Sobota, 23 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Piłka ręczna. Kobieta z charakterem

Data publikacji: 01 stycznia 2016 r. 12:20
Ostatnia aktualizacja: 05 stycznia 2016 r. 18:31
Piłka ręczna. Kobieta z charakterem
 

Rozmowa z Małgorzatą Stasiak, piłkarką ręczną Pogoni Baltica Szczecin, reprezentantką kraju, laureatką 8. miejsca w plebiscycie sportowym „Kuriera"

- Mijający rok był dla pani doskonały: czwarte miejsce na mistrzostwach świata w Danii, z klubem finał Challenge Cup, brązowy medal mistrzostw Polski...

- Rzeczywiście to był świetny rok, ale nie tylko dla mnie czy kobiecej kadry, ale także mężczyzn, którzy w Katarze wywalczyli brązowy medal, szczypiornistów Vive Kielce - znaleźli się w Final Four. Teraz trzeba zrobić wszystko, aby ten sukces dobrze spożytkować. Przekonać, że piłka ręczna to naprawdę fajny sport. W Danii miałam przyjemność obserwować, jak już sześcioletnie szkraby trenują, szkolenie zaczyna się tam wcześnie i jest na doskonałym poziomie. Dobrze byłoby te doświadczenia przeszczepić na nasz grunt.

- Wróćmy zatem do Danii. Nie udało się wywalczyć medalu, ale za to powtórzyłyście wynik sprzed dwóch lat, kończąc mistrzostwa tuż za podium. Duma czy niedosyt?

- Teraz, kiedy minęły pierwsze emocje, jestem zadowolona, dumna. Na początku dominował zaś smutek, bo medal był bardzo blisko. Myślę, że wiele ekip tę czwartą lokatę brałoby w ciemno, przyjechały z wielkimi aspiracjami, głośno opowiadały o podium, mówię tutaj o Dunkach, Węgierkach, Rosjankach. Proszę zauważyć, że Rosja przegrała podczas turnieju tylko jeden mecz, z nami. Ale to był najważniejszy mecz... Pokonałyśmy w nim rywalki co prawda jedną bramką, ale z perspektywy czasu, myślę, że to my nadawałyśmy temu spotkaniu tempo i zwycięstwo nam się należało. Na tym polega piękno piłki ręcznej, nigdy niczego nie można przewidzieć. Do naszej reprezentacji puka już młodsze od mojego pokolenie, my po raz kolejny udowodniłyśmy, że jesteśmy w elicie, zatem trzeba mieć nadzieję, że sprawdzi się powiedzenie, iż do trzech razy sztuka.

- Po wygranej z Rosją nie było chyba w hali nikogo z Polski, komu nie ciekłyby łzy?

- To była wojna nerwów, kosztowała nas mnóstwo stresu. Wiedziałyśmy, że fizycznie jesteśmy dobrze przygotowane, emocje to jednak coś innego... Końcowy wynik był niewiadomą do końca. Kiedy wybrzmiał ostatni gwizdek naprawdę nikt nie wstydził się łez. Na drugi dzień trenowałyśmy już jednak normalnie.

- Kiedy ogląda się mecze biało-czerwonych, ma się wrażenie, że wy - tak po prostu - się lubicie. Czy między tyloma kobietami dochodzi do konfliktów?

- Dla mnie każde powołanie jest wielkim zaszczytem. Mam świadomość, że kibicuje nam mnóstwo osób. Na zgrupowania trafiają najlepsze dziewczyny - tak z kraju, jak i zagranicznych klubów. Wiemy, po co przyjeżdżamy. Każda z nas ma charakter, determinację, ambicję. Nie jesteśmy „pluszakami", bo nie miałybyśmy czego szukać w takim sporcie, jaki wybrałyśmy. Naprawdę nie wiem, skąd to wzięło, ale my naprawdę wszystkie się bardzo lubimy, jest świetna atmosfera. Oczywiście trzeba nas czasami trochę okiełznać, to już rola trenera.

- W telewizji można było zobaczyć jakie Duńczycy przygotowali zakwaterowanie dla polskiej reprezentacji. Były łóżka polowe, pranie o wyznaczonej godzinie. Jednym słowem - luksusów nie miałyście.

- Niestety, telewizja tym razem nie kłamała (śmiech). Podczas fazy grupowej warunki odbiegały od przyjętych standardów. Polski Związek Piłki Ręcznej zwykle zapewnia nam hotele na najwyższym poziomie, może miałyśmy do tej pory za dobrze (śmiech). Było jak było, mamy teraz co wspominać i z czego pożartować.

- Tak w Serbii dwa lata temu, jak i podczas grudniowych mistrzostw towarzyszył pani mąż. Jego obecność motywuje czy raczej przeszkadza?

- Paweł doskonale wie, że podczas zgrupowania i turnieju jestem skoncentrowana tylko i wyłącznie na piłce ręcznej i nie może za bardzo zawracać mi głowy. Ale jest fanatycznym i fantastycznym kibicem. Nie tylko moim, ale całej kadry. Gdyby spytać dziewczyn, kto jest najwierniejszym fanem, to co druga odpowie, że Paweł Stasiak. Małżonek coraz lepiej zna się na szczypiorniaku, jest już wręcz ekspertem, sugeruję mu nawet, by zrobił jakieś trenerskie kursy (śmiech).

- Następny rok to igrzyska w Rio de Janeiro. Pojedziecie do Brazylii?

- Bardzo tego chcemy. Myślę, że na to zasłużyłyśmy. Liczę też, że wraz z koleżankami klubowymi powalczymy o więcej niż w poprzednim sezonie, gdy zdobyłyśmy brązowy medal. Mam ambicję, jak chyba każdy sportowiec. Kto ich nie posiada, ten nie powinien zawracać sobie głowy profesjonalnym sportem. Moje życie kręci się wokół piłki ręcznej, chciałabym, aby następny rok był przełomowym dla mojej kariery. Chcę, by Polska była dumna z nas - szczypiornistek.

- Poza treningami jest jednak czas na pracę w Zachodniopomorskim Hospicjum dla Dzieci...

- To moje odskocznia, powołanie. Odreagowuję podczas spotkań z chorymi osobami. Pracuję jako fizjoterapeutka. Nie zajmuję mi to zbyt wielu godzin, zresztą kierownictwo hospicjum idzie mi na rękę; wszyscy wiedzą, że na razie to obowiązki sportowe są najważniejsze. 

- Jak Małgorzata Stasiak spędziła święta i sylwestra?

- Boże Narodzenie spędzam tylko i wyłącznie w rodzinnym Gorzowie Wielkopolskim. Rodzeństwo ma już swoje pociechy, jestem mamą chrzestną, wcielam się zatem w rolę gwiazdora. Natomiast sylwester był w tym roku huczny, przy czym w gronie sportowców. Wynajęliśmy domek w okolicach Trójmiasta, tam odbyła się przebierana impreza. Miałam co świętować, jestem z siebie w tym roku bardzo dumna. Stawiam sobie natomiast kolejne cele. Przyznam też, że nie spodziewałam się, iż znajdę się w dziesiątce najlepszych sportowców województwa zachodniopomorskiego. To dla mnie zaskoczenie. Być może nie jest oryginale to, co mówię, ale takie wyróżnienie motywuje do pracy. Bo to, co robimy kosztuje nas jednak sporo wyrzeczeń, sukcesy okupione są trudem. Nie składam broni i mam nadzieję, że za rok, także w tej dziesiątce znajdzie się dla mnie miejsce.

- Dziękuję za rozmowę. ©℗

Ewelina KOLANOWSKA

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA