Jaki powinien być autobus tzw. rejsowy, czyli podróżujący na trasie pomiędzy dwoma stolicami dwóch województw? Przede wszystkim sprawny, ale - co równie ważne - bezpieczny dla pasażerów. I takie są pojazdy PKS - to zasada, od której jednak - jak przekazała nam Czytelniczka - są wyjątki. Na przykład na trasie Szczecin - Gorzów Wielkopolski.
Pani Anna w miniony wybrała się do rodziny mieszkającej w Gorzowie. Wakacje, więc bilet kupiła z kilkudniowym wyprzedzeniem na dworcu PKS. Za bilet zapłaciła 25 złotych. Normalna cena za kurs na tej trasie. Tyle że - jak była przekonana - wykupiła miejsce w autobusie, który powinien spełniać choć podstawowe standardy. Jednak pojazd, jaki podstawiono na peron 9 o godz. 15.10 był - najdelikatniej mówiąc - mocno sfatygowany. O czym napisała do naszej redakcji:
„Zamiast - jak zwykle - rejsowego pojazdu o podwyższonych fotelach pasażerskich i z toaletą, czyli przystosowanego do kursowania na dłuższych trasach, podjechał klasyczny miejski autobus. Fakt, że nie był klimatyzowany, choć za oknem panował nieznośny upał, to przy wszystkich pozostałych mankamentach naprawdę drobiazg.
Wnętrze cuchnęło. Oparcia miejsc pasażerskich były potwornie brudne: odrażająco poplamione, podziurawione, sprawiały wrażenie nigdy nie pranych. Materiał trzymał się na nich - powiedziałabym - umownie. Bo za pomocą ordynarnie wbitych zszywek tapicerskich, a nawet pinezek (patrz zdjęcia). Niektóre ze zszywek dyndały ostrą stroną w stronę pasażerów siedzących na dalszych fotelach. Co nie wróżyło dobrze np. przy ostrym hamowaniu. Szczęście, że nie jechały dzieci, więc na trasie nikt się nie poranił. Natomiast tam, gdzie materiał - mimo pinezek i zszywek - się nie trzymał foteli, widać było resztki pożółkłej i porwanej gąbki. Nie było mowy, by się dotknąć takiego syfu.
Żaden z foteli nie był wyposażony w pasy bezpieczeństwa (nie było nawet plastikowych końcówek, jakie umożliwiałyby ich montaż). Nie można było regulować ich pozycji. Na niektórych nie dało się nawet oprzeć, bo były albo krzywe albo przełamane. Do tego koktajlu nędzy i rozpaczy dorzucę jeszcze brudne siedziska i taką też podłogę, na której leżące martwe muchy chyba nikogo już nie dziwiły.
Fakt, to nie był autobus należący do PKS Szczecin. Tylko reprezentant floty PKS Gorzów Wlkp. Ale jednak… bilet, będący emanacją umowy cywilno-prawnej zawartej z przewoźnikiem, został mi sprzedany na Dworcu PKS Szczecin. Dopuszczony do ruchu i oddany do dyspozycji pasażerów na Dworcu PKS Szczecin. Czy to nic nie znaczy?"
* * *
Zdaniem „Kuriera" znaczy. Przede wszystkim o kondycji przewoźnika, kulturze i trosce o pasażera - czy też ich braku - okazywanym klientom. Jak pokazuje ten przykład, nie tylko turystyczne autobusy, jakimi dzieci podróżują na wakacje, powinny być kontrolowane przez policję. Powinny jej podlegać także te rejsowe. Bo w konfrontacji z realiami „klasy" podróżowania, najwyraźniej nie wystarczająca się okazuje - umieszczana na okienkach kasowych dworca PKS Szczecin - informacja: „bilet to twoje ubezpieczenie".
(an)
Fot. Czytelniczka