Wczoraj (piątek, 5 listopada) w godzinach przedpołudniowych na gryfińskiej przystani żeglarskiej zastaliśmy Lesława Dumę, Zenona Korzeba i Romana Krzaka, którzy przyszli obejrzeć teren zaniepokojeni, czy wiejący w nocy silny wiatr nie wyrządził szkód. Niestety, stało się – woda wylała z kanału, podtopiła sporą część przystani.
- Śluza nie została zamknięta, poziom wody znacznie się podniósł i teraz łódki stoją praktycznie na pomoście. A do pomostu nie da rady dojść. Dzień wcześniej tak nie było, ale pojawiły się medialne ostrzeżenia o silnym wietrze północno-zachodnim. Trzeba być czujnym przy takich komunikatach i monitorować sytuację – relacjonują zainteresowani.
Wszyscy podkreślają przy tym, że postawienie zapory obsługiwanej przez straż (wskazują, że zadanie to ma w swoich obowiązkach miejscowy Raffer) jest kiepskim pomysłem.
- Można to było zrobić prościej. Na całym świecie stawia się na takich kanałach zapory, które można samemu zamknąć, gdy jest taka potrzeba, na przykład uruchamiane elektrycznie albo na korby, a tu straż musi przyjechać i wstawić zastawki – gryfinianie jednoznacznie krytycznie oceniają taki rodzaj zabezpieczenia.
akme