kolejnego topowego gracza Srdjana Spiridonovica. To wszystko wydarzyło się w ciągu sześciu miesięcy w trakcie trwającego sezonu. Absolutny ewenement.
Strata pięciu ofensywnych piłkarzy, w tym trzech podstawowych w drużynie, która i tak miała problemy w ofensywie w rundzie jesiennej, nie mogła zakończyć się niczym innym, co obecnie obserwujemy. Prezes Jarosław Mroczek stracił społeczne zaufanie, odbudować je będzie bardzo trudno. W sporcie długo się buduje, marnuje się dorobek bardzo szybko. Właśnie się o tym przekonujemy. ©℗
Wojciech PARADA
Fot. R. Pakieser