Władze sądownicze w Tunezji nakazały wypuszczenie z aresztu Samiego A., deportowanego z Niemiec w związku z podejrzeniami, że jako islamistyczny bojownik był ochroniarzem Osamy bin Ladena - poinformowała tunezyjska agencja ds. walki z terroryzmem.
- Władze tunezyjskie uznały, że nie dysponują dowodami, które usprawiedliwiałyby dalszy pobyt Samiego A. w areszcie - poinformował rzecznik agencji antyterrorystycznej Sofian Sliti. Jak dodał, toczące się w sprawie Samiego A. dochodzenie jest kontynuowane i do jego zakończenia mężczyzna będzie odpowiadał z wolnej stopy.
Według słów Slitiego mężczyzna na razie nie będzie mógł wrócić do Niemiec - jego paszport stracił ważność i został mu skonfiskowany, a on sam będzie jeszcze przesłuchiwany. Z drugiej strony władze nie wydały w jego sprawie oficjalnego zakazu wyjazdu z kraju. Decyzję w tej sprawie podejmie sąd.
13 lipca pochodzący z Tunezji Sami A. został deportowany z Niemiec do swojego kraju pochodzenia, mimo że dzień wcześniej sąd w Gelsenkirchen nie wyraził zgody na deportację do czasu dokładnego zbadania sprawy. Zamieszanie wynikło z faktu, że faks informujący o decyzji sądu został wysłany dopiero dzień później, gdy samolot z A. na pokładzie zdążył już wylądować w Tunezji.
Sąd uważa, że mężczyzna powinien pozostać w Niemczech do czasu otrzymania przez rząd Niemiec gwarancji, że nie będzie poddany torturom w swojej ojczyźnie. Zagroził on Federalnemu Urzędowi ds. Migracji i Uchodźców w Bochum, gdzie Sami A. mieszkał od 1997 roku, karą 10 tys. euro, jeśli najpóźniej do 31 lipca nie sprowadzi mężczyzny na swój koszt z powrotem do Niemiec.
Jak wyjaśnił Sliti, Sami A. jest podejrzany o to, że należał do ochrony ówczesnego szefa Al-Kaidy Osamy bin Ladena i jako jego ochroniarz odbył szkolenie wojskowe w Afganistanie. Ponadto władze w Tunezji badają, czy w Niemczech nie angażował się w działalność ekstremistyczną. W Niemczech władze uważają Tunezyjczyka za osobę stanowiącą potencjalne zagrożenie, ale nie dowiedziono mu przynależności do organizacji terrorystycznej, a dochodzenie w tej sprawie zostało zawieszone.
(pap)
Fot. Robert Stachnik (arch.)