Marcin Szcześniak, który jest członkiem załogi napadniętego przez piratów statku Szafir wrócił do Świnoujścia i jest cały i zdrowy. - Mam obecnie mnóstwo spraw na głowie. Dzisiaj jadę do firmy. Najważniejsze to teraz zapewnić powrót do domu porwanym członkom załogi - powiedział naszemu reporterowi marynarz.
Przypomnijmy, że statek płynął do portu Onne w Nigerii. Marcin Szcześniak ze Świnoujścia spał, gdy statek zaatakowali piraci. Było około godziny 1 w nocy.
- Usłyszałem tylko informację, bodaj od trzeciego oficera, że piraci wchodzą na statek. W takich sytuacjach zamyka się w miejscu, do którego osoby niepożądane nie miałyby dostępu. Jest do tego specjalnie przygotowane miejsca. Części załogi udało się zbiec na dół. Ja piratów nie widziałem, ale jeden z kolegów widział - relacjonuje wydarzenia M. Szcześniak.
Później wraz z towarzyszami słyszał piratów dobijających się do nadbudówki. Kryjówkę opuścili po kilku godzinach, gdy było już dzień. Nie widzieli, czy piraci są nadal na statku, wiec zachowywali ostrożność.
- Statek był pusty. Zniknęło pięciu członków załogi. Zabrali rzeczy osobiste, telefony, laptopy itd. Skontaktowaliśmy się z naszym biurem i czekaliśmy na wsparcie marynarki wojennej - opowiada świnoujścianin.
Marynarz dodaje, że członkowie załogi byli szkoleni w przypadku podobnych wydarzeń. Jak mówi w razie ataku działa się automatycznie i robi dokładnie to, czego się nauczyło podczas szkolenia, żeby zapewnić sobie 100 procent bezpieczeństwa. - Teraz najważniejsze jest to, żeby porwani wrócili bezpiecznie do domu - mówi M. Szcześniak.
BaT
Fot.: Wojciech BASAŁYGO