Czy ratownicy szczecińskiej Floating Areny zareagowali prawidłowo podczas wypadku, do którego doszło ponad rok temu na terenie Szczecińskiego Domu Sportu? Prokuratura twierdzi, że nie - dlatego sprawa trafiła do sądu. W czwartek (28 listopada) rozpoczął się proces.
Chodzi o zdarzenie z początku listopada 2018 r. W godzinach wieczornych ratownicy wyciągnęli z dna basenu nastolatka. Chłopiec był nieprzytomny – natychmiast więc rozpoczęto reanimację. Dzięki niej zostało przywrócone chłopcu i oddech i tętno.
Chłopiec przeżył, ale czterominutowe zatrzymanie krążenia doprowadziło do obrzęku mózgu i płuc, a także do zachłystowego zapalenia płuc oraz uszkodzenia nerek. U 16-letniego Patryka P. wystąpiła też ogniskowa martwica na ramieniu.
Prokurator w śledztwie miał m.in. odpowiedzieć na pytanie, czy ratownicy nie spóźnili się z akcją ratowniczą i czy mogli zareagować wcześniej. W efekcie sporządził akt oskarżenia przeciwko dwóm ratownikom zatrudnionym na miejskim basenie. Zarzucił im niedopełnienie obowiązków.
Ich proces rozpoczął się w czwartek. Oskarżeni nie przyznali się do zarzucanego im przestępstwa. Zapewnili, że prawidłowo wypełniali swoje obowiązki i obserwowali osoby pływające w basenie. W swoich wyjaśnieniach Sebastian K. podkreślił, że dostrzegłby pokrzywdzonego, gdyby pływał po powierzchni wody (chłopiec tego dnia nurkował na pierwszym torze - przyp.lw). Poza tym obserwację pływających utrudniało oświetlenie basenu, które odbijało się od powierzchni wody.
Obaj oskarżeni podkreślali, że zgłaszali zastrzeżenia do warunków pracy - dotyczyły małej liczby ratowników i potrzeby zamontowania monitoringu podwodnego.
(wl)
Fot. Dariusz GORAJSKI