Sobota, 23 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Piłka nożna. Słynni piłkarze, którzy byli blisko Pogoni

Data publikacji: 09 października 2020 r. 18:07
Ostatnia aktualizacja: 09 października 2020 r. 18:07
Piłka nożna. Słynni piłkarze, którzy byli blisko Pogoni
 

Pogoń Szczecin w latach 60., 70. i 80. specjalizowała się w promowaniu piłkarzy młodych, wyszkolonych we własnym klubie, ale też szukała w różnych częściach kraju i bardzo często udawało się pozyskiwać graczy przechodzących z wieku juniora do seniora, wymagających odpowiedniego przygotowania do gry na innej, wyższej intensywności, w wyższej lidze i o inne cele.

Kilku wysokiej klasy piłkarzy udało się w ten sposób pozyskać. Do najbardziej znanych należeli: Mirosław Justek, Czesław Boguszewicz, Roman Jakóbczak, Włodzimierz Wojciechowski, Marek Szczech, Adam Kensy, Marek Ostrowski, Mariusz Kuras czy Jacek Cyzio.

Było też kilka nazwisk znacznie bardziej uznanych lub przynajmniej tak samo w późniejszych czasach rozpoznawalnych, których do Pogoni pozyskać się nie udało. Takimi graczami byli: Jerzy Gorgoń, Zbigniew Boniek czy Mirosław Okoński, a także piłkarze wyszkoleni w klubach z regionu: Władysław Szaryński czy Wiesław Wraga.

Każdy z nich grał później w reprezentacji, zostawał mistrzem Polski, występował w wielkich zagranicznych klubach, uczestniczył w dużych międzynarodowych imprezach. Z nimi w składzie w latach 70. i 80. Pogoń mogłaby regularnie bić się o najwyższe trofea. Do pozyskania tych graczy brakowało bardzo niewiele.

Najlepszy obrońca w historii

Jerzy Gorgoń na 100-lecie PZPN uznany został za obrońcę stulecia w naszym kraju. Zanim rozpoczęła się jego wielka, pełna sukcesów kariera, miał trafić do Pogoni Szczecin. Sytuacja była bardzo mocno zaawansowana. W roku 1966 Pogoń powróciła do ekstraklasy i szukała młodych piłkarzy.

Lucjan Kosobucki wypatrzył blondwłosego olbrzyma w maleńkim śląskim klubie MGKS Mikulczyce, był u młodego piłkarza w domu, bez problemów dogadali się i nic nie wskazywało, że coś może potoczyć się inaczej. Lucjan Kosobucki czekał na Gorgonia w Szczecinie, ale piłkarz nie przyjeżdżał.

O wszystkim zadecydował przypadek. W Górniku dowiedzieli się, że młodym piłkarzem z małego śląskiego klubu zainteresowana jest Pogoń. Nikt w tak potężnym klubie jak Górnik nie zaprzątał sobie wówczas głowy jakimś juniorem, tym bardziej że na pierwszy rzut oka Gorgoń nie sprawiał wrażenia piłkarskiego wirtuoza. Poszło o rzecz ambicjonalną. Górnik nie zamierzał wypuszczać piłkarza, którym interesował się inny I-ligowiec.

W roku 1975 do Pogoni trafili 19-letni Marek Szczech i Adam Kensy. Piłkarzem Pogoni miał być też Zbigniew Boniek. Jego ojciec Józef Boniek grał w jednej drużynie w Zawiszy Bydgoszcz z Eugeniuszem Ksolem, a nawet w jednej defensywnej formacji. Obaj mocno się przyjaźnili, Ksol w latach młodzieńczych był częstym gościem w domu państwa Bońków i bawił się z małym dorastającym Zbyszkiem.

Znajomość z Ksolem nie pomogła

Gdy Zbigniew Boniek w roku 1975 skończył wiek juniora, to chciał trafić do klubu z ekstraklasy, a jego ojciec szukał kontaktu ze swoim dawnym przyjacielem z boiska, który przebywał akurat w Stanach Zjednoczonych. Gdyby Ksol był wtedy w Szczecinie, to najprawdopodobniej Zbigniew Boniek zostałby piłkarzem Pogoni.

Ówczesny trener Pogoni Edmund Zientara nie był jednak zainteresowany sprowadzeniem 19-letniego piłkarza Zawiszy, który już wtedy znany był z krnąbrnego charakteru i niepokornego sposobu bycia. Zientara wolał mieć w drużynie Kensego, a Boniek trafił do Widzewa, też trochę po starej znajomości Józefa Bońka z Leszkiem Jezierskim. Obaj nigdy nie grali w jednej drużynie, ale rywalizowali ze sobą na boisku w latach 50. ubiegłego wieku.

Jeżeli jest w historii Pogoni transfer, który był bardzo blisko, praktycznie na wyciągnięcie ręki, brakowało jedynie ostatecznych podpisów, podania sobie ręki, a który jednak nie doszedł do skutku i którego Pogoń może do dziś żałować najbardziej, to na pewno za taki można uznać niedoszłe przejście do szczecińskiego klubu Mirosława Okońskiego w połowie lat 70. ubiegłego wieku.

Mirosław Okoński to jeden z najlepszych piłkarzy Lecha Poznań w jego historii. Fenomenalny technik, drybler, ulubieniec poznańskiej publiczności. Trzykrotnie sięgnął z tym klubem po mistrzostwo Polski, dwa razy po Puchar Polski. Był ikoną Lecha i toczył z obrońcami Pogoni wiele fascynujących pojedynków.

Początki w milicyjnym klubie

Urodzony w Koszalinie trafił do milicyjnej Gwardii, za co od ojca otrzymał porządną burę. W mieście był bowiem jeszcze jeden klub – budowlany Bałtyk, ale Gwardia dawała większe możliwości rozwoju. Szczecin nie był dla Okońskiego obcym miastem. Mieszkała tu jego rodzina, często przyjeżdżał w odwiedziny.

– Pogoni kibicowałem od zawsze – wspomina Okoński. – Ucieszyłem się, kiedy ta zainteresowała się moją osobą. Wszystko było już dogadane. Byłem w Szczecinie na rozmowach, pokazywali mi nawet mieszkanie w wieżowcu na placu Zwycięstwa. Blisko mieszkała moja rodzina, więc byłem zadowolony.

Do transferu jednak nie doszło. Prezesem Pogoni był wówczas Jan Więcław, który niemal całą swoją piłkarską karierę spędził w konkurencyjnej Arkonii. To przez jego nieprofesjonalne podejście nie doszło do transferu, który mógł odmienić całą historię klubu.

– Ten człowiek chciał mnie oszukać – kontynuuje Okoński. – Obiecywał 200 tys. zł, a potem wmawiał mi, że umówiliśmy się na 150 tys. zł. Miałem również oferty z Górnika i Lecha, więc nie zastanawiałem się długo i zerwałem negocjacje.

W ten sposób Pogoń straciła kapitalną okazję pozyskania utalentowanego piłkarza. Z nim w składzie może sięgnęłaby po mistrzostwo Polski, które dla Lecha trzy razy wywalczył Okoński. Były to pierwsze trofea dla poznańskiego klubu, a Pogoń wciąż na takie czeka. ©℗

Wojciech PARADA

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA