Syta zupa gulaszowa, smaczne kanapki, pyszne ciasto, gorąca kawa i herbata - to wszystko czekało na osoby bezdomne i ubogie w zimny czwartek wieczorem na placu Tobruckim w Szczecinie. I tak będzie co tydzień - zapowiadają społecznicy organizujący szczecińskie "Spotkania przy zupie".
Na pomysł tych spotkań wpadli Krzysztof Jędrzejewski, Robert Grabowski i Małgorzata Krzemińska. Chcą robić w Szczecinie to, co dobrze od lat sprawdza się w Krakowie, gdzie jest organizowana Zupa na Plantach. Co tydzień w tym samym miejscu wolontariusze z dobrym, kalorycznym jedzeniem będą czekać na potrzebujących. Nie tylko po to, żeby ich nakarmić, ale także po to, by z nimi rozmawiać, poznać ich potrzeby.
Pierwsza akcja odbyła się w czwartek (7 lutego). 40 litrów gulaszowej ugotowała jedna z restauracji, kanapki z wędliną, serem, warzywami przyszykowali wolontariusze, upiekli też ciasto. Po godz. 18.30 z przysmaków prowizorycznej ulicznej stołówki korzystało już kilkanaście osób.
- Bardzo dobry pomysł, zupka pyszna, kucharz dobrze przyprawił - chwali pan Mirosław, bezdomny 60-latek. - Temu, kto to wymyślił, warto podać rękę. Przebywam w altance na działkach, nie mam prądu, sypiam w zimnym i przy świeczce. Czasem zjem ciepły obiad u zakonnic. Żyję z uzbieranych butelek i puszek, chodzę po śmietnikach i widzę ile jest dobrej żywności wyrzucanej przez ludzi. Co mi się przyda, to biorę, ale ugotować nie mam na czym.
Starsza pani zjadła ze smakiem zupę, a na deser babeczkę z herbatą.
- O tym spotkaniu dowiedziałam się od ludzi na mieście - mówi. - Jeden drugiemu takie informacje przekazuje. Gulaszowa z warzywami pyszna, trzeba przyznać.
Wokół inicjatywy "Spotkań" skupiło się już ok. 80 zainteresowanych osób. Mają swoją grupę na Facebooku. Jest dużo entuzjazmu i radości. Najważniejsze jednak, że odpowiedzieli ci, dla których zorganizowano tę akcję.
- Idea jest taka, że to my przychodzimy z zupą w gościnę do osób żyjących na ulicy - mówi Robert Grabowski. - Wszystkich, którzy chcą dołączyć, zapraszamy. Płaszczyzn do rozmów, pomocy i działania jest bardzo dużo.
Tekst i fot. Anna Gniazdowska