Pacjentkę skierowano do ordynatora oddziału. Na oddział jej jednak nie wpuszczono, „by nie zakażała”. Mówi, że została odprawiona z receptą na dwa medykamenty, z których jeden okazał się lekiem dopochwowym. Więcej ludzkich odruchów – co podkreśla – wykazał personel szpitala w Kamieniu Pomorskim.
Tam ją przyjęto jako przypadek nagły. W międzyczasie przejechała kilkadziesiąt kilometrów. Gryficki szpital widzi sprawę pacjentki z Golczewa zupełnie inaczej. Potraktowano ją „wyjątkowo empatycznie”, choć nie kwalifikowała się do leczenia szpitalnego. ©℗
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 15 września 2017 r.
Roman K. Ciepliński
Fot. Marzena Domaradzka