Na co dzień mediuje wielomilionowe spory gospodarcze. Oddech od zawodowego napięcia znalazła w… ziemi. Ogród jest duży, przestronny, a więc jest sporym wyzwaniem. Nawet dla tak ambitnej i pełnej pasji kobiety, o której własne córki mówią: „mama mission impossible”.
Dla niej, czyli Anny Mazurek-Różynek, chyba rzeczywiście nie ma rzeczy niemożliwych. Pokieruje każdym samochodem, za którego kierownicą usiądzie. Podobnie jak traktorem i kombajnem. Uwielbia motocykle, choć zdobycie odpowiedniego dla tej kategorii prawa jazdy wciąż przed nią. Poza tym potrafi nawet spawać, np. rusztowania. Jest miłośniczką tańców latynoskich. I nietypową adeptką sztuki cukierniczej, której specjalnością jest – jak twierdzi – pieczenie ciast z niczego. Zdaje się, że ta zasada dotyczy całej jej kulinarnej pasji. Skoro gdy córki mówią, że w lodówce jest tylko światło, ona z tego czaruje drugie danie.
Z wykształcenia jest prawniczką: skończyła aplikację radcowską, a obecnie pracuje jako mediatorka gospodarcza. Choć to nie jedyna z jej aktywności zawodowych. Jest też przewodniczącą Ośrodka Mediacji przy Okręgowej Izbie Radców Prawnych (OIRP) w Szczecinie i koordynatorką ds. nieodpłatnej pomocy prawnej przy tejże OIRP. Poza tym jest społeczniczką, m.in. współpracuje ze Stowarzyszeniem Rodzin i Przyjaciół Dzieci z Zespołem Downa „Iskierka”. Rok temu postanowiła jednak znaleźć oddech od stresu, jaki jej towarzyszy w codziennym zawodowym życiu. Tak trafiła na Rodzinne Ogrody Działkowe im. Henryka Sienkiewicza przy ul. Tenisowej (obecnie została wybrana ich wiceprezeską).
– W moim zawodowym życiu trzeba się trzymać sztywnych ram prawnych i wysokich standardów, a liczyć z każdym słowem. Bo prowadząc mediacje w sporach gospodarczych, trzyma się w rękach losy wielu ludzi. To duża odpowiedzialność i stres – mówi Anna Mazurek-Różynek. – Od czego wyciszenie daje mi ogród i obcowanie z naturą. Ukojeniem jest dla mnie praca w ziemi. Gdy wbijam w nią ręce, to jakby przenikała mnie wyciszająca energia. Dlatego… Na działce naprawdę lubię się ubrudzić.
Rok w życiu ogrodu to niewiele. Ale dość, żeby wdrożyć wielką zmianę. Z partnerem przekopała całą działkę. Przesiewając ziemię, natrafiali na różne niespodzianki. Gros z nich musiało trafić do utylizacji. Jak szkło pozostałe ze starej szklarni.
Równolegle karczowali tzw. martwodrzew, czyli zbędne tuje, wzbogacając ogród o nowe nasadzenia.
– Jestem dziewczyną pochodzącą z małej popegeerowskiej wioski – Kosieczyna, obecnie w Lubuskiem. W jakiej codziennością była praca w ogrodzie, a bywało, że i buraki na polu trzeba było obrobić. Nikt nie miał czasu, żeby się rozczulać nad odciskami na moich dziecięcych dłoniach. Trudno więc się dziwić, że od najmłodszych lat nienawidziłam tej roboty – wspomina pani Anna. – Teraz, gdy mam własną działkę, urządzania ogrodu już nie traktuję jak pracę, tylko jak przyjemność sprawiającą mi ogromną satysfakcję.
Ogród jest na tyle rozległy, że można w nim urządzić nie tylko strefę rekreacyjną. Pani Anna założyła więc warzywnik i zielnik. W pierwszym rosło wszystko: od marchwi, pietruszki, selerów i porów, przez ogórki, pomidory, buraczki, groch i fasolę, aż po cukinie, kalarepy i ziemniaki. Zielnik natomiast wciąż dostarcza świeżych listków bazylii, mięty, tymianku, szałwii, oregano, rozmarynu, a też bulw topinamburu. Sporą miejsca zajmują również owocowe drzewa i krzewy. Już za p. Anną są zbiory agrestu, jagody kamczackiej i porzeczek, a czekają na skosztowanie dojrzewające winogrona, jeżyny, a nawet białe maliny.
– Już wiem, że słabo się udają warzywa korzeniowe. Natomiast do istniejących czereśni, jabłoni i wiśni dosadzimy jeszcze morele, brzoskwinie i grusze, a także moją ulubioną szarą renetę – planuje p. Anna. – Odkryliśmy w altanie piwnicę. W przyszłości będzie idealna na przetwory i wino.
Plany dotyczą również części rekreacyjnej. Istniejące oczko wodne zostanie spłycone, żeby zajęły je lilie wodne, a wśród nich zamieszkały żaby. Na razie pies Frugo robi za jeża, czyli wyżera wszystkie niemile widziane pędraki w ogrodzie. Natomiast po przycięciu żywotników przy wschodniej granicy działki, u ich pniach pojawią się kolejne rododendrony, a też – jak mówi p. Anna – inne kwiatki. Jej ogród wciąż jest w procesie tworzenia. I w cyklu przemian, jak życie.
– Ten ogród jest obrazem sztuki kompromisu i mediacji. Wypadkową mojego charakteru i energii – dodaje p. Anna. ©℗
Arleta NALEWAJKO
* * *
Trwa jubileuszowa 50. edycja najpiękniejszego konkursu w mieście, czyli plebiscytu pn. „Cały Szczecin w kwiatach”, organizowanego przez naszą gazetę razem z czytelnikami „Kuriera Szczecińskiego”. Do końca lipca przyjmowaliśmy Państwa propozycje, które jak zawsze zaskoczyły nas wielobarwną różnorodnością. Na naszych łamach od dziś prezentować będziemy finalistów w poszczególnych kategoriach. Rywalizacja toczyła się w kategoriach: balkony, ogrody przydomowe, inne formy zagospodarowania terenu zielonego oraz ogródki działkowe. Za wszystkie zgłoszenia bardzo dziękujemy! Uroczyste rozstrzygnięcie konkursu nastąpi tradycyjnie w ostatnią niedzielę września.
Partnerami konkursu są: Miasto Szczecin, Szczecińska Agencja Artystyczna, Rajski Ogród, Fosfan SA, Polferries Polska Żegluga Bałtycka SA oraz Polski Związek Działkowców Okręg w Szczecinie.
Więcej prezentacji finalistów na podstronie konkursu "Cały Szczecin w kwiatach"