Wtorek, 26 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Tenis. "Matka" nie lubi samolotów

Data publikacji: 25 stycznia 2018 r. 17:40
Ostatnia aktualizacja: 25 stycznia 2018 r. 17:40
Tenis. "Matka" nie lubi samolotów
 

Rozmowa z tenisistą Marcinem Matkowskim, laureatem Plebiscytu Sportowego „Kuriera Szczecińskiego”

Szczeciński tenisista, 37-letni Marcin Matkowski „Matka” głosami naszych Czytelników zajął 8. miejsce w Plebiscycie Sportowym „Kuriera Szczecińskiego” na najlepszych sportowców województwa zachodniopomorskiego.

Specjalizujący się w grze deblowej zawodnik w ubiegłym roku w parze z Pakistańczykiem Aisamem Ul Haq Qureshim wygrał turniej w Auckland, a w prestiżowych zmaganiach na trawiastych kortach Wimbledonu razem z Białorusinem Maksem Mirnym dotarł do ćwierćfinału.

 – Co uważa pan za największy sukces w 2017 roku, zwycięstwo w Auckland czy może coś innego?

– Ubiegły rok nie był dla mnie udany, bo jego drugą połowę miałem praktycznie straconą przez kontuzję łydek, najpierw prawej, a później lewej. Jeśli zaś miałbym wybrać swój największy sukces, to jednak będzie to ćwierćfinał Wimbledonu, gdzie grając w parze z Maksem Mirnym, między innymi w drugiej rundzie wygraliśmy bez straty seta z braćmi Bryanami. Dotarliśmy na tych trawiastych kortach aż do przysłowiowej ćwiartki, gdzie po walce, szczególnie zaciętej w pierwszym secie, przegraliśmy z duetem Oliver Marach – Mate Pavić.

– Mimo kontuzji było chyba w minionym roku sporo turniejów i spotkań…

– Było tego tyle, że trudno dokładnie zliczyć. Myślę, że zagrałem w blisko 22-24 turniejach i rozegrałem około 50 meczów.

– Pański dom to teraz Warszawa czy Szczecin?

– Mieszkam z żoną i córeczkami w Warszawie. Maja ma już 6 lat, a Laura dopiero 2 miesiące. W Szczecinie bywam jedynie raz lub dwa razy w roku, lecz czuję się dalej mocno związany z naszym miastem.

– Zawodowy tenisista musi sporo latać samolotami. Czy dla pana jest to rzecz przyjemna, czy może wręcz odwrotnie, czyli przyprawiająca o stresy?

– Latanie i ogólnie podróżowanie to najbardziej dokuczliwa rzecz związana z zawodowym graniem w tenisa. Staram się jednak jakoś sobie z tym radzić, bo przecież nie mam innego wyjścia. Podczas lotniczej podróży zazwyczaj oglądam filmy lub czytam książki, a na dłuższych trasach również śpię.

– Czy dużo czasu poświęca pan na trening?

– Podczas turniejów są to tylko doraźne przygotowania do kolejnego spotkania, a będąc w Warszawie, od poniedziałku do piątku mam codziennie dwie jednostki treningowe, czyli tenis i tak zwaną ogólnorozwojówkę. Natomiast w soboty gram tylko w tenisa.

– Grywa pan głównie w debla, a czasem w miksta, a czy w 2017 roku był choć jeden występ singlowy?

– Tak właśnie było. W minionym roku zagrałem pierwszy mecz singla od sześciu lat, ale z miernym skutkiem. W I rundzie eliminacji w Auckland przegrałem z Ryanem Harrisonem ze Stanów Zjednoczonych 4:6 i 4:6. Było wolne miejsce w eliminacjach, więc potraktowałem to jako trening.

– Dlaczego zdecydował się pan na karierę deblisty?

– W sezonie 2003/2004, grając w parze z Mariuszem Fyrstenbergiem, zaczęliśmy odnosić sukcesy w deblu i dość szybko awansowaliśmy do Top 50, więc trzeba było zdecydować, czy dalej próbować sił w singla na niższym poziomie, czy też grać turnieje ATP i wielkoszlemowe w parze. Wybrałem debla i tego nie żałuję.

– Jak wspomina pan długi okres gry z „Frytką”, czyli Fyrstenbergiem, z którym wygraliście aż 15 prestiżowych turniejów, na 18 pańskich triumfów ogółem i dlaczego się rozstaliście?

– Mariusz to mój dobry przyjaciel i grało nam się razem bardzo dobrze przez ponad 10 lat i to z dużymi sukcesami. Jednak po takim czasie występowania razem potrzebowaliśmy już nowych bodźców, by grać na wysokim poziomie. Była to nasza wspólna decyzja i nasze drogi „na korcie” rozeszły się, ale w przyjaźni. Poza kortem dalej się przyjaźnimy i mamy ze sobą kontakt.

– Dlaczego ostatnio wybiera pan za deblowych partnerów jedynie obcokrajowców? Czy zagra pan jeszcze z jakimś Polakiem?

– Jedyny Polak, który obecnie gra w debla na poziomie ATP, to Łukasz Kubot. Graliśmy razem w 2016 roku, ale nie było wyników, jakich oczekiwaliśmy. Teraz z Łukaszem gramy razem tylko przy okazji Pucharu Davisa i igrzysk olimpijskich.

– Czym zajmuje się pan poza tenisem, jak pan spędza wolny czas i jak się relaksuje, czyli pytamy o hobby…

– Lubię czytać książki, a na tym wyjeździe już zdążyłem przeczytać „Pierwszy śnieg” Jo Nesbo i „Wotum nieufności” Remigiusza Mroza.

– Jakie ma pan sportowe plany na 2018 rok?

– Chciałbym przede wszystkim, żeby w tym sezonie obyło się bez kontuzji. Pragnąłbym też polepszyć ranking, przynajmniej do Top 20. I marzyłoby mi się zagrać z sukcesami w turniejach wielkoszlemowych. A konkretnie w tej chwili bardzo chciałbym pozdrowić z Australii wszystkich Czytelników „Kuriera Szczecińskiego” i podziękować za głosy oddane na moją osobę w Plebiscycie Sportowym!

– Dziękujemy za rozmowę. ©℗

(mij)

Fot. R. Pakieser

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA