Piłkarze Pogoni Szczecin pożegnają się w środowy wieczór ze swoimi kibicami, ale na krótko. W drugiej połowie sierpnia zainaugurujemy bowiem nowy sezon, ale póki co trzeba zakończyć stary. Choć do jego zakończenia pozostały zaledwie dwa spotkania, to już dziś można powiedzieć, że jest to sezon sportowej klęski, fatalnych personalnych decyzji ludzi kierujących klubem, które doprowadziły do piłkarskiej zapaści w rundzie wiosennej.
Pogoń w rundzie wiosennej jest jedną z trzech najsłabszych drużyn w ekstraklasie. W piętnastu meczach wygrała tylko dwa razy, prezentuje formę na poziomie zespołów zdegradowanych do pierwszej ligi na długo przed zakończeniem sezonu.
Ostatni mecz we Wrocławiu był siódmym z rzędu, w którym Pogoń nie potrafiła wygrać. Jest jedyną drużyną, która w grupie mistrzowskiej nie odniosła zwycięstwa. Od lat nic się nie zmienia, Pogoń nie potrafi lub nie chce wejść na poziom drużyn przynajmniej starających się zająć wyższą lokatę niż miejsce w środku tabeli.
Środowym rywalem Pogoni będzie Piast Gliwice, który już na dwie kolejki przed zakończeniem sezonu zapewnił sobie miejsce na podium i udział w europejskich pucharach. Zrobiła to drużyna z mniejszym od Pogoni budżetem, z mniejszą historią i mniejszą tradycją.
Wspólny awans z Piastem
Piast wraz z Pogonią awansował do ekstraklasy osiem lat temu i od tamtej pory już cztery razy kwalifikował się do europejskich pucharów, raz został mistrzem Polski, trzy razy stawał na podium. Zawstydza inne kluby, w tym również i Pogoń, dla której wyniki klubu z Gliwic znajdują się jedynie w sferze marzeń i pobożnych życzeń.
Prezes Jarosław Mroczek na ubiegłotygodniowej, kuriozalnej konferencji prasowej stwierdził, że przypadek Piasta zdarza się raz na 50 lat. Absurdalnych wypowiedzi sternika Pogoni było znacznie więcej. To przypadek Pogoni zasługuje na jedyny w swoim rodzaju i to za czasów rządów Jarosław Mroczka.
Klub poświęcił gigantyczne zyski z transferów na poziomie ponad 40 mln złotych na podniesienie kosztów funkcjonowania klubu, a efekt tego jest taki, że sezon kończy drużyna, która grając w takim składzie przez cały sezon spadłaby z ekstraklasy.
Środowy mecz z Piastem będzie szczególny z kilku powodów. To będzie ostatnie spotkanie szczecińskiej drużyny w sezonie przed własną publicznością, ale też ostatnie dla kończącego karierę 34-letniego Ricardo Nunesa, wychowanka słynnej akademii Benfiki Lizbona.
Sześć lat w Pogoni
Kiedy Portugalczyk trafił do Pogoni blisko sześć lat temu, to nikt nie mógł przypuszczać, że stanie się niemal ikoną szczecińskiego klubu. Był nie tylko dobrze wyszkolonym, zdyscyplinowanym graczem, ale też postacią niezwykle lubianą, szanowaną, profesjonalnie podchodzącą do swoich obowiązków.
Znamienny był przypadek z grudnia 2017 roku. Pogoń wówczas broniła się przed degradacją, tak naprawdę to miała niewielkie szanse na utrzymanie, ale niespodziewane wyjazdowe zwycięstwo nad Lechią w Gdańsku spowodowało, że te szanse się pojawiły.
Pogoń swój ostatni mecz w roku rozgrywała w Szczecinie przeciwko Arce Gdynia i musiała koniecznie wygrać, ale Nunes nie mógł zagrać z powodu żółtych kartek. Mógł pojechać do rodzinnej Portugalii wcześniej, przedłużyć sobie urlop, jak robi to wielu piłkarzy, ale Nunes został z zespołem, kibicował drużynie z trybun podczas przenikliwego zimna, bo czuł się związany z klubem, miastem i kibicami.
To był piłkarz, który oczywiście popełniał też błędy, miewał słabsze mecze, ale były to nieliczne przypadki. Przeważnie trzymał równy poziom, miał świetnie ułożoną lewą nogę, trener Michniewicz próbował go nawet na środku pomocy, bo widział w nim duży piłkarski potencjał.
Rywalizacja z Matynią
Zawodnik szczególnie w ostatnich latach nie zawsze wygrywał rywalizację z młodszym o prawie 10 lat Hubertem Matynią i była to dla wielu ogromna zagadka, bowiem jakość obu piłkarzy prezentowana na boisku była nie do porównania. Na korzyść Nunesa oczywiście.
Mecz z Piastem będzie okazją do pożegnania zawodnika, który jest w Pogoni rekordzistą pod względem liczby występów w pierwszej drużynie spośród wszystkich obcokrajowców grających w Pogoni kiedykolwiek. Nunes rozegrał dla Pogoni w ekstraklasie 142 mecze i jest zaledwie jednym z trzech obcokrajowców, którzy przekroczyli barierę 100 spotkań.
Przed nim dokonali tego jedynie: Takafumi Akahoshi (115 meczów) i Edi Andradina (103 spotkania). To są piłkarze zasługujący na miano jednych z najlepszych w ostatniej dekadzie, ale żaden z nich nie trafił do Pogoni w ostatnim pięcioleciu, kiedy klub ma bardzo duży problem z zakontraktowaniem wartościowych obcokrajowców i utrzymaniem ich dłużej niż jeden sezon. Rekord Nunesa może być rekordem absolutnie nie do pobicia. To raczej nigdy nie nastąpi.
Pogoń zagra z Piastem po meczu, który w serca kibiców wlał nieco optymizmu. Dotyczy to głównie naszych nastoletnich wychowanków, którzy dobrymi zmianami na stadionie we Wrocławiu zapracowali na jeden punkt. Cała Polska dowiedziała się o potencjale takich piłkarzy, jak: Maciej Żurawski, Kacper Smoliński i Hubert Turski.
Gol nastolatka we Wrocławiu
Bohaterem potyczki był zaledwie 19-letni Kacper Smoliński, który w swoim drugim meczu zdobył premierową bramkę w ekstraklasie. Jest pierwszym nastolatkiem w Pogoni od czasów Kamila Grosickiego w roku 2006, który zdobył gola na najwyższym poziomie rozgrywkowym. W latach 90. nastolatkiem trafiającym do bramki przeciwników był Olgierd Moskalewicz, natomiast w latach 80 .Marek Leśniak.
To raczej zaskakujące zdarzenie biorąc pod uwagę fakt, że nie jest to piłkarz strzelający dużo goli. To jest typ piłkarza dużo biegającego, walczącego, mającego znakomitą wydolność, ale absolutnie nie jest typem snajpera. W blisko 30 meczach na poziomie trzeciej ligi zdobył też zaledwie jednego gola, nie strzelał zbyt wielu goli również w Centralnej Lidze Juniorów. W 20 meczach zanotował ich łącznie tylko trzy.
Jeżeli spodziewaliśmy się gola jednego z naszych nastoletnich wychowanków, to w pierwszym szeregu wymienialiśmy nazwiska takich piłkarzy, jak: Kacper Kozłowski, Hubert Turski, Marcel Wędrychowski czy Maciej Żurawski. Smoliński ich wszystkich uprzedził. Został pierwszym piłkarzem w historii Pogoni, który wpisał się na listę strzelców spośród zawodników urodzonych już w XXI wieku.
W polskiej ekstraklasie jest natomiast dopiero piątym zawodnikiem z rocznika 2001, który trafił do bramki przeciwnika, a trzeba wiedzieć, że w przeszłości nie uczestniczył w eliminacyjnych meczach do mistrzostw Europy juniorów młodszych ani juniorów starszych, nie grał też w prestiżowym turnieju o Puchar Syrenki.
Jest znakomitym przykładem wychowanka, który pracą, uporem i cierpliwością pokonuje kolejne piłkarskie szczeble. Gol w ekstraklasie, to jest dla klasycznego wychowanka wielkie wyróżnienie, ale stanowi jednak zaledwie piękny początek. Do regularnej gry na wysokim poziomie droga jeszcze daleka, ale całkiem otwarta. ©℗
Wojciech PARADA
Fot. R. Pakieser