PONIEDZIAŁKOWY mecz z Jastrzębskim Węglem może być spotkaniem ostatniej szansy dla trenera Espadonu Milana Simojlovicia. Szkoleniowiec cieszący się dotychczas dużym zaufaniem władz klubu, po kolejnej porażce może stracić posadę.
- Jeśli chodzi o poziom sportowy, jest on daleki od oczekiwać. Rezultaty w sposób jednoznaczny są niezadowalające. Przyszedł moment, w którym będziemy musieli podjąć jakieś dalsze decyzje, zarówno jeśli chodzi o pion szkoleniowy, jak i poziom sportowy zawodników. Podjęliśmy decyzję, że czekamy do meczu z Jastrzębskim Węglem. Dużo zależy od tego spotkania. Nie mam tutaj na myśli kwestii punktów, bo naturalnie byłyby one mile widziane, natomiast chodzi mi o styl, jaki będzie prezentowała drużyna - deklaruje prezes Espadonu Paweł Adamczak.
Debiut w Szczecinie
Simojlović objął posadę trenera Espadonu po zmarłym Dejan Brdoviciu w grudniu 2015 roku, jeszcze w I lidze. Wcześniej przez lata był asystentem znanego trenera, ale nigdy samodzielnie nie prowadził żadnej drużyny. Szanse dostał w Szczecinie. Doprowadził drużynę do półfinału pierwszoligowych rozgrywek, co otworzyło furtką do starań o Plus Ligę.
Gdy Espadon otrzymał zaproszenie do elity klub choć wymienił niemal 80 procent składu postanowił kontynuować współpracę z serbskim szkoleniowcem. Efekty pracy Simojlovicia w Plus Lidze najlepiej oddają wyniki. Mimo trzech punktów przyznanych walkowerem za spotkanie ze Skrą (klub z Bełchatowa odwołał się od tej decyzji) Espadon jest oustiderem rozgrywek.
Na boisku w żadnym z siedmiu spotkań serbski szkoleniowiec nie zdołał z drużyną wywalczyć punktu, a po jednym secie ugrał tylko w wyjazdowych meczach z Treflem i Cerradem Czarnymi. O ile po meczach z potentatami ligi - trójką medalistów z poprzedniego sezonu Zaksą, Resovią i Skrą trudno było jeszcze wyciągać wnioski co do dyspozycji drużyny, to już przegrane w Lubinie, a szczególnie w Radomiu pokazały, że Espadon wyraźnie odstaje od średniaków Plus Ligi.
Ojciec oceni syna
Raport o procesie szkoleniowym i obecnej sytuacji drużyny i zawodników ma po meczu z Jastrzębskim Węglem przygotować wiceprezes klubu Zdzisław Gogol, który w przeszłości z powodzeniem pracował jako trener. Co ciekawe będzie oceniał nie tylko Milana Simojlovicia, ale też swojego syna Mieszka, która jest asystentem serbskiego szkoleniowca.
Przyjęcie piętą Achillesową
Zmiany kadrowe mogą dotyczyć nie tylko sztabu szkoleniowego, ale także składu. Nie jest tajemnicą, że najsłabszym ogniwem jest przyjęcie. Z czwórki Michał Ruciak, Marcin Wika, Marcin Wołosz i Ivan Borovnjak najgorsze statystyki mają dwaj ostatni, choć doświadczeni Ruciak i Wika także nie imponują swoją grą. W przyjęciu, a przede wszystkim w ataku mają wręcz fatalne średnie.
Dwa problemy kadrowe, z którymi klub borykał się na początku sezonu już udało się rozwiązać. Do gry po kontuzji wrócił bułgarski atakujący Danaił Miłuszew, a na rozegraniu zadebiutował Vejlko Petković.
Odkurzony mistrz olimpijski
Mistrz olimpijski przed 16 lat trafił do Espadonu w połowie października, ale dopiero w minioną sobotę zadebiutował w Plus Lidze. Kilka tygodni nadrabiał zaległości treningowe.
- Miałem rok przerwy od grania na najwyższym poziomie i znajdowałem się w pewnym sensie na rozdrożu. Pojawiały się myśli o zakończeniu kariery, ale na szczęście dostałem w porę ofertę od Espadonu i postanowiłem z niej skorzystać. W ostatnim czasie pracowałem jako trener drużyn młodzieżowych i nie spodziewałem się, że w tym roku sam stanę się jeszcze członkiem jakiegoś zespołu - komentuje Vejlko Petković.©℗ Wojciech TACZALSKI
Fot. R. Pakieser