Poniedziałek, 25 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Sportowcy w pochodach 1-majowych

Data publikacji: 01 maja 2018 r. 07:15
Ostatnia aktualizacja: 01 maja 2018 r. 21:08
Sportowcy w pochodach 1-majowych
 

1 Maja przez kilkadziesiąt lat po wojnie kojarzył się zawsze z barwnymi defiladami ulicami miasta Szczecina. Wśród maszerujących byli też sportowcy, którzy wyglądali szczególnie okazale, zawsze jednolicie ubrani.

Początkowo 1-majowe pochody odbywały się wzdłuż Odry, przy Wałach Chrobrego, to było najmniej zniszczone miejsce przez działania wojenne, było dużo przestrzeni.

Następnie pochody przeniosły się w stronę miasta. Trybunę honorową umiejscowiono przy alei Wojska Polskiego, potem barwne korowody maszerowały aleją Wyzwolenia naprzeciwko obecnego centrum handlowego Galaxy, którego w tamtym czasie oczywiście jeszcze nie było.

Janusz Brzozowski (w latach 70. piłkarz ręczny, reprezentant Polski, brązowy medalista olimpijski, brązowy medalista mistrzostw świata):

– Nikt z nas, sportowców, nie traktował 1-majowych pochodów jako zła koniecznego. Cieszyliśmy się, że możemy się spotkać, pogadać, pożartować. Czasem było to trochę uciążliwe, bo czekaliśmy długo na swój przemarsz, ale przeważała duma, że reprezentuje się klub, największy na Pomorzu Zachodnim, przeważnie zbieraliśmy najwięcej braw od kibiców, zwykłych mieszkańców miasta. Ja bardzo często byłem wtedy w rozjazdach, na zgrupowaniach w reprezentacji, ale jak tylko byłem obecny w Szczecinie, to chętnie uczestniczyłem w pochodach.

Wojciech Matusiak (w latach 60. i 70. kolarz, uczestnik Wyścigu Pokoju, olimpijczyk):

– Jak byłem jeszcze młodym kolarzem, z sukcesami bardziej lokalnymi, to uczestniczyłem w pochodach może dwa albo trzy razy. Zawsze prezentowaliśmy się okazale, zawsze na rowerach, byliśmy widoczni. Dla nas był to zatem przejazd, a nie przemarsz. Kolarstwo w naszym regionie stało na bardzo wysokim poziomie, byliśmy rozpoznawalni. Później byłem już zawodnikiem reprezentacji Polski, przygotowywałem się na zgrupowaniach przed Wyścigiem Pokoju, wyjeżdżaliśmy na klasyki do Włoch lub Afryki, więc wtedy te pochody mnie omijały. Nigdy jednak nie wspominałem tych przemarszów jako przymusu, zawsze z chęcią uczestniczyliśmy w pochodzie.

Henryk Wawrowski (w latach 70. piłkarz Pogoni, srebrny medalista olimpijski):

– Nie ukrywam, że to był jednak obowiązek uczestnictwa w pochodzie. Nikt nawet nie zastanawiał się, czy może sobie w tym czasie pojechać nad jezioro albo spędzić czas w inny sposób. Te 1-majowe pochody tak mocno wryły się w ludzką świadomość, że nikt się nie zastanawiał nad tym, czy można w tym dniu robić coś innego. To było święto, raczej wszyscy się cieszyli, były później festyny, kiermasze. Zdarzyło się raz, że byłem na zgrupowaniu reprezentacji w Rembertowie, nigdy 1 maja nie odbywały się żadne rozgrywki ligowe.

Andrzej Rynkiewicz (piłkarz Pogoni w latach 60., kierownik w latach 80., dyrektor w latach 90.):

– Jestem wychowankiem Pogoni, od najmłodszych lat grałem w tym klubie i zawsze moim marzeniem było pójść w 1-majowym pochodzie u boku moich idoli: Kielca, Krzystolika, Frączczaka. W szkole średniej poszedłem na pochód z klubem zamiast szkołą i obniżono mi z tego powodu sprawowanie, ale ja w ogóle się tym nie przejąłem. Nie miałem żadnych wątpliwości, gdzie jest moje miejsce, zawsze przy Pogoni. ©℗ (par)

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

Partia i UB/SB-cja pilnowaly
2018-05-01 21:07:31
By nie zostac usunietym z Grupy, Zespolu lub Kadr - jakie mieli "inne wyjscie"... ???
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA