Świt zdobył w sobotę bardzo cenne 3 punkty pokonując znacznie wyżej plasujących się w tabeli rywali, a dodajmy, że sosnowieckie Zagłębie to bardzo utytułowana drużyna, bo cztery razy była wicemistrzem Polski i cztery razy zdobywała krajowy puchar.
II liga piłkarska: ŚWIT Szczecin - ZAGŁĘBIE Sosnowiec 1:0 (1:0); 1:0 Dawid Kort (23 karny).
ŚWIT: Adrian Sandach - Szymon Nowicki, Rafał Remisz, Krzysztof Janiszewski, Jonatan Straus, Dawid Kisły - Dawid Kort, Bartłomiej Kasprzak, Oskar Kalenik (67 Maciej Koziara) - Aron Stasiak (67 Szymon Kapelusz), Krzysztof Ropski (68 Maciej Spychała)
Żółte kartki: Ropski, Kapelusz, Spychała - Mateusz Duda. Sędziował: Piotr Pazdecki z Koszalina. Widzów 750.
Już w 6. minucie goście mieli pierwszą dobrą okazję strzelecką, ale piłka po rykoszecie obiła się od słupka i wyszła na korner. W 21. minucie w niegroźnej sytuacji w polu karnym sfaulowany został Kisły, któremu niezbędna była pomoc medyczna, a sędzia bez wahania podyktował rzut karny. Przed strzałem jeden z sosnowiczan wziął kartkę ze swojej ławki rezerwowych i sprintem zaniósł ją bramkarzowi. Nie wiemy, czy było tam napisane, jak jedenastki wykonuje Kort, czy był to tylko chwyt psychologiczny mający zdekoncentrować, strzelca, ale manewr się nie udał, bo były portowiec mocnym strzałem koło słupka dał szczecinianom prowadzenie. Do przerwy Zagłębie próbowało odrabiać straty, a najlepsze okazje miał Kamil Biliński (w 36. minucie i w doliczonym czasie).
Po przerwie optyczną przewagę mieli przyjezdni, ale konkretniejsze akcje przeprowadzał Świt. W 67. minucie Kisły zakończył kombinacyjny zespołowy atak minimalnie niecelnym strzałem. Jedenaście minut później Kapelusz wychodził na pozycję sam na sam z bramkarzem i został sfaulowany przez Kacpra Siutę, więc arbiter podyktował drugi rzut karny. Tym razem nie było manewru gości z kartką, ale Kort strzelił nieprecyzyjnie i zbyt słabo, więc golkiper zdołał odbić piłkę, a dobitka Koziary przeleciała nad poprzeczką. Mecz zakończył się mocnym akcentem, bo w ostatniej doliczonej minucie strzał Koziary z rzutu wolnego z najwyższym trudem obronił Siuta.
Spotkanie było meczem podwyższonego ryzyka w kwestiach kibicowskich i dlatego przed stadionem oraz na dojazdowej drodze było wiele policyjnych samochodów i mnóstwo funkcjonariuszy, także z psami i na koniach. Owiani złą sławą sosnowieccy szalikowcy, czym się zresztą chlubili („ekipę niezłą mamy, w całym kraju rozrabiamy") tydzień przed zawodami sondowali możliwość zakupu 500 biletów, ale ostatecznie wystąpili do Świtu tylko o sto wejściówek, a na Skolwin jednym autokarem i kilkoma samochodami osobowymi przyjechało niespełna 70 sosnowieckich fanów. Na trybunach było spokojnie i doszło jedynie do wokalnych zaczepek. Goście ubliżali głównie Pogoni, a nie przeciwnikom z boiska, na co skolwinianie odpowiedzieli kilkoma epitetami, co myślą o gołębiach i dostało się też warszawskiej Legii. Na trybunach byli też licznie przybyli szalikowcy portowców, ale tym razem bez szalików i klubowych barw, lecz w czarnych dresach, jedynie z dyskretnymi emblematami Pogoni. Zajęli z góry upatrzony pozycje w pobliżu stoisk z piwem i nie angażowali się w przyśpiewki, lecz tylko bacznie obserwowali, co się dzieje po drugiej stronie trybun... ©℗
(mij)