Sobota, 23 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Pożar zabrał im wszystko

Data publikacji: 07 grudnia 2015 r. 10:31
Ostatnia aktualizacja: 11 kwietnia 2021 r. 15:36
Pożar zabrał im wszystko
Z mieszkania nic nie ocalało. – Dziękuję Bogu, że żyjemy – mówi Teresa Walczak. Na fotografii z ojcem Zbigniewem Zielińskim.  

Mikołajki okazały się najgorszym dniem w życiu Teresy Walczak z Choszczna i jej czworga dzieci. Samotna matka w wyniku pożaru straciła dach nad głową.

– Życie uratowała nam 12-letnia córka Kinga. Gdy się obudziła, to ściana i łóżko, na którym spała, były już w płomieniach – mówi matka.

Dziewczynka pobiegła do sąsiada prosić o pomoc. Mieszkający piętro niżej Jan Szewielewicz zawiadomił straż pożarną i sam przybiegł ratować sąsiadów.

– Pobiegł do kuchni, polewał ogień wodą do czasu przyjazdu strażaków z Choszczna i Zamęcina. Jestem mu wdzięczna za pomoc. Straciłam mieszkanie i wszystko, co w nim było. Pan Szewielewicz ma swoje lokum czarne od dymu. Inny sąsiad, który mieszka wyżej,  został odwieziony do szpitala. Nie można go było dobudzić – opowiada zrozpaczona Teresa Walczak.

Do pożaru doszło około godziny czwartej nad ranem. Kobieta jest pewna, że przyczyną było zwarcie w instalacji elektrycznej, bo pożar zaczął się od gniazdka, przy którym znajdowało się piętrowe łóżko jej dzieci.

– Kinga spała na wyższym łóżku, gdyby leżała niżej, nie uratowałaby się. Nie ma poparzeń, ale przeżywa ogromny stres – mówi mieszkanka Choszczna.

Ona spała z młodszą, 5-letnią Hanią. Starszy syn, 17-letni Krystian w sobotę spał u dziadków, a 7-letni Jaś był u taty. Kiedy strażacy gasili pożar przyjechał burmistrz Robert Adamczyk.

– Niech pan ratuje moje nowe buciki i pieska – prosiła najmłodsza dziewczynka. ©℗

Tekst i fot. Elżbieta Lipińska

Więcej w poniedziałkowym „Kurierze Szczecińskim” i e-wydaniu z dnia 7 grudnia 2015 roku

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA