Piątek, 22 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Pistolet ze sklepu. Procesu „Oczki" ciąg dalszy

Data publikacji: 06 marca 2019 r. 19:37
Ostatnia aktualizacja: 09 lipca 2019 r. 12:34
Pistolet ze sklepu. Procesu „Oczki" ciąg dalszy
 

Marek M. ps. Oczko i jego prawa ręka Marek D. („Duduś”), odpowiadają w sprawie o pomocnictwo w dokonaniu zabójstwa w poznańskiej agencji towarzyskiej El Chico. Dodatkowo prokurator zarzucił drugiemu z nich posiadanie bez zezwolenia pistoletu i nabojów. W środę (6 marca), biegły tłumaczył na rozprawie co to jest broń palna.

Najpierw jednak ponownie przesłuchano Piotra L. (świadek przebywa w ZK). Jeszcze raz wytłumaczył, skąd się wzięła broń w mieszkaniu Marka D.

– To broń mojego kolegi – zapewnił Piotr L. – Zostawił ją w mieszkaniu Marka D. razem z innymi swoimi rzeczami, kiedy się przeprowadzał do Bielska-Białej. Zapewniał, że jest legalna. Kupił ją w sklepie Militaria.pl.

Aby sprawdzić wiarygodność świadka, prokurator pytał go nawet o rozkład mieszkania. Wygląda na to, że mężczyzna jednak był w mieszkaniu Dudusia. Nie można zapytać o to kolegi z Bielska-Białej, bo już nie żyje.

Ale nadal pozostaje aktualne pytanie, czy rzeczywiście pistolet, rewolwer i naboje były legalne? Na nie odpowie sąd. Biegły z zakresu broni i amunicji przyznał tylko, że taką broń i naboje jak ta, którą znaleziono u oskarżonego, w latach 2014-2015 rzeczywiście można było bez problemu kupić.

- Zarówno w normalnych sklepach jak i w internetowych - twierdzi policjant. - Sprzedawano je bez pozwolenia. Choć na część z wymienionych tu rzeczy trzeba było taki dokument posiadać.

Działo się tak, bo obowiązujące wówczas przepisy i regulacje były nieprecyzyjne.

Sprawa, która toczy się w szczecińskim Sądzie Okręgowym zbliża się do końca. Przypomnijmy, że posiadanie przez Marka D. broni jest tylko jej wątkiem pobocznym. Głównie chodzi w niej o egzekucję, do której doszło ponad 20 lat temu w poznańskim klubie El Chico. Zabito wówczas jednego z zatrudnionych w lokalu ochroniarzy (drugi pracownik został wtedy ciężko ranny). Jak ustalono, wyrok wykonali trzej rosyjskojęzyczni mężczyźni (z pochodzenia Tadżycy). Jeden z nich, zatrzymany w Berlinie Aleksander S., został już za to przestępstwo skazany na 25 lat więzienia. Pozostali dwaj wciąż się ukrywają.

„Ruscy”, którzy uchodzili za zawodowych morderców, przebywali w Polsce czasowo – uciekli z Rosji, gdzie byli podobno poszukiwani za zabicie kilku osób. Zdaniem prokuratury, ukrywali ich przedstawiciele zachodniopomorskiego odłamu mafii pruszkowskiej. Jej szefowie, Marek M. i jego najbliższy współpracownik Marek D., chcieli ich ponoć wykorzystać podczas przejmowania poznańskich agencji towarzyskich.

Obaj zostali oskarżeni o tzw. pomocnictwo w wykonaniu wyroku śmierci. Ich rola polegać miała na zorganizowaniu zabójcom mieszkania, żywieniu ich, dostarczeniu broni, przydzieleniu samochodu z kierowcą, obiecaniu pieniędzy z przyszłych zysków i ułatwieniu późniejszej ucieczki z kraju.

Za to zostali w sierpniu 2016 r. skazani na 15 lat więzienia. Sąd Okręgowy uznał wtedy, że 65-letni dziś Marek M. i jego prawa ręka Marek D. „maczali palce” w zabójstwie ochroniarza - choć obaj nie przyznają się do winy.

Skazani odwołali się od wyroku a rozpatrujący ich wniosek Sąd Apelacyjny cofnął sprawę do ponownego rozpatrzenia przez sąd niższej instancji (sędziowie mieli wątpliwości, czy rzeczywiście pomogli mordercom w dokonaniu zbrodni). Wtedy Sąd Okręgowy, który zajął się sprawą, umorzył postępowanie. Doszedł do wniosku, że nie można brać pod uwagę pomocnictwa, bo nie ma na to dowodów; a drugi zarzut, podżeganie do wymuszeń rozbójniczych, już się przedawnił.

Po tej decyzji sądu apelację złożył tym razem oskarżyciel publiczny. Skutecznie. Sprawa znów jest więc rozpatrywana. Sąd przesłuchał już prawie wszystkich świadków. Jest szansa, że na następnej rozprawie odbędą się wystąpienia stron. ©℗

Leszek Wójcik

Fot. Dariusz Stachnik (arch.) 

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA