8 grudnia 1958 urodził się w Koszalinie Mirosław Okoński. W niedzielę obchodzi 61 urodziny. To jeden z najlepszych piłkarzy, którzy kiedykolwiek szkolili się w województwie zachodniopomorskim (wtedy jeszcze to było województwo koszalińskie). Trzy razy zdobywał tytuł mistrza Polski z Lechem Poznań, cztery razy wywalczył Puchar Polski, był mistrzem Grecji i zdobywcą Pucharu Niemiec.
Niewiele brakowało, aby piłkarz ten trafił do Pogoni. Tak naprawdę to do realizacji pozostało bardzo niewiele. Okoński był zdecydowany na przeprowadzkę do Szczecina, nie było żadnych spornych kwestii.
W kraju uchodził za najbardziej utalentowanego juniora z rocznika 1958, a w jego wieku w Pogoni było kilku piłkarzy wchodzących do pierwszej drużyny: Krzysztof Urbanowicz, Marek Włoch, czy Jerzy Kruszczyński. Ten ostatni po latach również trafił do Lecha.
Jeżeli jest w historii Pogoni transfer, który był bardzo blisko, praktycznie na wyciągnięcie ręki, brakowało jedynie ostatecznych podpisów, podania sobie ręki, a który jednak nie doszedł do skutku i którego Pogoń może do dziś żałować najbardziej, to na pewno za taki można uznać niedoszłe przejście do szczecińskiego klubu Mirosława Okońskiego w połowie lat 70. ubiegłego wieku.
Mirosław Okoński to jeden z najlepszych piłkarzy Lecha Poznań w jego historii. Fenomenalny technik, drybler, ulubieniec poznańskiej publiczności. Został ikoną poznańskiego klubu i zamiast prowadzić Pogoń do sukcesów, toczył z obrońcami portowców wiele fascynujących pojedynków.
Urodzony w Koszalinie trafił do milicyjnej Gwardii, za co od ojca otrzymał porządną burę. W mieście był bowiem jeszcze jeden klub – budowlany Bałtyk, ale Gwardia dawała większe możliwości rozwoju.
– Gdy miałem 17 lat, graliśmy z Gwardią mecz z Pogonią w 1/16 finału pucharu Polski – wspomina Okoński. – Wygraliśmy 1:0, a ja rozegrałem świetny mecz. To wtedy miałem pierwszy kontakt ze szczecińskim klubem, choć nie mogłem jeszcze wiedzieć, jak potoczą się moje losy. Później jednak dowiedziałem się, że trener Bogusław Hajdas zaczął usilnie nalegać na mój transfer do Szczecina. Ja nie miałem nic przeciwko, wręcz przeciwnie byłem z tego faktu bardzo zadowolony.
Szczecin nie był dla Okońskiego obcym miastem. Mieszkała tu jego rodzina, często przyjeżdżał w odwiedziny. Gwardia w sezonie 1976/77 grała w pucharze Polski fenomenalnie. Prócz Pogoni wyeliminowała jeszcze naszpikowanego reprezentantami kraju Górnika (z Gorgoniem, Wieczorkiem i Szarmachem) i przegrała dopiero w ćwierćfinale z mistrzem Polski – Śląskiem Wrocław.
– Pogoni kibicowałem od zawsze – wspomina Okoński. – Ucieszyłem się, kiedy ta zainteresowała się moją osobą. Wszystko było już dogadane. Byłem w Szczecinie na rozmowach, pokazywali mi nawet mieszkanie w wieżowcu na placu Zwycięstwa. Blisko mieszkała moja rodzina, więc byłem zadowolony.
Do transferu jednak nie doszło. Prezesem Pogoni był wówczas Jan Więcław, który niemal całą swoją piłkarską karierę spędził w konkurencyjnej Arkonii. To przez jego nieprofesjonalne podejście nie doszło do transferu, który mógł odmienić całą historię klubu.
– Ten człowiek chciał mnie oszukać – kontynuuje Okoński. – Obiecywał 200 tys. zł, a potem wmawiał mi, że umówiliśmy się na 150 tys. zł. Miałem również oferty z Górnika i Lecha, więc nie zastanawiałem się długo i zerwałem negocjacje. Poszedłem do Lecha, bo było bliżej do rodzinnego Koszalina.
W ten sposób Pogoń straciła kapitalną okazję pozyskania utalentowanego piłkarza. Z nim w składzie może sięgnęłaby po mistrzostwo Polski, które dla Lecha trzy razy wywalczył Okoński. Były to pierwsze trofea dla poznańskiego klubu, a Pogoń wciąż na takie czeka. (par)