Minister sprawiedliwości Niemiec Heiko Maas przyznał w pierwszą rocznicę zamachu terrorystycznego w Berlinie, że niemiecki rząd nie był w wystarczającym stopniu przygotowany do otoczenia opieką osób poszkodowanych w ataku, i przeprosił za popełnione błędy.
Pochodzący z Tunezji terrorysta Anis Amri 19 grudnia 2016 roku zastrzelił w Berlinie polskiego kierowcę Łukasza Urbana i wjechał jego 40-tonową ciężarówką na świąteczny jarmark na śródmiejskim placu Breitscheidplatz, zabijając tam 11 osób i raniąc ponad 70. Udało mu się zbiec do Włoch, gdzie w cztery dni po zamachu zginął w wymianie ognia z policją.
W pierwszą rocznicę tych tragicznych wydarzeń na Breitscheidplatz odbywają się upamiętniające ofiary zamachu uroczystości z udziałem krewnych ofiar i osób, które ucierpiały podczas ataku. W południe odsłonięty został pomnik z nazwiskami wszystkich zabitych.
– Nie byliśmy wystarczająco przygotowani na następstwa takiego zamachu terrorystycznego dla poszkodowanych. Mogę jedynie przeprosić za to ofiary i ich rodziny – napisał Maas w stanowisku opublikowanym we wtorek w dzienniku "Tagesspiegel". Jak dodał, zadaniem polityków w demokratycznym państwie prawa jest "uczenie się na błędach" i odpowiedzialność wobec ofiar terroryzmu. Zastrzegł, że w ustroju demokratycznym niemożliwe jest zapewnienie "absolutnego bezpieczeństwa". Jego zdaniem konieczna jest "społeczna ofensywa" przeciwko radykalnemu islamizmowi.
Śledztwo wykazało, że niemieckie instytucje odpowiedzialne za bezpieczeństwo popełniły wiele kardynalnych błędów w postępowaniu z przebywającym od 2015 roku na terenie Niemiec Tunezyjczykiem. Pomimo istniejących przesłanek nie umieszczono go w areszcie i nie deportowano do kraju pochodzenia, co pozwoliłoby uniknąć zamachu.
W liście otwartym opublikowanym przez tygodnik "Der Spiegel" rodziny ofiar zamachu zarzuciły Merkel, że swoim postępowaniem przyczyniła się do tej tragedii, a po ataku nie wykazała zainteresowania losem rodzin poszkodowanych. Zdaniem rodzin rząd Merkel popełnił błędy w polityce migracyjnej i wykazał się "polityczną bezczynnością" wobec zagrożeń. Dzień przed rocznicą kanclerz Niemiec spotkała się z osobami, które utraciły bliskich lub same ucierpiały podczas ataku. Obiecała pomoc i zapowiedziała kolejne spotkanie.
Prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier zapewnił we wtorek rodziny ofiar oraz osoby ranne w ataku, że niemieckie władze "nie pozostawią ich bez pomocy". Przyznał, że dotychczasowa pomoc była spóźniona i niewystarczająca. Steinmeier zwrócił uwagę, że po zamachu dominowały zapewnienia, że mieszkańcy Berlina nie dadzą się zastraszyć i nie zmienią swojego stylu życia. Jego zdaniem postawa taka była słuszna, jednak poszkodowani mogli je odebrać jako "chłodną i zarozumiałą".
– Społeczeństwo nie może się ugiąć przed terroryzmem. Taka postawa nie może jednak prowadzić do wyparcia ze świadomości bólu i cierpienia – podkreślił. Jego zdaniem opór przeciwko terroryzmowi można stawiać także poprzez upamiętnianie ofiar i wsparcie dla rodzin. – Wspólnie celebrowana żałoba, wspólne poczucie gniewu, wspólna konsternacja należą też do spoiwa, którego potrzebujemy, by bronić naszej wolności.
(pap)
Na zdjęciu: Pomnik z nazwiskami wszystkich zabitych
Fot. EPA/CLEMENS BILAN