Tylko 28 dzieci, spośród 300, rodzice zdecydowali się pozostawić w poniedziałek w szczecińskim Przedszkolu Publicznym nr 74 przy ul. 26 Kwietnia w Szczecinie. Przyczyna? Kiedy rano kilkulatki pojawiły się w placówce, okazało się, że większość nauczycielek jest na zwolnieniu lekarskim. Większość rodziców zdecydowała zatem zabrać swoje pociechy do domów. Czy brak w pracy tak dużej ilości nauczycieli to kolejna „fala” protestów pracowników oświaty?
W całej Polsce nauczyciele masowo przechodzą na zwolnienia lekarskie. To forma strajku, a wśród postulatów m.in. podwyżka płac oraz niegodzenie się ze skutkami reformy oświaty. Mamy tu do czynienia z kolejną „falą” takiego protestu, bowiem jedna z nich była m.in. przed świętami Bożego Narodzenia. Wiadomo, że nauczyciele mobilizują się do strajku oddolnie, a tzw. pocztą pantoflową informują się o postulatach i kształcie protestu. Już od końca listopada m.in. na Facebooku krążyła taka informacja: „Drodzy Nauczyciele: W dniach 17-21.12 bierzemy zbiorowe L4. Żądamy 1000 zł podwyżki od 1.02.2019 r. Jeżeli rząd nas nie wysłucha akcję powtarzamy po Nowym Roku. Mamy dość niskich zarobków i coraz trudniejszych warunków pracy. Nie czekajmy na związki zawodowe, bo efekty ich pracy są marne i niewidoczne. Zjednoczmy się na dole!!! Bez względu na poglądy polityczne”.
Według szczecińskiego magistratu, w stolicy naszego regionu problem z licznymi zwolnieniami L4 jest tylko w Przedszkolu Publicznych nr 74 przy ul. 26 Kwietnia.
– Staramy się tak zorganizować opiekę w tym przedszkolu, by dzieci mogły normalnie uczestniczyć w zajęciach – powiedział nam w poniedziałek Piotr Zieliński z biura prasowego Urzędu Miasta w Szczecinie. – Na co dzień w tym przedszkolu pracuje 25 nauczycielek. Obecnie sześć nauczycielek, w tym dyrektorka i wicedyrektorka, sprawują opiekę nad dziećmi. Pozostałe panie są na zwolnieniu lekarskim. Dzieci jest teraz w przedszkolu tylko 28, choć normalnie uczęszcza tu 300 przedszkolaków. Taka była decyzja rodziców, by większości dzieci nie pozostawiać w placówce.
Co mają zrobić rodzice w przypadku takim, jak w PP 74, kiedy np. rano dowiadują się o masowych zwolnieniach nauczycieli? Według ZUS-u, w przypadku takiego nieprzewidzianego zamknięcia żłobka, klubu dziecięcego, przedszkola lub szkoły, rodzicom przysługuje zasiłek opiekuńczy.
– Zamknięcie placówki jest nieprzewidziane, jeśli rodziców zawiadomiono o tym w terminie krótszym niż 7 dni przed zamknięciem. W tych przypadkach do wniosku o zasiłek trzeba dołączyć: oświadczenie o nieprzewidzianym zamknięciu żłobka, przedszkola lub szkoły – tłumaczy Karol Jagielski, regionalny rzecznik prasowy ZUS województwa zachodniopomorskiego. – Jeżeli rodzic jest zatrudniony, to wniosek o wypłatę dostarcza swojemu pracodawcy, ale jeśli prowadzi działalność gospodarczą, przynosi go do najbliższego ZUS-u. To wszystko można także zrobić online, jeśli korzysta się z Platformy Usług Elektronicznych ZUS. Z zasiłku opiekuńczego mogą korzystać osoby opłacające obowiązkowe bądź dobrowolne składki chorobowe w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych. Prawo to przysługuje na równi matce i ojcu, ale zasiłek dostanie tylko jeden z rodziców — ten, który złoży wniosek. Prawo do zasiłku opiekuńczego, w odróżnieniu od zasiłku chorobowego, przysługuje ubezpieczonym bez okresu wyczekiwania. Zasiłek opiekuńczy wynosi 80 proc. wynagrodzenia. Można o niego wystąpić wtedy, gdy nie ma innych członków rodziny, którzy mogą dziecku zapewnić opiekę.©℗
Monika Gapińska
Fot. Dariusz Gorajski
***
Nauczyciele z całej Polski w mediach społecznościowych w 12 punktach wyjaśniają powody protestu:
1. Wykonujemy bardzo ważny zawód – kształtowanie przyszłych pokoleń. Jest to zadanie odpowiedzialne, wymagające wiele wysiłku fizycznego i emocjonalnego.
2. Jesteśmy jedną z lepiej wykształconych grup zawodowych, a walczymy o 1000 zł podwyżki, aby zrównać się ze średnią krajową.
3. W ciągu roku szkolnego pracujemy popołudniami, wieczorami oraz w każdy weekend całkowicie za darmo (nie mamy płatnych nadgodzin), kosztem czasu spędzonego z rodziną oraz własnego zdrowia.
4. Wyjeżdżamy z dziećmi na wycieczki, zielone szkoły, wymiany, kosztem własnego czasu wolnego i własnej rodziny (w tym dzieci), a dodatkowo ponosimy za uczniów odpowiedzialność karną.
5. Rozwiązujemy wiele problemów wychowawczych, na co dzień borykamy się z problemami uczniów wyniesionych z ich domów rodzinnych, a rodzice nierzadko uważają, że to „Pani powinna coś z tym zrobić”.
6. Musimy się stale i chcemy się dokształcać, robimy to zwykle za własne pieniądze. Pensja musi też wystarczyć na niezbędny warsztat pracy w domu (komputer, drukarka, materiały biurowe), nie dostajemy na nie żadnych dodatkowych pieniędzy.
7. Jesteśmy wkurzeni, że miliardy z MEN poszły na anty-reformę (której katastrofalne skutki też odczuwamy!), a nie na nasze pensje.
8. Nasza przyszłość, przyszłość emeryta-nauczyciela zapowiada się przerażająco, bardzo niskie emerytury (średnio ok 1000-1500 zł).
9. Coraz częściej uczniowie patrzą na nas jak na „frajerów”, którzy „robią za grosze”. Jak mamy ich uczyć szacunku do innych, prezentować idealistyczną hierarchię wartości, skoro nie potrafimy sami bronić się przed niesprawiedliwym podziałem dóbr.
10. Jesteśmy oburzeni odebraniem części dodatków nauczycielskich, wcześniejszej emerytury, wydłużeniem drogi awansu oraz zakusami MEN na odebranie kilkuset złotych dodatku uzupełniającego. Z tego drugiego rząd się wycofał, ale niesmak pozostał oraz pojawiły się obawy, co będzie dalej.
11. Martwimy się o przyszłość nauczycieli i polskiej edukacji, strajkujemy też z odpowiedzialności za nauczycieli, którzy będą wykonywać ten zawód w przyszłości, ucząc nasze dzieci i wnuki. Już teraz z powodu marnych warunków pracy nauczyciela wiele miast ma problem z kadrą, a problem będzie narastał. Zauważamy też drastyczny spadek liczby praktykantów.
12. Jesteśmy wściekli na reformę edukacji i na to, jak traktuje nas MEN!