Piłkarz IV-ligowego Dębu Dębno Łukasz Gryciak uratował dwójkę dzieci z płonącego budynku. Sportowiec, który jest strażakiem, użyczył ewakuowanym dzieciom swojego aparatu tlenowego. Dzięki temu dzieci wydostały się z czwartego piętra bez szwanku, ale bohaterski kapitan drużyny z Dębna podtruł się dymem.
Po akcji został przetransportowany do szpitala w Szczecinie. O tym dramatycznym wydarzeniu porozmawialiśmy z Maciejem Sadłowskim, który zna dobrze naszego bohatera, a w klubie Dąb jest specjalistą do spraw mediów społecznościowych.
- Ostatnio głośno jest o Łukaszu Gryciaku. Jak on się teraz czuję?
- Z Łukaszem jest już zdecydowanie lepiej. Dzisiaj został wypisany ze szpitala. Czuje się dobrze, ale na płucach jeszcze nie jest idealnie.
- Czy sytuacja, która się wydarzyła, może negatywnie wpłynąć na jego psychikę?
- Myślę, że nie będzie z tym problemu. Łukasz mówi, że strażakiem jest się przez całą dobę, a nie tylko w pracy. On nie da się złamać i to nie pierwsza sytuacja, kiedy pomaga innym. W poprzednim sezonie podczas meczu Klasy Okręgowej między Odrą Chojna, a Dębem Dębno, samochód wjechał w mur, a później na trybunę stadionu. W tamtej sytuacji pierwszym zawodnikiem do pomocy był właśnie Łukasz.
- Nasz bohater jest kapitanem Dębu, a ta funkcja nie jest chyba przypadkowa?
- Zdecydowanie nie jest to przypadek. Łukasz lubi brać sprawy w swoje ręce. Strażakiem został po ojcu i lubi pomagać. Zawsze najpierw patrzy na dobro drużyny, a później na siebie.
- Z drugiej strony patrząc, wykonał on tylko swój zawodowy obowiązek. Każdy strażak powinien tak reagować, jeżeli chce ratować życie innych...
- Tak on właśnie do tego podchodzi. To był jego zawodowy obowiązek i nie czuje się bohaterem. Jest skromną osobą i najważniejsze dla niego było uratowanie tych dzieci. Zrobił swoje i spokojnie wszystko przyjmuje...
- Dziękujemy za rozmowę. ©℗
Paweł Reichelt