Zaczęło się z przytupem, ale zakończyło… lekkim niesmakiem. Wtorkowy protest szczecińskich taksówkarzy zostanie więc prawdopodobnie powtórzony. – Tym razem będzie porządnie. Tak jak trzeba – zapewniają kierowcy.
Wczorajszy protest rozpoczął się zgodnie z planem o godz. 13. Licząca grubo ponad setkę aut kawalkada taksówek różnych korporacji wyruszyła z ul. Admiralskiej i chwilę później dotarła pod Urząd Wojewódzki, gdzie organizatorzy złożyli pismo z postulatami. Potem kondukt, bo protest zorganizowany był w konwencji pogrzebowej, miał dotrzeć pod siedzibę Prawa i Sprawiedliwości przy ul. Adama Mickiewicza. Tam uczestnicy mieli złożyć żałobny wieniec. Ale jakoś nie wyszło.
– Dowiedzieliśmy się, że nasz protest jest nielegalny – mówi pan Maciej z City Taxi. – Organizatorzy nie uzyskali potrzebnych zgód i wszystko się rozlazło.
Co to znaczy? Protest taksówkarzy nie otrzymał oficjalnej zgody na przejazd w zwartej kolumnie ulicami miasta.
– Dlatego co rusz zatrzymywaliśmy się na światłach – opowiada pan Adam z Taxi Four You. – Kolumna się rozerwała. I każdy na własną rękę próbował przez centrum dotrzeć na Pogodno.
A tam, na miejscu, część protestujących została ukarana mandatami za blokowanie przejazdu innym pojazdom.
– Bankrutujemy – przyznaje kolejny kierowca. – Codziennie walczymy o to, by mieć co do garnka włożyć, a tu jeszcze taka niespodzianka. 500 złotych! To dla mnie strasznie dużo pieniędzy.
Zrezygnowani taksówkarze już nie spointowali klaksonami zakończenia akcji.
– Za to też można zapłacić karę – przypominają.
Przypomnijmy, o co walczyli. Pierwszy, najważniejszy postulat dotyczy tarczy antykryzysowej.
– Chcemy, by tak jak to było wiosną rząd objął nas swoimi dotacjami – podkreśla pan Maciej.
Protestujący kierowcy tłumaczą: „Zamknięte kluby, restauracje, kina, brak studentów w uczelniach, puste hotele, akademiki…”.
To oznacza, że nie mają kogo wozić.
– Rząd wprowadził obostrzenia, które mocno w nas uderzają – podkreśla Janusz Merz. – Jak wskazują statystyki, branża taxi odnotowała spadek obrotów o 70 proc.!
A do tego – mówią – współpracujący z Uberem/Boltem nielegalni przewoźnicy ich okradają. Stąd drugi postulat: Wprowadzenia w życie zapisów ustawy tzw. lex Uber.
Ustawa ta zaczęła obowiązywać 1 października, ale tydzień później została zawieszona. Taksówkarze walczą o jej odwieszenie, bo jej zapisy uznają za sprawiedliwe. Choćby ten mówiący o tym, że każdy kierowca, który chce się zajmować przewozem osób, musi mieć licencję taksówkarską. Ponadto wszystkie firmy tej branży mają płacić podobne podatki i wykupywać takie same ubezpieczenia – do tej pory firmy typu Bolt czy Uber, zdaniem taksówkarzy, były pod tym względem uprzywilejowane.
Domagają się więc m.in. świadczenia postojowego w wysokości 1300 zł, przywrócenia egzaminu ze znajomości topografii miasta, ustalenia ceny minimalnej za kilometr przejazdu taksówką, wprowadzenia nakazu posiadania polskiego prawa jazdy dla chcących wykonywać przewóz osób.
Protestujący chcą również wprowadzenia obowiązku przedstawiania przez obcokrajowców zamierzających wykonywać usługi w zakresie przewozu osób zaświadczeń o niekaralności z kraju pochodzenia.
Jak podkreślają organizatorzy, wczorajszy protest był akcją spontaniczną. Następna, bo zapewniali, że już wkrótce odbędzie się druga manifestacja (już legalna), zostanie lepiej zorganizowana. Tym bardziej że taksówkarze zapowiadają powstanie organizacji o charakterze związkowym skupiającej wszystkich kierowców, niezależnie od korporacji, w której są zatrudnieni. ©℗
Leszek Wójcik