Sobota, 23 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Piłka nożna. Zwoliński, czyli przykład nielogiczny

Data publikacji: 12 lipca 2018 r. 19:45
Ostatnia aktualizacja: 16 lipca 2018 r. 23:06
Piłka nożna. Zwoliński, czyli przykład nielogiczny
 

Trzy lata temu 22-letni wówczas Łukasz Zwoliński miał na swoim koncie 37 rozegranych meczów w ekstraklasie i 15 zdobytych goli. W pierwszych trzech meczach sezonu 2015/16 zdobył trzy gole. O takich rzeczach szybko dowiadują się właściciele mocnych europejskich klubów i tak było w przypadku wychowanka Pogoni Szczecin.

Napastnika szukał turecki Bursaspor, którego trenerem był słynny turecki szkoleniowiec Senor Gunes – ten sam, który reprezentacje Turcji doprowadził w roku 2002 do trzeciego miejsca na świecie. Skoro klub z dużymi pieniędzmi, z utytułowanym trenerem zgłasza się po piłkarza, który tak naprawdę rozpoczął dopiero swoją strzelecką przygodę w ekstraklasie, to sprawa musiała wydawać się poważna.

Pogoń odrzuciła ofertę 700 tys euro, a w zamian zaproponowała piłkarzowi dłuższy kontrakt i sporą podwyżkę. Kwestia sprzedaży piłkarza za kwotę znacznie poważniejszą wydawała się wtedy kwestią czasu. Również sam piłkarz nie palił się do wyjazdu do Turcji. Liczył na to, że trafi do lepszej ligi – niemieckiej, a może nawet angielskiej.

Dwa gole w dwa sezony

Zwoliński marzenia i plany miał mocno sprecyzowane i wydawało się wtedy, że jest na najlepszej drodze do ich realizacji. Minęły trzy lata, a Łukasz Zwoliński z dwoma golami zdobytymi w dwóch ostatnich sezonach odszedł przed wygaśnięciem obowiązującej jeszcze umowy do absolutnego beniaminka chorwackiej ekstraklasy Goricy.

Grać będzie na stadionie mogącym pomieścić zaledwie 6 tys kibiców, średnia widzów na jedno spotkanie w ubiegłym sezonie wynosiła na dość mało efektownym obiekcie około 800 osób, natomiast rekordową frekwencję zanotowano na pucharowym meczu z mistrzem Chorwacji Rijeką, przegranym przez gospodarzy 0:3. Wtedy na trybunach zasiadło dokładnie 1 187 kibiców.

Łukasz Zwoliński zatem nie musi się obawiać gniewu fanatycznych chorwackich kibiców, bo tych fanów po prostu w 60-tysięcznym mieście nie ma. 25-letni napastnik zagra w klubie, który po raz pierwszy w swojej historii wystąpi w najwyższej klasie rozgrywkowej w Chorwacji, wcześniej niemal wszyscy mieszkańcy Goricy byli wiernymi fanami Dinama mającego swoja siedzibę w położonym o niespełna 30 kilometrów dalej Zagrzebiu.

Gorica czeka na derby

Można zatem zakładać, że mecz Goricy z Dinamem, to będzie prawdziwe święto dla miejscowych fanów i może z tego powodu na przestarzały i dość prymitywny obiekt przyjdzie dwa, a może nawet trzy tysiące kibiców. Takie są frekwencyjne realia w Chorwacji.

Były piłkarz Pogoni nie powinien jednak z tego powodu rozpaczać. To właśnie nadmierne zainteresowanie szczecińskich kibiców losami swojego klubu, dość brutalne wyrażanie własnych emocji zarówno na forach internetowych, jak i na trybunach być może miało zgubny wpływ na formę w ostatnich dwóch sezonach Łukasza Zwolińskiego.

Rosnąca presja, rosnący licznik meczów bez zdobytych goli, rosnący wskaźnik niewykorzystanych stuprocentowych sytuacji włącznie z aż trzema przestrzelonymi rzutami karnymi powodowały, że napastnik Pogoni nie tracił wiary, ale tracił pewność siebie.

W tegorocznej rundzie wiosennej prezentował się od strony fizycznej najlepiej od wspomnianych trzech lat. Z łatwością wygrał rywalizację o miejsce w składzie z Mortenem Rasmussenem, początkowo wygrywał ja też z Adamem Buksą. Ostatecznie przegrał ją tylko z tego powodu, że Buksa strzelił cztery gole, a Zwoliński żadnego.

Talent i psychika

Pomijając aspekt skuteczności, to jednak Zwoliński dawał więcej drużynie, naciskał na obrońców, wymuszał na nich błędy, wygrywał z nimi pojedynki, był odważny w starciach, w bezpośrednim kontakcie, nie tracił piłek. Nie robił jednak najważniejszego. Nie strzelał goli i powstaje pytanie, czy nie robił tego z uwagi na brak talentu, czy może z przyczyn tylko i wyłącznie psychologicznych.

Wydarzenia sprzed trzech lat i zainteresowania ze strony Senora Gunesa, bogatego Bursasporu nie wzięły się znikąd. Zwoliński był wtedy utalentowanym, rokującym i świetnie zapowiadającym się napastnikiem i wydaje się wręcz niemożliwe, że w trzy lata można było tak bardzo zaprzepaścić świetnie rozwijającą się karierę.

Zwoliński nigdy nie osiadł na laurach, nigdy nie uderzyła mu do głowy woda sodowa, zawsze był ambitny, zadziorny, nieustępliwy, ale jednak zdarzyło się w jego piłkarskim życiu tak, że wywrotka okazała się bolesna, upadek był tak mocny, że powstanie stało się w szczecińskich realiach absolutnie niemożliwe.

37 goli w sezonie

To był piłkarz, któremu nigdy nic nie przychodziło zbyt łatwo, o swoją pozycję walczył, choć nie zawsze wszyscy otaczający go ludzie wierzyli w niego. Będąc jeszcze juniorem grał w IV-ligowych rezerwach Pogoni i zdobył 37 goli. Pod koniec sezonu zakwalifikował się z drużyną juniorów do finałowego turnieju mistrzostw Polski w Gdyni. Był w zespole niekwestionowaną gwiazdą, indywidualnością, wywalczył brązowy medal, miał już za sobą debiut w pierwszej drużynie.

Dziś można tylko dywagować, czy dwaj najbardziej utalentowani w Pogoni nastolatkowie grający w ataku: Aron Stasiak i Adrian Benedyczak zdołaliby w rywalizacji seniorów ustrzelić w IV lidze 37 goli. Można również dywagować, czy juniorzy Pogoni byliby dziś w stanie wygrać IV-ligowe rozgrywki i uzyskać bezpośredni awans. Sześć lat temu z młodzieżą teoretycznie mniej utalentowaną to się udało.

Zwoliński zimą w sezonie 2011/12 uczestniczył po raz pierwszy w zgrupowaniu pierwszej drużyny. W sparingowych meczach okazał się najskuteczniejszym zawodnikiem. Jego konkurenci do gry w ataku; Vuk Sotirovic i Donald Djousse razem nie zdobyli tylu goli, ile jeden Zwoliński. W meczach ligowych junior zagrał jednak tylko dwa razy, całkowicie zrezygnował z młokosa Ryszard Tarasiewicz.

Na testy do Łęcznej

W sezonie 2012/13 Pogoń była beniaminkiem w ekstraklasie, w rundzie jesiennej dwaj napastnicy: Donald Djousse i Mahmadou Traore byli kontuzjowani. Zwoliński zagrał jednak tylko w jednym meczu, Trener Artur Skowronek nie ufał mu, piłkarz przeżył kolejne rozczarowanie, ale nie poddawał się.

W sezonie 2013/14 grał na wypożyczeniu w Górniku Łęczna, ale początkowo nikt go tam nie chciał. Trener Jurij Szatałow chciał Juliena Tadrowskiego, na testy pojechali obaj, ale Zwoliński raczej z małymi szansami na angaż. Ostatecznie go dostał, z Górnikiem wywalczył awans do ekstraklasy, wywalczył miejsce w podstawowym składzie, zdobył 8 goli i wrócił do Pogoni.

W Szczecinie nikt jednak na niego nie czekał. Gdyby nie próba sprzedaży do Chin Marcina Robaka, to pewnie Zwoliński nie doczekałby nawet poważniejszej szansy. Otrzymał ją, bo na początku rundy jesiennej roku 2014 był w klubie praktycznie jedynym napastnikiem i okazało się, że świetnie potrafił z szansy skorzystać.

Szansa na hat tricka

W rundzie jesiennej zdobył siedem goli, mogło być ich więcej, ale w meczu z Zawiszą nie wykorzystał rzutu karnego. Gdyby trafił, to zaliczyłby hat tricka, którego nigdy na boiskach ekstraklasy nie udało mu się skompletować. Do drużyny dołączył już Marcin Robak, ale Zwoliński czuł się coraz pewniej i coraz mocniej.

Później zaufał mu Czesław Michniewicz. Na tyle mocno, że kosztem Zwolińskiego na ławkę rezerwowych trafił Marcin Robak. Trzy lata temu Pogoń traciła Marcina Robaka, ale miała Łukasza Zwolińskiego, wtedy gracza skuteczniejszego, trafiającego z większą częstotliwością, potrafiącego wygrywać rywalizację o miejsce w składzie z królem strzelców i reprezentantem Polski. Tak było.

Jego historia jest nielogiczna, trudna do zrozumienia i trochę tragiczna. Tylko sam piłkarz wie, ile przeżył cierpień w związku ze swoją słabą formą, brakiem skuteczności, agresją i gniewem kibiców, niewybrednymi epitetami. Teraz zaczyna nowy rozdział, trafił do miejsca, z którego ma blisko nad Adriatyk, blisko w Alpy, do Włoch, do Zagrzebia.

Miejsce do życia świetne, ale przede wszystkim znakomite do odbudowania formy i skuteczności. 25 lat, to dla napastnika bardzo mało. Warto wiedzieć, że Marcin Robak w jego wieku nie miał jeszcze na koncie nawet 10 goli w ekstraklasie, a obecnie ma ich ponad 100. Przed Zwolińskim dużo do udowodnienia. ©℗

Wojciech PARADA

Fot. R. Pakieser

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

DMI
2018-07-16 23:00:48
@Kibic Ja tam się może nie znam na życiu, ale już fakt że był zaręczony powoduje, że całe to zachowanie jest jakby to delikatnie powiedzieć (jest takie słowo na k, ale pewnie nie przeszłoby cenzury) - przykre. Pokazuje człowieka bez honoru. A skoro nie ma honoru, to tym bardziej nie ma miejsca na jakieś wyjątkowe traktowanie gościa który w sensie czysto praktycznym, nie spełnia się w swojej roli. Baaardzo proste i baaardzo logiczne.
Kibic
2018-07-16 05:11:31
@DMI Widzę, że zrozumiałeś :) Szczególnie o dzieciach zrozumiałeś :) Wróć do FM. Każdy ma prawo mieć życie osobiste jakie chce i nic Tobie do tego. Jeżeli kogoś podrywasz na Insta to niekoniecznie możesz wiedzieć czy ktoś ma męża/żonę/dzieci, bo ze zdjęć to wynika ? Jeżeli laska pokazuje tylko swoje imponderabilia to zapewne każdy orientuje się, że ona jest mężatką. Raczej to ona temu winna, bo wstydzi się pokazać męża/dzieci. Nie bądź zakłamany i nie wypisuj, że piłkarz, jakikolwiek podrywa widząc, że ktoś ma dzieci i męża. To raczej mąż wtedy powinien wytłumaczyć żonie, że niech pieluchy zmienia a nie pokazuje cycki na Insta. Pokaż przykład gdzie widać, że na Insta jest laska i widać, że ma męża. Czekam.
DMI
2018-07-15 17:19:09
@Kibic Skoro już wspomniałeś o dzieciach, to należy wspomnieć o tym, że Łukasz je bezgranicznie kocha. Do tego zresztą stopnia, że nawet mimo problemów ze skutecznością na boisku, oraz mimo towarzystwa oddanej narzeczonej w domu, on wciąż potrafił poświęcać długie godziny swoje wolnego czasu na wyszukiwaniu na Insta kobiet posiadających dzieci (z reguły również mężów), by potem zupełnie bezinteresownie oferować im wsparcie silnego, męskiego ramienia gdy będzie im smutno (a Zwolak akurat będzie przejazdem w ich mieście). Wszystko to ze szlachetnego współczucia dla dzieci które nie miały tego szczęścia, by wychowywać się w ciepłym blasku jego chwały.
Do kibica
2018-07-13 11:23:54
I jeszcze jedno pytanie: czy jakikolwiek dziennikarz czy kibic związał nogi Zwolińskiemu lub zabronił strzelania bramek? Jeśli nie, to oznacza, że jednak z głową chłopaka coś nie tak. Presja go przerosła, która jest częścią tego zawodu.
Do Kibica
2018-07-13 11:21:23
Kibicu o jakim niszczeniu piszesz? W życiu jest tak, że jak czegoś nie jesteś w stanie osiągnąć to trzeba zweryfikować swoje cele. Zwoliński miał kilka przebłysków i kilka tzw. "meczów życia". Niestety życie to zweryfikowało. Gość nie nadaje się do gry w tej klasie rozgrywkowej. Szans miał dużo (nie tylko w Szczecinie), okazało się jednak, że chłopak na Ekstraklasę jest za słaby. Trzeba zejść na ziemię i oswoić się z myślą o niższych zarobkach i grze w gorszych ligach (tak, są jeszcze takie) od naszej Ekstraklapy.
Szczecinianin
2018-07-13 10:52:52
@Kibic Święta prawda, lepiej to ująć nie można!
Kibic
2018-07-13 05:25:26
Niestety ale pseudoeksperci a nawet nibydziennikarze z mózgiem dzieci, grający w FM zniszczyli Zwolińskiego. Tak samo teraz nabijają się z Matyni, Rudola i kolejnych wychowanków. Dla tych ,,uznanych,, w internecie specjalistów od piłki nożnej zawsze najgorsi są wychowankowie.Każdy kolejny. Jestem obcokrajowcem, przybyszem z innego miasta masz szacunek, jesteś ze Szczecina to gnębią. Prostactwo jakie jest obecnie w internecie niszczy takich jak Zwoliński.Najgorsze, że taki debil potem będzie uważał, że to wina głowy Zwolińskiego, czyli sam o sobie będzie twierdził, ten ekspert, że niszcząc Zwolińskiego, był kretynem.Cóż, tylko współczuć ich dzieciom, bo obce dzieci zawsze będą lepsze i ważniejsze niż własne.
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA