Siatkarze Stoczni Szczecin w mocno okrojonym składzie przegrali w czwartek u siebie z Treflem Gdańsk 0:3 (23:25, 20:25, 21:25). Pogrążony w kryzysie finansowym klub z godziny na godzinę opuszczają kolejni zawodnicy. Nie wiadomo, czy na kolejny mecz będzie miał kto pojechać.
- Byłem w tym klubie w lepszych i gorszych chwilach i będę do końca. Nie wyobrażam sobie, by Szczecin na kolejne kilkadziesiąt lat zniknął z siatkarskiej mapy Polski – mówił po meczu z Treflem Gdańsk łamiącym się głosem trener Michał Mieszko Gogol.
33-letni szkoleniowiec, rodowity szczecinianin, nie krył łez ani przed dziennikarzami, ani kibicami, z którymi pożegnał się po zakończeniu spotkania. Na jak długo? Sam tego nie potrafi powiedzieć.
- Sytuacja jest taka, że to co się dzieje rano jest po południu już nieaktualne. Nie wiem, co się zdarzy jutro. Na pewno nie mamy treningu, bo musimy odpocząć fizycznie i mentalnie od tego wszystkiego. Ostatnie dwa tygodnie były dla nas naprawdę bardzo męczące – przyznał szkoleniowiec.
Gogol jeszcze w czwartek rano miał 14-osobową kadrę zawodników. Osiem godzin później, gdy rozpoczynał się mecz w zespole pozostało tylko 10 graczy. Kontrakty rozwiązali: Bartosz Kurek, Nicholas Hoag, Aleksander Maziarz i Lukas Tichacek. Mimo że pozostali zawodnicy to ciągle bardzo mocny skład jak na polską ligę, w konfrontacji z Treflem przegrali w trzech setach.
- Chcieliśmy ten mecz zagrać dla naszych wspaniałych kibiców, ale tak naprawdę myślami byliśmy gdzie indziej – tłumaczył kapitan zespołu Łukasz Żygadło.
To on był jednym z architektów drużyny gwiazd tworzonej w Szczecinie. Gdy dał się namówić na przejście do Stoczni, rozmawiał z przyjaciółmi z boiska, których spotkał w swej karierze. Za jego pośrednictwem do klubu przyszli m.in. dyrektor Radostin Stojczew czy Matej Kazijski.
- Ciągle wierzę, że jeszcze da się tu uratować ten projekt. Dzwonią do mnie ludzie z całej Europy, z Korei czy Japonii i pytają co się dzieje. Czy dalej gramy? Te telefony świadczą, jakiej skali był to projekt. To, że się nie udał w kraju mistrzów świata jest nieprawdopodobne – opowiadał Żygadło, zwracając uwagę przede wszystkim na brak zaangażowania sponsora tytularnego klubu.
- Mam nadzieję, że pojedziemy na następny mecz i jeszcze uratujemy ten klub. Jestem wzruszony, gdy widzę, że połowa ludzi w zespole płacze. Będziemy walczyć do samego końca – zapewnił prezes KPS Stoczni Szczecin Jakub Markiewicz.
Zgodnie z terminarzem następny mecz Stocznia powinna zagrać 8 grudnia z Chemikiem w Bydgoszczy. (pap)
Fot. R. Pakieser