Rozmowa z Piotrem Janią, wojewodą zachodniopomorskim
- Czy już się pan zadomowił w Urzędzie Wojewódzkim?
- Początki były trudne, bo z urzędem wojewody związana jest duża odpowiedzialność. Ale powoli ogarniam sprawy, które mi podlegają.
- Zrobił pan już jakieś swoje porządki?
- W tej chwili przyglądam się pracownikom, słucham ich, patrzę, co robią. Nie podjąłem jeszcze żadnych dużych decyzji personalnych i na razie rewolucji nie przewiduję.
- Ufa pan urzędnikom poprzedniej ekipy?
- Jeśli ktoś pracuje w urzędzie od lat 80. czy 90., to trudno nie mieć do takiej osoby zaufania. Wielu urzędników „przeżyło” kilku wojewodów. Poza tym jestem człowiekiem, który spokojnie podchodzi do tematów związanych z zatrudnieniem. Zawsze ceniłem fachowość.
- Jakimi sprawami zajął się pan w pierwszej kolejności?
- W tej chwili jestem zainteresowany przede wszystkim szkolnictwem i edukacją oraz problemem kilku zadłużonych gmin. Niestety, na Pomorzu Zachodnim mamy najgorsze w Polsce wyniki nauczania. Chcę, żeby sytuacja się poprawiła, dlatego powołałem doradcę Jerzego Sołtysiaka, który zajmie się tym tematem.
- Zanim dostał pan nominację na stanowisko wojewody, myśleliśmy, że trafi pan do Zarządu Morskich Portów Szczecin i Świnoujście.
- To było moje marzenie. Chciałem wrócić do gospodarki morskiej, bo z tą dziedziną związałem swoje życie. Ale czasami marzenia się nie spełniają.
- Ale nie chce pan powiedzieć, że wojewodą został za karę?
- Nie, po prostu dostałem taką propozycję. A niektórym ludziom się nie odmawia.
- Prezesowi Kaczyńskiemu czy wicemarszałkowi Brudzińskiemu?
- Jednemu i drugiemu. Mówiąc pół żartem, pół serio, stwierdziłem, że jestem żołnierzem, który wykonuje polecenia. A już na poważnie, to przyznaję, że bardzo długo się zastanawiałem, czy propozycję przyjąć. Do końca nie wiem, czy to był najlepszy wybór.
Więcej w magazynowym Kurierze Szczecińskim i e-wydaniu z 22.01.2016
Rozmawiała Magdalena SZCZEPKOWSKA
Fot. D.GORAJSKI