Perukowce sięgające pierwszego piętra, odmiana właśnie kwitnących magnolii, a do tego katalpy, oryginalne odmiany hibiskusów, azalii i różaneczników, barwne derenie, bukszpany formowane w kule, jakie osiągnęły średnicę nawet dwóch metrów - to tylko niektóre z zielonych okazów rosnących na Ostrowie Grabowskim, na których ciąży wyrok usunięcia. Jednak pojawiła się szansa, aby je ocalić dla szczecinian i miejskich przestrzeni publicznych.
Zmienia się pejzaż Ostrowa Grabowskiego. Choć to teren z widokiem na Wały Chrobrego i Wyspę Grodzką, to właśnie tu tworzy się przemysłowe „zaplecze" miasta nie tylko z oczyszczalnią ścieków, ale m.in. także z Zakładem Termicznego Unieszkodliwiania Odpadów. Tu się rozbudowuje również Zarząd Morskich Portów Szczecin i Świnoujście SA, który przejął tereny niedawno zlikwidowanych ogrodów działkowych „Portowiec". Wraz z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Jest szlaban od strony ul. Logistycznej, na którym widać ostrzeżenie o zakazie wejścia na teren obecnie już prywatny, czyli spółki portowej. Poza tym… wokół wciąż zielono. Przetrwały nasadzenia działkowe, nawet część altanek z pozostawionymi przy nich studniami, paleniskami, stołami i ogrodowymi siedziskami. Snują się tędy lisy, dziki, sarny. Tylko ludzi nie widać: wrażenie, jakby stąd - dosłownie - wyparowali.
Działkowcy otrzymali rekompensaty za dobra pozostawione na Ostrowie Grabowskim. Portowa spółka, w której gmina Szczecin ma swoje udziały, w każdej chwili może teren zrównać z ziemią, aby rozpocząć własne inwestycje. Jest na prawie, ale...
- Szkoda tej zieleni. Tym bardziej że sporo tu ciekawych okazów: drzew i krzewów w oryginalnych odmianach, jakie rzadko się spotyka w miejskiej przestrzeni. Dlatego pomyślałem, że warto by je uratować - mówił Zbigniew Stankiewicz, nasz Czytelnik i uczestnik prestiżowego „Całego Szczecina w kwiatach". - To okazałe, dobrze utrzymane i formowane drzewa oraz krzewy, za które w centrach ogrodniczych trzeba by płacić grube tysiące złotych. Natomiast za te z Ostrowa Grabowskiego miasto nie musiałoby płacić. Gdyby jeszcze w to ogrodnicze wyzwanie włączyć młodzież, np. ze szkół ogrodniczych? Dla nich byłaby to praktyczna lekcja zawodu. I okazja zrobienia czegoś pozytywnego dla swoje miasta. Tak naprawdę, to tylko chęć, zaangażowanie i dobra wola razem wzięte są przepisem na powodzenie tego przedsięwzięcia.
Pomysł Zbigniewa Stankiewicza przekazaliśmy zarówno radnemu Markowi Duklanowskiemu, przewodniczącemu Komisji ds. Gospodarki Komunalnej, Rewitalizacji i Ochrony Środowiska RM, jak również Magdalenie Grycko, ogrodnik miasta i wicedyrektor Zakładu Usług Komunalnych.
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 8 września 2017 r.
Tekst i fot. Arleta Nalewajko