Sobota, 23 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Muszka, Lucek, Pchełka u siebie. W domu pełnym miłości

Data publikacji: 03 marca 2019 r. 11:47
Ostatnia aktualizacja: 09 lipca 2019 r. 12:34
Muszka, Lucek, Pchełka u siebie. W domu pełnym miłości
 

Dom Heleny i Michała jest wyjątkowy, bo wyjątkowi są sami gospodarze. Pełni dobroci i miłości. Nie tylko dla drugiego człowieka. Odkąd pamiętam, w ich domu zawsze był jakiś czworonożny przyjaciel. Ba, żeby tylko… każdy z braci mniejszych mieszkał na prawach domownika. Teraz są tu trzy koty – pięcioletnia Pchełka i niespełna roczne rodzeństwo: Muszka i Lucek. Historia o tym, jak młodsze kocięta znalazły tu swój dom, jest niezwykle poruszająca.

Pod koniec marca 2018 roku do ogródka okalającego dom, w którym w Gryfinie mieszkają Helena i Michał, przychodziła czarna kotka. Była ciężarna.

– Szukała miejsca, żeby urodzić. Ale chyba też szukała ludzi, którzy by jej pomogli – opowiadają gospodarze, by dodać po chwili, że to zapewne chodziło o nich.

Wymościli skrzynkę i umieścili ją w znajdującym się nieopodal małym pomieszczeniu gospodarczym. Nie byli pewni, czy kotka zainteresuje się legowiskiem, ale ona jakby na to czekała. Trzy dni przed ubiegłorocznymi Świętami Wielkanocnymi wydała na świat troje kociąt.

– To była dzika kotka. Kiedy przynosiliśmy jej jedzenie, prychała, ale nie uciekała. Bardzo dobrze opiekowała się swoim potomstwem. Opuszczała na jakiś czas legowisko, po czym później wracała. Ale w pierwszy dzień świąt już nie przyszła. Przed tym zaginięciem ona tak stała w pewnej odległości, patrzyła na mnie swoimi oczętami i tak jakby mówiła: „Zaopiekuj się moimi dziećmi”. Tak to odebrałam, naprawdę – ze wzruszeniem wspomina Helena. 

Podzieliła się tą refleksją z mężem. 1 kwietnia ub. roku było zimno i deszczowo. Wypatrywali kotki, ale godziny mijały, a ta się nie zjawiała. Gospodyni zaglądała do kociąt i płakała. Że się wyziębią, że nie przeżyją. Nic nie mówiąc żonie, Michał poszedł po poradę do czynnej, mimo święta, gryfińskiej przychodni dla zwierząt przy ul. Łużyckiej. Wrócił stamtąd zaopatrzony w podstawową wiedzę, specjalne mleko i maleńkie buteleczki. Ale też z informacją, że muszą być przygotowani na walkę o życie kocich osesków, bo szansa na ich uratowanie jest niewielka.©℗

Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 1 marca 2019 r.

Tekst i fot. Maria Piznal

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA