- Jak dorosnę, też będę pomagał dzieciom spełniać ich marzenia! – tak sobotnią akcję Kuriera Szczecińskiego i Szczecińskiego Towarzystwa Miłośników Komunikacji Miejskiej podsumował 10-letni Filip Zwoliński ze Stargardu. Chłopiec marzył o tym, by poprowadzić autobus, ale tego, co czekało na niego w Szczecinie, nie był sobie w stanie wyobrazić.
Filip jest jedynym w Polsce dzieckiem, które choruje na zespół genetyczny Okur-Chung czyli uszkodzony gen.CSnk2a1. O chorobie wiadomo niewiele, w żaden sposób nie jest leczona. Objawia się m.in. niskowzrosłością, może prowadzić do zaburzeń neurologicznych, nikt nie wie, co przyniesie kolejny dzień czy miesiąc. Rodzicom udało się skontaktować z fundacją w San Francisco, która zajmuje się podobnymi przypadkami i okazało się, że Filip jest jedynym dzieckiem, które mówi.
Chłopiec jest pasjonatem miejskiej komunikacji. O jego zainteresowaniach dowiedzieli się członkowie Szczecińskiego Towarzystwa Miłośników Komunikacji Miejskiej.
Film: Szczecińskie Towarzystwo Miłośników Komunikacji Miejskiej
- Dzięki Kurierowi Szczecińskiemu udało się zaangażować do akcji ZDiTM Szczecin, Szczecińskie Przedsiębiorstwo Autobusowe „Dąbie”, spółkę „Tramwaje Szczecińskie” oraz Muzeum Techniki i Komunikacji – wylicza Wojciech Śmigielski, rzecznik STMKM. – Dużą pomoc okazał nam również pan Oleksandr, właściciel Tawerny „Lwów”, działającej na szczecińskim dworcu PKS. Dzięki temu Filip przejechał autobusem przez myjnię, poprowadził nowoczesnego Solarisa, odbył przejażdżkę zabytkowym Ikarusem i tramwajem, jakie można spotkać latem na liniach turystycznych.
Film: Krystian Orlon
Mógł również wczuć się w rolę motorniczego, obsługiwał dźwig wykorzystywany przy wykolejeniu wagonów, był w Centrali Ruchu ZDITM i jeździł radiowozem. Odwiedził także Muzeum Techniki i Komunikacji, gdzie do woli mógł cieszyć się tym, co lubi najbardziej, czyli pojazdami przegubowymi. Na koniec był pyszny obiad w Tawernie „Lwów”, gdzie za oknem mógł obserwować busy i autokary, manewrujące na szczecińskim dworcu PKS. Zmęczony wrażeniami zasnął w powrotnym busie.
- Filip to wspaniały i dzielny chłopak, dzięki łańcuchowi dobrych serc udało się zrobić więcej, niż sobie mógł wymarzyć, ale jego energia, optymizm i radość życia są tak zaraźliwe, że to chyba my więcej skorzystaliśmy goszcząc go i mogąc go poznać – mówi Wojciech Śmigielski. – Jesteśmy pod wrażeniem, a sobotnia akcja to tylko początek naszych kontaktów.
Tekst i foto: Tomasz TOKARZEWSKI