Piątek, 22 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Defender Europe 20. Widowiskowy desant z powietrza na drawskim poligonie [GALERIA]

Data publikacji: 11 czerwca 2020 r. 17:03
Ostatnia aktualizacja: 12 czerwca 2020 r. 13:23
Defender Europe 20. Widowiskowy desant z powietrza na drawskim poligonie
 

To był jeden z głównych punktów „Defender Europe ‘20”. W Drawsku Pomorskim odbył się wielki desant. Na poligonie wylądowało prawie 500 skoczków z 6 Brygady Powietrznodesantowej, a także ich pojazd Aero. Nie było to jednak jedyne zadanie wojskowych, którzy musieli m.in. zatrzymać przeciwnika, aby umożliwić przemarsz sojusznikom ze Stanów Zjednoczonych.

Nad Drawskiem Pomorskim pojawiło się aż siedem samolotów transportowych – dwa Herculesy i pięć Cas. Krążyły nad poligonem kilkukrotnie. Wszystko dlatego, że z ich pokładów desantowało się prawie 500 skoczków z 6 Brygady Powietrznodesantowej. Żołnierze skakali z wysokości 400 metrów korzystając ze spadochronów AD-95, które otwierają się, gdy skoczek opuszcza pokład statku powietrznego. Podczas desantu został zrzucony także sprzęt, m.in. zestaw przeciwpancerny Spike, przeciwlotniczy GROM, moździerz M-98, a także ultralekki 60 mm moździerz LRM vz. 99 Antos.

Pierwsze lądowanie pojazdu Aero

Jednak jako pierwszy na poligonie wylądował pojazd Aero, który po raz pierwszy został użyty w tak dużych manewrach. Wóz można desantować z pokładu Herculesa, aby podczas misji transportować nim ludzi, sprzęt, holować przyczepy, moździerze czy działa artyleryjskie. Dzięki temu na każdą operację żołnierze mogą zabrać ze sobą więcej sprzętu. 15 takich wozów 6 Brygada Powietrznodesantowa otrzymała w styczniu.

Pojazd Aero

– Zyskaliśmy umiejętności, których od ponad 30 lat nikt w naszej armii nie miał – mówił dziś gen. bryg. Grzegorz Grodzki, dowódca 6BPD.

Zanim Aero wziął udział w ćwiczeniach, został przygotowany do desantu w spadochroniarni tary ciężkiej. Żołnierze musieli go między innymi zabezpieczyć, na przykład tekturową konstrukcją tak, aby podczas lądowania nie uszkodził się. Następnie pojazd został załadowany na pokład samolotu.

Co się działo w powietrzu?

– Gdy pilot otrzymuje od kierownika zrzutowiska sygnał, otwiera rampę, a następnie spadochron wyciągający. Wówczas poruszający się na rolkach pojazd niemal „wypada” ze statku powietrznego. Potem otwierają się dwa kolejne spadochrony, które są w stanie utrzymać ważący cztery tony pojazd – opowiada mówi ppłk Robert Kruz, szef szkolenia 6 BPD.

Jednak, mimo iż sprzęt może pomóc żołnierzom w wykonywaniu zadań, sam także wymaga od nich zaangażowania. – Po zrzucie taką tarę trzeba jak najszybciej przygotować do działania, to jest taki test dla żołnierzy i dla sprzętu – mówi st. chor. Marcin Bielecki, dowódca plutonu tary ciężkiej.

Desant na poligonie drawskim

I rzeczywiście tuż po desancie żołnierze uwijali się jak w ukropie. Musieli jak najszybciej opuścić zrzutowisko. Zgodnie z wojskową taktyką, zostawili na nim spadochrony.

Podczas ćwiczeń dowódca brygady przypomniał, że jednostka jest utrzymywana w stanie wysokiej gotowości. – Jednym z naszych zadań jest zdobywanie obiektów znajdujących się na terenie przeciwnika. Aby je wykonać, żołnierze przechodzą linię styczności wojsk i działają 30, 70, a nawet 200 kilometrów w głębi ich ugrupowań – mówi. Takie też zadanie czekało wojsko tuż po desancie.

 Desant na poligonie w Drawsku Pomorskim, był elementem ćwiczeń „Allied Spirit’ 20”, które są częścią manewrów „Defender ‘20” zorganizowanych przez US Army Europe na terenie Starego Kontynentu.

Oprac. (k)

Fot. Michał Niwicz (Polska Zbrojna)

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

mieszkaniec
2020-06-11 22:45:53
Takie desanty, w latach 80 ub. wieku co jakiś czas oglądało się nad poligonami lub lotniskami wojskowymi. Jako kilkuletni knypek przez lornetkę oglądałem radzieckich spadochroniarzy nad lotniskiem w Mirowie w gm. Rymań. W wakacje to prawie co tydzień. Potem ci żołnierze (wśród nich zdarzali się Azjaci, co było niewątpliwie internacjonalistyczną atrakcją) robili zakupy w naszym wiejskim sklepie i nam, smurglom kilkuletnim, dawali czekoladę albo jakieś cukierki. Zawsze po tych spadochorniarskich ćwiczeniach lecieliśmy pod sklep i czekalismy na czerwonoarmistów. I się żyło. I "spaisba" się mówiło.
REKLAMA