W minionym tygodniu rozgrywki rozpoczęła piłkarska Liga Mistrzów. Coraz trudniej znaleźć w nich akcenty porównywalne z polskim futbolem, poziomem piłkarskim, sposobem zarządzania, umiejętnościami, jakością, trafnością wyborów.
Klubem, który warto podglądać, na którym należy się wzorować, brać przykład, przenosić na nasz grunt wiele działań, pomysłów, jest z całą pewnością Viktoria Pilzno. To klub ze 170-tysięcznego miasta, grający na 12-tysięcznym stadionie wybudowanym z klubowych pieniędzy zarobionych na grze w europejskich pucharach, głównie w Lidze Mistrzów, z budżetem 10 mln euro, z piłkarzami w składzie wycenianymi na około 30 mln euro, z kadrą zespołu niemal w całości zbudowaną z graczy czeskich lub słowackich.
To nie jest klub zarabiający pieniądze na sprzedaży piłkarzy, nie otrzymuje samorządowych lub państwowych dotacji, wpływy z praw telewizyjnych są na zdecydowanie niższym poziomie niż w polskiej ekstraklasie. Klub zarabia głównie na grze w europejskich pucharach, w obecnej dekadzie grał w fazie grupowej Ligi Mistrzów trzy razy, natomiast w fazie grupowej Ligi Europy cztery razy.
Odrzucił ofertę za 7,5 mln euro
Prezes Viktorii latem tego roku odrzucił ofertę sprzedaży swojego najlepszego strzelca Michaela Krmencika za niebagatelną kwotę 7,5 mln euro. Gdyby Viktoria nie straciła gola w 90. minucie meczu z CSKA Moskwa, to wzbogaciłaby się za wygranie meczu o kwotę 2,7 mln euro. To dlatego zatrzymała w składzie piłkarza, który w meczu z Rosjanami zdobył dwa gole.
Viktoria zamiast sprzedawać swoich najlepszych graczy za ich zdaniem drobne, chce ich wykorzystać do gry o znacznie wyższe cele, dysponując budżetem bardzo zbliżonym do budżetów polskich klubów, w tym również Pogoni Szczecin.
Prezesem Viktorii jest Tomas Paclik, który przejął klub w roku 2010. Dla porównania, prezes Pogoni Jarosław Mroczek jest na czele w szczecińskim klubie od roku 2011. Paclik jeszcze w roku 2012 dysponował budżetem 4,5 mln euro, czyli porównywalnym do większości polskich klubów, w tym również do Pogoni Szczecin.
45. siła w Europie
Dziś jego klub jest w klubowym rankingu UEFA na 45. miejscu w Europie, natomiast Pogoń drugi sezon z rzędu broni się przed degradacją wciąż słabnącej ligi, zdecydowanie bardziej ustępującej lidze czeskiej pod względem sportowym, w której od kilku lat dominuje klub z budżetem obecnie na 10 mln euro.
Viktoria i osoba Tomasa Paclika pokazują, że trzeba mieć pomysł na rozwój i nie trzeba na jego realizację czekać latami, nie trzeba dysponować ogromnymi pieniędzmi, ale trzeba je umieć zarabiać.
Pogoń od lat stara się budować swoją markę na coraz prężniej działającej akademii, ale w szerokiej grupie grających piłkarzy w ekstraklasie jest zaledwie czterech wychowanków, natomiast językiem coraz częściej używanym w szatni i podczas treningów jest język angielski.
Najstarszy zespół w Czechach
Paclik od samego początku wiedział, że nie ma szans na rywalizację o najwyższą stawkę z piłkarzami wychowanymi w akademii, realizuje zupełnie inną wizję i jest jej konsekwentny od początku sprawowania swoich rządów.
Średnia wieku jego drużyny jest najwyższa w lidze czeskiej, wynosi ponad 29 lat, ale jak już wcześniej wspomnieliśmy, Paclikowi nie zależy na sprzedaży piłkarzy, ale na jak najbardziej optymalnym ich wykorzystaniu i dochodzeniu do jak najdalszych rund europejskich pucharów.
Wychodzi mu to świetnie, Viktoria na siedem startów w fazie grupowej Ligi Mistrzów lub Lidze Europy, aż sześć razy kwalifikowała się do rozgrywek na wiosnę, co dla polskich klubów jest abstrakcją.
Paclik za pierwszy awans do Ligi Mistrzów w roku 2012 postanowił zmodernizować stadion. Trwało to cztery lata, koszt modernizacji stadionu na 12 tysięcy kibiców to nieco ponad 20 mln euro i całość pokryta została z zarobku na grze w europejskich pucharach. Właściciel klubu nie sprowadził drogich w utrzymaniu piłkarzy, ale zadbał o infrastrukturę, o swoich kibiców, nie czekał z tym na pomoc samorządu.
Mroczek nie inwestuje
Budżet klubu w czasie modernizacji stadionu wynosił niewiele więcej jak 5 mln euro. Jarosław Mroczek nie wybudował nawet pół boiska treningowego, piłkarska akademia rozwija się na miejskich obiektach, finansowanych z miejskiego budżetu, drużyna gra na starym stadionie utrzymywanym przez miasto, które co roku przeznacza na funkcjonowanie klubu około 1 mln euro.
Efektów tej pomocy nie widzimy, wciąż słyszymy o kryzysach, pechu, okresie rozwoju, niesprzyjających okolicznościach, można i należy oczekiwać zdecydowanie bardziej namacalnych efektów zarówno w kwestii wyszkolenia klasowych piłkarzy, jak i wyników sportowych.
Viktoria w ciągu dwóch ostatnich lat wydała na transfery 2 mln euro, podczas gdy Pogoń latem tego roku dokonała rekordowych wydatków na nowych piłkarzy i przeznaczyła na ten cel 900 tys euro.
Viktoria w ciągu siedmiu ostatnich sezonów została mistrzem Czech pięć razy, ale piłkarzy w tym czasie sprzedała jedynie za łączną kwotę zaledwie 4 mln euro. To jakby potwierdza teorię, że sprzedaż piłkarzy nie jest celem klubu, nie decyduje o jego przyszłości. Wręcz przeciwnie, kurczowe trzymanie najlepszych piłkarzy powoduje lepszy wynik sportowy i z tego tytułu coraz lepszy wynik finansowy.
Viktoria nie zarabia na sprzedaży
Pogoń w minionym okienku transferowym sprzedała piłkarzy za blisko 2,5 mln euro, była bliska sprzedaży kolejnego gracza za ponad 1 mln euro, a więc mało brakowało, a wyrównałaby bilans sprzedaży piłkarzy z Viktorią, ale w ciągu siedmiu ostatnich lat.
Pogoń straciła sportowo, a co za tym idzie, może też stracić finansowo. Wygląda na to, że celem Pogoni nie jest budowanie lepszej jakości drużyny, ale zbudowanie jak najlepszego wyniku finansowego. Celem Viktorii jest zbudowanie wyniku sportowego, za którym idzie nagroda finansowa.
Wartość piłkarzy Viktorii wyceniana jest na około 30 mln euro, natomiast wartość piłkarzy Pogoni na 10 mln euro. Gdyby sporządzić tabelę na podstawie wartości poszczególnych piłkarzy wycenianych przez portal transfermarkt.de, to Viktoria plasowałaby się w lidze czeskiej na trzecim miejscu, a Pogoń w lidze polskiej na piątym.
Viktoria gra zatem na poziomie wyższym od rynkowej wartości swoich piłkarzy, a Pogoń wręcz przeciwnie – na poziomie dużo niższym. Viktoria jest zatem przykładem klubu, który regularnie odnosi sukcesy, bo stawia sobie cele głównie sportowe, inwestuje w infrastrukturę, w dobrych krajowych i doświadczonych piłkarzy.
Mało wychowanków
W drużynie Viktorii grywa średnio w wyjściowym składzie około 12 procent wychowanków. Jak na czeski futbol to bardzo mało, w 16-zespołowej lidze to piąty wynik od końca. To jeszcze mocniej potwierdza, że dla właściciela klubu liczy się wynik sportowy, a nie sztuczna promocja piłkarzy młodych, wychowanków. Ci grają tylko wtedy, gdy naprawdę na to zasługują.
Obcokrajowców jest tylko 20 procent, do których zaliczają się też Słowacy. Przy przeprowadzaniu transferów zawsze priorytet mają piłkarze z rodzimej ligi, zdaniem Tomasa Paclika tacy piłkarze zawsze szybciej aklimatyzują się w zespole, lidze, sprawiają mniej kłopotów.
Pogoń w letnim okienku transferowym pozyskała ośmiu piłkarzy, z których tylko jeden grał w minionym sezonie w ekstraklasie. To Radosław Majewski, który okazał się wolnym piłkarzem, bo jego wcześniejszy klub z niego zrezygnował. Aż sześciu na ośmiu piłkarzy w poprzednim sezonie występowało w ligach zagranicznych, a jeden w I lidze. W Viktorii zmiany na taką skalę są niedopuszczalne.
Viktoria i Pogoń to kluby zupełnie inne, ale obiektywne uwarunkowania są takie, że te różnice przy umiejętnym zarządzaniu można próbować niwelować. Problem jest jednak taki, czy Pogoń chce się zmieniać, czy chce uczyć się od lepszych, czy po prostu ma już gotową własną receptę, która od kilku lat nie daje kibicom oczekiwanej satysfakcji. ©℗
Wojciech PARADA