Na stacji londyńskiego metra Parsons Green doszło w piątek (15 września) do wybuchu, w wyniku którego obrażenia odniosło kilkanaście osób. Według policji zdarzenie było "incydentem o charakterze terrorystycznym". Prowadzenie śledztwa przekazano jednostce antyterrorystycznej.
Policja odmówiła spekulacji na temat szczegółów wydarzenia. Pogotowie ratunkowe poinformowało, że lekko rannych jest 18 osób i nie ma zagrożenia życia żadnego z poszkodowanych. Brytyjskie media informowały o rannych z poparzeniami twarzy. Część osób miała także odnieść obrażenia w wyniku chaotycznej ewakuacji.
Telewizja Sky News przekazała, że pobliski szpital św. Marii niedaleko dworca kolejowego Paddington został postawiony w stan wysokiej gotowości. Właśnie tam skierowano poszkodowanych w eksplozji.
W związku ze zdarzeniem kancelaria brytyjskiej premier Theresy May poinformowała, że szefowa rządu jest "na bieżąco informowana" o postępach w śledztwie.
– Myślami jestem z poszkodowanymi na Parsons Green oraz ze służbami ratunkowymi, które z odwagą reagują na ten domniemany incydent terrorystyczny – napisała May na Twitterze.
Burmistrz Londynu Sadiq Khan "stanowczo potępił osoby, które próbują stosować terror", wyrządzić krzywdę mieszkańcom i "zniszczyć to, w jaki sposób żyją".
– Londyn wielokrotnie udowadniał, że nie da się zastraszyć i pokonać terroryzmowi – dodał w oświadczeniu.
* * *
Według niepotwierdzonych informacji do wybuchu doszło w białym pojemniku przypominającym plastikowe wiadro, który był przewożony w jednym z wagonów metra. Na zdjęciach opublikowanych przez świadków w mediach społecznościowych widać kable wystające z torby, w którą zawinięty był pojemnik. Jak podała telewizja Sky News, powołując się na źródła w służbach bezpieczeństwa, śledczy odkryli, że ładunek nie został zdetonowany w całości.
(pap)
Fot. EPA/ANDY RAIN