Śląsk Wrocław Pogoń Szczecin 2:2 (2:1) 0:1 Frączczak (23, karny), 1:1 Puerto (29), 2:1 Płacheta (45), 2:2 Smoliński (84).
Żółte kartki: Puerto (Śląsk), oraz Matynia, Zech (Pogoń).
Sędziował Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 5 668.
Śląsk: Putnocky - Musonda (74, Dankowski), Puerto, Tamas, Stiglec - Marković (81, Bergier), Zivulic, Łabojko, Pich, Płacheta (90, Gąska) - Exposito.
Pogoń: Stipica - Zech, Triantafyllopoulos, Malec, Matynia - Hostikka (60, Smoliński), Dąbrowski, Drygas, Listkowski (68, Żurawski), Kowalczyk - Frączczak (77, Turski).
Pogoń zanotowała drugi z rzędu remisowy wynik 2:2, wciąż jest zespołem bez zwycięstwa w grupie mistrzowskiej i szanse na jedyną wygraną w tej fazie sezonu poważnie maleją. Niedzielny mecz ze Śląskiem był siódmym z rzędu bez wygranej, jednak ocena tego pojedynku powinna być zgoła odmienna od większości poprzednich meczów.
Pogoń była zespołem, który w drugiej połowie gonił wynik, starał się wyrównać, nie poddał się, a mierzył się przecież z zespołem pretendującym do miejsca na podium. Teoretycznie szczecinianie nie byli w tym meczu faworytem i przez większą część meczu nie zanosiło się na dobry wynik.
Śląsk do przerwy prowadził, Pogoń w pierwszych 45 minutach poza celnie wykonanym rzutem karnym przez Adama Frączczaka, nie oddała ani jednego celnego strzału, wykonała zaledwie dwa celne podania w pole karne i nie egzekwowała ani jednego rzutu rożnego. Praktycznie nie zagrażała w ofensywie i do tego w ostatnich tygodniach zdążyliśmy się przyzwyczaić.
Po przerwie Śląsk stworzył kilka bardzo dobrych sytuacji, kilka razy pojedynki szybkościowe przegrywał Konstantinosa Triantafyllopoulos, ale gospodarze słabości greckiego obrońcy nie potrafili wykorzystać. Albo pudłowali w znakomitych sytuacjach, albo świetnie ustawiony był Dante Stipica, który pomógł swojej drużynie w przetrwaniu najtrudniejszego okresu w meczu.
Gra Pogoni zyskała na atrakcyjności i jakości po dokonanych zmianach i co ciekawe nastąpiło to po wejściu na boisko naszych wychowanków w komplecie nastolatków: 19-letnich Kacpra Smolińskiego i Macieja Żurawskiego, oraz 17-letniego Huberta Turskiego.
Z momentem zejścia z boiska najsłabszych w zespole: 22-latków Marcina Listkowskiego i Santeri Hostikki, więcej ciężaru gry na siebie przejął 21-letni Sebastian Kowalczyk i oglądaliśmy Pogoń mocniej walczącą, bardziej zdeterminowaną i lepszą pod względem piłkarskim.
Żurawski imponował spokojem i opanowaniem piłki w środkowej strefie boiska, odwagą przy wyprowadzaniu piłki, dobrym rozegraniem i świetnym podaniem w pole karne do Turskiego. Smoliński pilnował własnych stref boiska, wykonał dwa celne podania w pole karne, ale przede wszystkim zdobył gola.
To było nie tylko trafienie dające Pogoni punkt, ale też premierowa bramka w ekstraklasie klasycznego wychowanka, który szkoli się w Pogoni od 7 roku życia. Takie chwile są szczególne nie tylko dla niego, jego rodziców, przyjaciół, ale też świetną motywacją dla młodszych kolegów z akademii, którzy marzą o tym samym.
Dobrą zmianę dał też Turski, który wygrywał pojedynki, wchodził w starcia, grał bez kompleksów i pokazał więcej waleczności, niż starszy od niego o 13 lat Michalis Manias we wszystkich swoich meczach w barwach szczecińskiego klubu.
Mecz we Wrocławiu był znakomita reklamą wychowanych w szczecińskiej akademii piłkarzy, jednak nie należy zapominać, że opieranie zespołu na zbyt dużej liczbie takich piłkarzy w nazbyt wielu spotkaniach nie przyniesie drużynie żadnych spektakularnych osiągnięć, a jedynie nieco osłodzi złą sytuację drużyny w tabeli.
Za mecz ze Śląskiem należą się brawa za grę pełną poświęcenia, ambicję i chęć wygrania meczu po wyrównaniu na 2:2. Pogoń ewidentnie nie zadowoliła się remisem i szukała kolejnych szans. Do końca meczu już ich nie znalazła, ale ze swojej postawy może być zadowolona i usatysfakcjonowana. ©℗ Wojciech Parada
Fot. pogonszczecin.pl