Każdego roku w dorzeczu Parsęty ofiarami kłusowników pada kilka ton łososi i troci. Na nielegalnym procederze zyskują też nieuczciwi restauratorzy.
Działania kłusowników nasilają się pod koniec października, gdy rozpoczyna się okres ochronny tych gatunków. Przy pomocy sieci, przetwornic elektrycznych lub metodą na tak zwanego szarpaka, łapią ryby wędrujące w górę rzek na tarło. Ofiarami kłusowników padają przy okazji ryby innych gatunków.
Nasileniu procederu sprzyja łatwy rynek zbytu. Sprzedaż szlachetnych gatunków ryb dla zorganizowanych grup przestępczych, w jakich coraz częściej działają kłusownicy, nie stanowi większego problemu. Łososie i trocie trafiają nie tylko w ręce prywatnych miłośników rybich potraw, ale również do nieuczciwych restauratorów.
W tej sytuacji walka z procederem zdaje się nie mieć końca. Dwa tygodnie temu wspólna akcja Straży Miejskiej z Karlina, Straży Leśnej, Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego oraz Straży Granicznej zaowocowała odnalezieniem kłusowniczych sieci w Radwi i w Parsęcie. Karlińska Straż Miejska kilka dni temu odnotowała sukces. Dzięki sprawnie działającemu systemowi miejskiego monitoringu murowi odebrali sygnał o podejrzanym o kłusownictwo mężczyźnie. Z policją ruszyli jego tropem. Mężczyzna jechał rowerem w kierunku swojego domu. Miał dwie reklamówki. Były w nich trocie wędrowne – blisko 6 kg! W domu kłusownika znaleziono kolejne, poporcjowane już ryby. Po zważeniu okazało się, że było ich 5 kg.
Mężczyzna stanie przed wymiarem sprawiedliwości z oskarżeniem o kłusownictwo.
– Niestety, mimo szeroko zakrojonej i nagłośnionej akcji antykłusowniczej, kłusownicy wciąż łamią prawo. Nielegalnym, procederem trudnić się będą tak długo, dopóki będzie popyt na tanie ryby. Pamiętajmy, tania nie oznacza zdrowa i dobra. Kupując nielegalnie złowioną rybę, sami przyczyniamy się do rozwoju kłusownictwa – podkreślają mundurowi walczący z nielegalnym procederem.
(pw)
Fot. Archiwum