Zdarzało się już, że pracowali w Pogoni trenerzy, którzy mieli w swoim dorobku tytuły mistrzów Polski. Pierwszym takim był Edmund Zientara, następnie pracowali w Szczecinie: Leszek Jezierski, Orest Lenczyk, Jerzy Wyrobek, Dariusz Wdowczyk, Czesław Michniewicz i Maciej Skorża.
Tylko raz zdarzyło się, że do Pogoni trafił szkoleniowiec z reprezentacyjną przeszłością. Był nim Janusz Wójcik, który latem 2000 roku kompletował kadrę zespołu, ale zespołu w żadnym ligowym meczu nie poprowadził. Tuż przed inauguracją sezonu stracił zaufanie u Sabri Bekdasa.
Pierwszym szkoleniowcem, który po pracy w Pogoni osiągnął sukces w pracy z reprezentacją, jest Czesław Michniewicz. To postać w Szczecinie kontrowersyjna, budząca sprzeczne emocje. Fakty jednak są nieubłagane. To trener, który w XXI wieku osiągnął drugi najlepszy wynik w Szczecinie. Nie zdołał go poprawić nawet uwielbiany obecnie w Szczecinie Kosta Runjaic – ani pod względem zajętego miejsca, ani pod względem zdobyczy punktowej w pełnym sezonie.
W sezonie 2000/01 Pogoń była wicemistrzem Polski, ale sukces osiągała z trzema różnymi trenerami. Budowę zespołu rozpoczął Janusz Wójcik, następnie kontynuował ją Edward Lorens, który po 22 meczach z wypracowaną przez zespół średnią zdobytych punktów na poziomie 1,86 został zwolniony, a zakończył sezon Mariusz Kuras.
Szóste miejsce to za mało
Czesław Michniewicz w sezonie 2015/16 zakończył zmagania na szóstym miejscu, przepracował z zespołem cały sezon, dwa okresy przygotowawcze. Wynik przez władze klubu przyjęty został jako niezadowalający. Wypracował średnią na poziomie 1,43, po sezonie zasadniczym zespół zajmował trzecie miejsce, nie zdołał go utrzymać.
Trener w trakcie rozgrywania meczów grupy mistrzowskiej starał się publicznie wyperswadować głównie osobom zarządzającym klubem, że Pogoń jest trzecim zespołem w tabeli, ale na pewno nie jest trzecią piłkarską siłą w kraju. Mówił bez ogródek, że klubu z takim potencjałem nie stać na grę w europejskich pucharach, czego domagał się prezes Jarosław Mroczek.
Czesław Michniewicz uznany został za trenera pozbawionego ambicji, nawet tchórzliwego, bojaźliwego, pozbawionego odwagi, bojącego się ryzyka. Dziś mamy do czynienia ze szkoleniowcem, który doprowadził polski futbol młodzieżowy do największego od roku 1992 sukcesu.
27 lat temu polska reprezentacja olimpijska wywalczyła srebrny medal olimpijski, ale to młodzieżówka z niedawno zakończonych mistrzostw Europy zasługuje na większy splendor. Reprezentacja z roku 1992 w finałowym turnieju igrzysk olimpijskich ograła tylko jednego wartościowego rywala – Włochów. Poza tym wygrywała z Kuwejtem, Katarem, Australią, zaledwie zremisowała z USA i przegrała w finale z Hiszpanią.
Lepsi od olimpijczyków
Kadra Czesława Michniewicza zdołała pokonać w barażach Portugalię, w finałowym turnieju Belgię i gospodarzy turnieju – Włochów, zatrzymała się dopiero na fantastycznych Hiszpanach. Kadra Janusza Wójcika przeszła przez eliminacje jak burza, natomiast drużyna Czesława Michniewicza musiała przejść drogę przez mękę, ale nie przegrała meczu. Nie umiała wygrać z Wyspami Owczymi, Finlandią, z trudem wygrywała z Litwą.
Zespół Czesława Michniewicza rodził się w bólach, piłkarze pamiętający piłkarskie upokorzenia z Wyspami Owczymi nie dali się już później ponieść emocjom. Nawet w sytuacji, kiedy wygrywali z najlepszymi drużynami w Europie. Wciąż zachowywali umiar, pokorę, koncentrację. Tej pokory nie było w kadrze Janusza Wójcika. To były dwie różne drużyny.
Czesław Michniewicz mimo sukcesu, jaki odniósł w Szczecinie, nie cieszy się nadmiernym szacunkiem. Wielu kibiców nie darzy go sympatią. Michniewicz jest osobą otwartą, na początku swojej pracy w Szczecinie wchodził w relacje na Twitterze niemal ze wszystkimi i to było jego błędem.
Gdy drużyna biła kolejne rekordy, plasowała się w ścisłej czołówce, to te relacje były przyjazne. Gdy pojawiały się problemy na boisku, to nadmierna zażyłość z fanami przerodziła się w ostry spór. Trener w pewnym momencie odpisał, że nie ma obowiązku oglądania meczów Pogoni. Uznano to za akt arogancji, pamięta się to szkoleniowcowi do dziś, choć bardziej należałoby docenić jego osiągnięcia z boiska, a było ich całkiem sporo.
12 meczów bez porażki
W sezonie 2015/16 Pogoń zanotowała serial dwunastu meczów bez porażki, sześć meczów wygrała i sześć zremisowała, straciła w tych spotkaniach zaledwie dziesięć goli. Imponowała znakomitą organizacją gry, efektywnością swoich działań. Dokładnie tak samo jak w przypadku reprezentacji młodzieżowej.
Warto pamiętać, że to za kadencji Czesława Michniewicza w Pogoni swoje życiowe sezony rozgrywali tacy piłkarze, jak: Jarosław Fojut, Adam Frączczak, Mateusz Matras, Łukasz Zwoliński czy Rafał Murawski. To za kadencji trenera Michniewicza debiutowali w ekstraklasie tacy piłkarze jak Jakub Piotrowski czy Marcin Listkowski. Obaj otrzymywali swoje szanse nie tylko incydentalnie, ale w ważnych i prestiżowych meczach.
Przykładowo w spotkaniu przeciwko Legii w Warszawie zagrało aż trzech juniorów, w tym dwóch w wyjściowym składzie: Listkowski, Walski i Piotrowski. W wyjściowej jedenastce zaprezentował się też wychowanek klubu Sebastian Murawski, na którego tylko Michniewicz stawiał w Pogoni i nie bał się tego robić nawet w meczu przeciwko Legii w Warszawie.
Za kadencji Czesława Michniewicza Pogoń śrubowała kolejne rekordy. Wygrała pięć meczów z rzędu, w ośmiu spotkaniach nie znalazła pogromcy, w sezonie zasadniczym przegrała zaledwie cztery razy, stała się zespołem niewygodnym, nieprzyjemnym, ale też nie zawsze spełniającym oczekiwania co do stylu gry. Była bardziej doceniana poza Szczecinem niż w swoim mieście.
Pod koniec sezonu 2015/16 było już jasne, że drogi Pogoni i Michniewicza rozejdą się. Szkoleniowiec nie ulegał sugestiom dotyczącym wyjściowego składu, a konkretnie wystawienia Listkowskiego od pierwszej minuty meczu z Legią w Warszawie – kończącym sezon.
Ramię w ramię z Capello
Znamienny był wpis szkoleniowca na Twitterze po przegranym meczu z Lechią Gdańsk w grupie mistrzowskiej. Czesław Michniewicz porównał siebie do słynnego szkoleniowca Fabio Capello, który niegdyś wypowiedział takie słowa, że nie będzie i nie musi się nikomu tłumaczyć, bo wokół siebie ma samych ignorantów.
To był wyraźny policzek w stosunku do osób kierujących klubem, ale też wyraźny sygnał, że formuła współpracy wyczerpała się, nie ma szans na jej kontynuowanie, choć szanse na zajęcie medalowej lokaty wciąż były realne. Relacje były już popsute nie tylko z kibicami, ale przede wszystkim z osobami kierującymi klubem.
Cokolwiek by myśleć o postawie szkoleniowca, jego metodach, charakterze, osiągnięciach, to należy docenić fakt, że trener odpowiedzialny za największy młodzieżowy sukces reprezentacji Polski od ponad ćwierć wieku wcześniej prowadził z powodzeniem drużynę Pogoni Szczecin i też nie musiał się swojej pracy pod wieloma względami wstydzić.
Do czasu zatrudnienia Kosty Runjaica to był zdecydowanie najlepszy, z największą wiedzą, pomysłami i charyzmą szkoleniowiec pracujący w Pogoni od czasu awansu do ekstraklasy w roku 2012. W prowadzonych przez niego drużynach nic nie działo się przypadkowo.
Hajto się pospieszył
Stworzył i poprowadził młodzieżową reprezentację, w którą nie wierzył nikt. Najbardziej przejechał się na tym Tomasz Hajto, który już jesienią ubiegłego roku podawał w wątpliwość jakiekolwiek nadzieje wiązane z tą drużyną. Dziś wielokrotny były reprezentant Polski jest między innymi z tego powodu obiektem kpin ze strony internautów, ale też młodzieżowych reprezentantów Polski.
Trener Michniewicz spowodował, że pół piłkarskiej Europy zobaczyło, że w Polsce jest wielu piłkarzy młodego pokolenia potrafiących grać w piłkę, że nie musimy się młodych, polskich piłkarzy, wychowanych w polskich klubach wstydzić. Wręcz przeciwnie, wielu z nich jest dobrze przygotowanych do realizacji swoich piłkarskich marzeń w klubach zagranicznych.
Wieteska, Bochniewicz, Bielik, Szymański, Żurkowski czy Dziczek nie mieli żadnych kompleksów. Dali się zdominować tylko w ostatnim meczu z Hiszpanią, która z łatwością przejmowała kontrolę też w meczach z Belgią, Włochami, Francją i Niemcami, świetnie się do meczu z Polską przygotowała pod względem taktycznym.
Nawet prezesi polskich klubów nie wierzyli w swoich piłkarzy. Gdyby było inaczej, to nie transferowaliby przed turniejem do zagranicznych klubów Żurkowskiego, Szymańskiego, Jagieły czy nawet rok temu Piotrowskiego. Po turnieju mogliby to zrobić za kwotę być może wyższą wyższą. Nawet po wysokiej porażce z Hiszpanią. ©℗
Wojciech PARADA
Fot. R. Pakieser