38-letni Marcin Matkowski kończy swoją długą, ponad 20-letnią zawodową karierę tenisową. Wychowanek SKT Szczecin jest jedną z barwniejszych, na pewno jedną z najbardziej utytułowanych postaci w historii szczecińskiego sportu. Długo będziemy musieli czekać na szczecińskiego tenisistę utrzymującego się na wysokim światowym poziomie przez tak wiele lat, jak robił to Marcin Matkowski.
W swojej karierze poświęcił się grze deblowej. Miał ku temu wymarzone warunki. Imponował świetnym serwisem i wolejem. Miał swoje sportowe ograniczenia, które spowodowały, że nie zrobił kariery w grze pojedynczej. W grze deblowej osiągnął natomiast absolutny szczyt. Grał w finale US Open, w półfinale Australian Open oraz cztery razy w ćwierćfinale French Open i dwa razy w ćwierćfinale Wimbledonu.
Był niemal etatowym uczestnikiem turniejów Masters, gromadzących na koniec roku osiem najlepszych tenisowych par deblowych na świecie, cztery razy uczestniczył w igrzyskach olimpijskich. Wygrał 18 turniejów deblowych z cyklu ATP World Tour, ale nie udało mu się nigdy zwyciężyć w turnieju wielkoszlemowym, nie wywalczył olimpijskiego medalu, choć był tego bliski, nie wygrał też turnieju Masters.
Żeby być najlepszym na świecie, trochę brakowało, jednak kilkanaście lat na światowym poziomie, w czołówce deblistów, to osiągnięcie absolutnie bez precedensu, zasługujące na absolutny szacunek i uznanie. Tym bardziej że początek kariery zapowiadał, że o sukcesy na światowym poziomie może być trudno.
17-letni drągal
Po raz pierwszy tenisowej Polsce zaprezentował się w roku 1998 podczas tenisowego turnieju Pekao Szczecin Open. Od organizatorów otrzymał „dziką kartę”, jednak nikt z występem chudego, tyczkowatego 17-latka nie robił sobie wielkich nadziei.
Matkowski był wtedy uczniem V Liceum Ogólnokształcącego, rodowitym szczecinianinem, ale raczej mało znanym sportowcem nawet w swoim mieście. Jego premierowy pojedynek na zawodowym poziomie rozgrywany był na korcie centralnym raczej przy pustych trybunach, jego występ obserwowali głównie najbliżsi znajomi, przyjaciele ze szkoły i oczywiście rodzina.
Omal nie doszło do sensacji dużego kalibru. Matkowski mierzył się z dobrym, plasującym się tuż za pierwszą setką rankingu Holendrem Denisem van Scheppingenem. Polak zaprezentował się bez kompleksów, uruchomił swój atomowy serwis i omal nie pokonał rutynowanego Holendra.
Wygrał pierwszego seta po tie breaku, drugiego przegrał zaledwie 5:7, zabrakło w decydujących momentach opanowania. Dopiero w trzecim secie stracił siły i koncentracje, przegrywając wyraźnie 1:6. Pokazał jednak duże możliwości, pozytywnie zaskoczył i jak się później okazało, nie był to jednorazowy wystrzał formy.
Pokonali obrońców tytułu
To był turniej, w którym Matkowski po raz pierwszy dał się poznać jako utalentowany deblista. Występował w parze z bardziej doświadczonym i ogranym, ale też bardzo młodym, bo zaledwie 21-letnim Michałem Chmelą i już w pierwszej rundzie ograli rozstawionych z numerem 1 rutynowanych: Toma Kempersa i Menno Oostinga.
Holendrzy przyjechali do Szczecina tylko na turniej deblowy po to, by obronić tytuł wywalczony przed rokiem. Przegrali jednak z polską parą mającą razem zaledwie 38 lat już w pierwszym swoim występie i szybko musieli opuścić miasto pokonani przez tenisowych nowicjuszy.
Na pomeczowej konferencji prasowej odzywał się tylko Chmela. 17-latek ze Szczecina był wyraźnie zawstydzony zainteresowaniem, jakie spadło na jego osobę. To był pierwszy sygnał, który pokazał deblowy talent szczecińskiego gracza.
W roku 1999 wygrał w Pekao Szczecin Open swój pierwszy mecz singlowy z Niemcem Michaelem Kohlmannem, natomiast w roku 2000 osiągnął swój najwyższy ranking w grze pojedynczej. Sklasyfikowany był wówczas na 647. miejscu i coraz trudniej było mu pokonywać kolejne sportowe szczeble.
Korzystał z przychylności organizatorów szczecińskiego challengera coraz mocniej. W roku 2001 w parze z Mariuszem Fyrstenbergiem wygrali w Szczecinie turniej deblowy. Matkowski miał wówczas 20 lat, jego partner był o rok starszy. To był początek drogi naszej eksportowej przez wiele lat pary deblowej.
Sopot i Warszawa
Triumf w szczecińskim challengerze otworzył młodym Polakom drogę do większych turniejów i oni swoje kolejne szanse doskonale umieli wykorzystywać. W roku 2002 wygrali swój pierwszy challenger poza Szczecinem – konkretnie we włoskim Manerbio, w roku 2003 triumfowali natomiast w swoim pierwszym turnieju z cyklu ATP World Tour. Stało się to w Sopocie, gdzie znów świetnie umieli skorzystać z danej im szansy od organizatorów.
Matkowski z Fyrstenbergiem uwielbiali grać i wygrywać w polskich turniejach. W Sopocie wygrywali jeszcze w jednym turnieju, triumfowali również w mocno obsadzonym turnieju w Warszawie. Od wielu lat w Polsce nie ma jednak turnieju o randze ATP World Tour.
Obaj najlepiej czuli się jednak w Szczecinie. W Pekao Szczecin Open triumfowali w swojej karierze aż trzy razy. Nie było drugiej pary, która potrafiła wygrać w Szczecinie aż trzy razy. Po raz ostatni Matkowski z Fyrstenbergiem uczynili to w roku 2005. Byli już wtedy uznaną parą ze światową renomą.
Cztery finały w Szczecinie
Rok wcześniej uczestniczyli w swoich pierwszych Igrzyskach Olimpijskich w Atenach, mieli za sobą udane debiuty w turniejach wielkoszlemowych, a także występy w Pucharze Davisa. W reprezentacji Polski stanowili mocny punkt przez kilkanaście najbliższych lat.
Matkowski po raz ostatni zagrał w szczecińskim challengerze w roku 2006. Wystąpił w parze ze swoim rówieśnikiem, byłym kolegą klubowym z SKT Szczecin Tomaszem Bednarkiem. Obaj doszli aż do finału, w którym pechowo, dopiero po tie breaku przegrali z niemiecka parą: Tomas Behrend i Christopher Kas.
Matkowski zatem na trwałe wpisał się w historię szczecińskiego challengera. W Szczecinie się wychował i w Szczecinie rozpoczęła się jego wielka tenisowa przygoda, która w tym roku dobiegła końca. Swój ostatni turniej wygrał dwa lata temu. W dalekim Auckland triumfował grając w parze z Pakistańczykiem Aisamem Ul Haq Qureshi. ©℗
Wojciech PARADA
Fot. R. Pakieser