– Czy twój kraj jest daleko? – pytała dziewięcioletnia Sumaja.
– Nie, blisko – odpowiedziała.
– Czy u ciebie jest wojna?
– Nie ma.
– Bo w Afganistanie jest, ciągle strzelają. U ciebie strzelają?
– Nie.
– To dobrze.
Betonowy biurowiec byłej Stasi przy Ruschestrasse 104 w Berlinie-Lichtenberg (to dawny Berlin Wschodni) stoi obok podobnego gmachu Muzeum Stasi i ma czternaście pięter. Jest upalny dzień, druga połowa lipca. Gmach przypomina oświetloną twierdzę. Wygląda tak, jakby ludzie nagle się stąd wynieśli.
Niecały rok temu wszystkie piętra były zajęte. Mieszkało tu 1350 uciekinierów i imigrantów z Afganistanu, krajów arabskich, Kurdystanu, Bałkanów, Erytrei. Gdy tu jestem, zostało ich czterystu dwudziestu. Oficjalne dane mówią, że w 4-milionowym Berlinie, w którym mieszkają ludzie prawie dwustu narodowości, jest 27 300 uchodźców, przybyłych tu w ciągu ostatnich dwóch lat. Ponad 15 000 ma już dach nad głową, a 10 300 kwateruje w tymczasowych ośrodkach.
Ośrodek przy Ruschestrasse to wielokulturowy tygiel. Prowadzi go Niemiecki Czerwony Krzyż (oddział Müggelspree e.V). W jego nazwie zapisano: Notunterkunft, co przetłumaczyć można: Kwatera doraźna. Zdezorientowani ludzie czekają tu na prawdziwy dom, dla niektórych miesiące zamieniają się w lata. Mieszają się języki: arabski, perski, kurdyjski, romski, serbski, albański, niemiecki, angielski. Wejścia pilnują umundurowani mężczyźni, są też na piętrach, a nawet w stołówce. Trzeba mówić, gdzie się idzie i po co, pokazać przepustkę albo zostawić dowód, wtedy wydają jednodniowy Gästeausweis, plastikową kartę ze znakiem Czerwonego Krzyża. Każde wejście i wyjście zapisują w elektronicznym czytniku. Mieszkańcom nie wolno się stąd oddalać na dłużej niż trzy dni.
Joanna Wojtarowicz pracuje tu prawie rok. Mówią do niej: Asia. Jest jedyną Polką w międzynarodowym towarzystwie.
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 1 września 2017 r.
Aleksandra RADECKA
Na zdjęciu: Joanna Wojtarowicz uczy swoje dzieci, Igę i Antka, że wielokulturowość jest bogactwem.
Fot. A. RADECKA
Część druga reportażu za tydzień