Sobota, 23 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Piłka nożna. Szykowany był na następcę Gorgonia

Data publikacji: 10 kwietnia 2020 r. 12:20
Ostatnia aktualizacja: 10 kwietnia 2020 r. 12:24
Piłka nożna. Szykowany był na następcę Gorgonia
 

W wieku 66 lat zmarł Zbigniew Kozłowski, jeden z najwybitniejszych piłkarzy w historii Pogoni Szczecin. Był wychowankiem klubu, rodowitym szczecinianinem, uchodził za talent nie mniejszy od Władysława Żmudy. Nigdy nie zadebiutował w pierwszej reprezentacji, choć kilka razy był do niej przymierzany.

Drużynie Pogoni był wierny przez całą swoją karierę. Zaczynał od występów w trampkarzach starszych w sierpniu 1968 r., aby poprzez sekcje juniorskie i zespół rezerw awansować do kadry I zespołu. Do zespołu prowadzonego przez Floriana Krygiera trafił wraz ze swoim przyjacielem z podwórkowej drużyny Zbigniewem Czepanem. Obu już nie ma wśród nas.

Zbigniew Kozłowski należał do grupy piłkarzy urodzonych w latach 1953 i 1954, którzy uchodzili za wyjątkowo utalentowanych. Do pierwszej drużyny Edmunda Zientary przebiło się aż siedmiu z nich: Leszek Wolski, Andrzej Woronko, Zbigniew Kozłowski, Zbigniew Czepan, Mirosław Masicz, Jerzy Postaremczak i Zbigniew Piasecki.

Wszyscy zdołali zadebiutować w ekstraklasie, ale tylko czterech z nich: Wolski, Woronko, Czepan i Kozłowski pozostali w drużynie na długie lata. Zbigniew Kozłowski przed wejściem do pierwszej drużyny terminował w zespole rezerw prowadzonym przez doświadczonego szkoleniowca Mariana Suchogórskiego, jednego z pierwszych absolwentów powojennej szkoły trenerów, którą w tym czasie ukończyli też między innymi Stefan Żywotko i Kazimierz Górski. Miał zatem w klubie znakomitych nauczycieli, co zawsze przyznawał.

Kozłowski w składzie, Boniek na ławce

Drużyna z rocznika 1954 nie osiągnęła żadnego ogólnopolskiego sukcesu, nie zakwalifikowała się do turnieju finałowego mistrzostw Polski juniorów w roku 1972. W grupie półfinałowej podopieczni trenera Ryziewicza pokonali Legię Warszawa, Lechię Gdańsk, ale przegrali z Zawiszą Bydgoszcz, w którym rolę rezerwowego pełnił 16-letni wówczas Zbigniew Boniek.

Edmund Zientara w sezonie 1973/74 sięgnął odważnie po piłkarzy z rocznika 1954. Zbigniew Kozłowski i Zbigniew Piasecki zadebiutowali już w drugim meczu sezonu przeciwko rywalowi najsilniejszemu z możliwych – Stali Mielec, wtedy mistrzowi Polski.

Kozłowski zagrał na nietypowej dla siebie pozycji lewego obrońcy, Piasecki natomiast wszedł na boisku w 65. minucie meczu. Cały mecz grali wówczas Andrzej Woronko i starszy od nich o rok Leszek Wolski. To był pierwszy mecz, kiedy z utalentowanej drużyny juniorów rocznika 1953 i 1954 wystąpiło aż czterech piłkarzy, a czas pokazał, że w przyszłości takich spotkań było wiele.

Kozłowski, Woronko, Wolski i Czepan utrzymali miejsce na dłużej, bo szybko potrafili do siebie przekonać. Każdy z ówczesnych juniorów otrzymał staranną trenerską opiekę w osobach doświadczonych, wykształconych szkoleniowców na różnych szczeblach ich kariery.

Zbigniew Ryziewicz był trenerem juniorów Pogoni przez 14 lat, następnie przez kolejne trzy lata prowadził zespół rezerw, natomiast Edmund Zientara miał za sobą tytuł mistrza Polski wywalczony z Legią Warszawa zarówno jako piłkarz, jak i trener. Ten pierwszy prowadził ze Zbigniewem Kozłowskim indywidualne treningi, uczył go między innymi wślizgów. Piłkarz Pogoni w meczach ekstraklasy imponował w tym elemencie gry.

Przyjaciele z Turzyna

Zbigniew Kozłowski trafił do Pogoni wraz ze swoim przyjacielem z dzieciństwa Zbigniewem Czepanem. Obaj po latach zostali piłkarskimi legendami Pogoni. Mieszkali blisko siebie, w okolicach Turzyna. Gdy zostali już piłkarzami Pogoni, na treningi zawsze chodzili torami kolejowymi od ulicy Kordeckiego aż na sam stadion. Pracownicy służby kolejowej gonili ich, ale zawsze im uciekali, mieli rozgrzewkę przed treningiem.

Na niego udawali się przeważnie już po kilku godzinach gonitwy za piłką w okolicach ulicy Kordeckiego. Gdy zgłodnieli, to wdrapywali się na drzewa okolicznych działek, zrywali jabłka, jedli i dalej grali.

Zorganizowali podwórkową drużynę, która wzięła udział w gigantycznym Turnieju Dzikich Drużyn. Swoje drużyny miała niemal każda ulica w Szczecinie. To była znakomita naturalna selekcja. W ten sposób do Pogoni trafili nie tylko Czepan z Kozłowskim, ale też Leszek Wolski i Andrzej Woronko, którzy reprezentowali zespół z Pogodna.

Wielki finał rozegrany został na płycie głównej stadionu Pogoni jako przedmecz ligowego spotkania. Liverpool, bo tak nazywała się drużyna Czepana i Kozłowskiego, wygrał w finale, a po meczu trener Krygier zaprosił obu chłopców na wspólne treningi do Pogoni. Obaj najpierw trenowali pod okiem wspomnianego Krygiera, następnie przeszli pod skrzydła Zbigniewa Ryziewicza.

W debiucie przeciwko Lacie

Zbigniew Kozłowski w najwyższej klasie rozgrywkowej zadebiutował 28 sierpnia 1973 r. 
w spotkaniu przeciwko Stali Mielec (1:3). W drużynie przeciwnej występowali reprezentacyjni napastnicy: Grzegorz Lato i Jan Domarski.

W grudniu 1977 r. podczas meczu w Łodzi z miejscowym ŁKS-em Zbigniew Kozłowski doznał skomplikowanego urazu nogi, co wyłączyło go z gry do końca sezonu 1978/1979. Nigdy nie powrócił już do dawnej dyspozycji. Liczył wtedy na wyjazd na mistrzostwa świata do Argentyny, był wcześniej powoływany do reprezentacji przez Jacka Gmocha. Był rówieśnikiem Władysława Żmudy, a krajowi fachowcy coraz częściej widzieli w nim następcę Jerzego Gorgonia, do którego Gmoch nie miał wielkiego zaufania.

Zbigniew Kozłowski został powołany na październikowy mecz w eliminacjach do mistrzostw świata z Portugalią jesienią 1976 roku, wygrany przez naszą drużynę w Porto 2:0. Cały mecz przesiedział na ławce rezerwowych, ale od trenera Jacka Gmocha otrzymał wyraźny sygnał, że znalazł się w elitarnej grupie przygotowującej się do mistrzostw świata w Argentynie.

– Jesienią 1977 roku rozgrywaliśmy mecz z ŁKS Łódź. Ostatni w roku – wspominał przed laty Z. Kozłowski. – To był trzeci dzień grudnia, pogoda typowo zimowa, kibiców na stadionie niezbyt wielu. Boiska wtedy nie wyglądały o zimowej porze tak jak obecnie. Było twarde, nierówne, dla piłkarzy bardzo niebezpieczne. Mecz był nieciekawy, typowy na wynik 0:0. Takim rezultatem też się zakończył. Do bezpańskiej piłki wystartowałem równocześnie z zawodnikiem ŁKS, ja go wyprzedziłem, wykonałem wślizg, a on omal nie urwał mi nogi. Złamał mi kość piszczelową strzałkową. Pauzowałem 18 miesięcy.

Kontuzja pokrzyżowała plany

To był bardzo trudny okres w życiu Zbigniewa Kozłowskiego.

– Klub zadbał o mnie należycie – wspominał Z. Kozłowski. – Miałem operację w Zdunowie, byłem w sanatorium, ale dla piłkarza to było przekleństwo. Zapuściłem brodę, nie chciałem, by inni widzieli mój smutek na twarzy. Koledzy odwiedzali mnie, pocieszali. Nigdy jednak później nie wróciłem do formy sprzed kontuzji.

Był poważnym kandydatem do wyjazdu na mistrzostwa świata do Argentyny. Kontuzja zniweczyła jego marzenia. Jego miejsce w szerokiej kadrze zajął zaledwie 20-letni Roman Wójciki, dla którego był to pierwszy z trzech mundiali. Gdyby nie kontuzja, to samo mogło spotkać w przyszłości wychowanka Pogoni.

Zbiegło się to ze spadkiem pozycji drużyny Pogoni w ekstraklasowej hierarchii. Gdy Kozłowski wrócił do gry po kontuzji, zespół w roku 1979 spadł do drugiej ligi i powrócił do najwyższej klasy rozgrywkowej po dwóch latach. W tym czasie reprezentacja zdołała o Kozłowskim zapomnieć, pojawili się w niej inni środkowi obrońcy: Janas, Dolny, Skrobowski.

Kozłowski na najwyższym poziomie rozgrywkowym rozegrał 178 meczów i zdobył 4 bramki. W latach 70. tworzył duet środkowych obrońców też z wychowankiem klubu Ryszardem Malinowskim, którego również nie ma już wśród nas. Następnie wprowadzał na wysoki poziom innego z wychowanków Kazimierza Sokołowskiego.

Po zakończeniu kariery w latach 1991-1995 był asystentem trenera w Pogoni, był lubiany przez piłkarzy, lojalny wobec przełożonych, bardzo komunikatywny w stosunku do dziennikarzy, traktował wszystkich po przyjacielsku. ©℗

Wojciech PARADA

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA