Na wrak radzieckiego samolotu odrzutowego MiG-15 na dnie jeziora Miedwie natrafiła ekipa nurków związana z akcją eksploracyjno-historyczną Jezioro Tajemnic. Na razie nie wiadomo, czy zatopiony po 1953 r. szkolno-bojowy myśliwiec pozostanie pod wodą, czy też zostanie wydobyty na brzeg i wyeksponowany.
Na wtorkowej konferencji, z udziałem m.in. wicemarszałka województwa Jarosława Rzepy, starosty drawskiego Stanisława Kuczyńskiego, przedstawiciela ekipy poszukiwawczej Dariusza de Lorma oraz Roberta Sabadiniego z fundacji „Z nami bezpieczniej”, nurkowie oficjalnie poinformowali o swym odkryciu starostę stargardzkiego Iwonę Wiśniewską. Jak wyjaśnia Dariusz de Lorm, gdy latem ub. roku ogon samolotu ukazał się na sonarze, jego koledzy najpierw zbagatelizowali informację twierdząc, że „wszędzie widzi tylko u-booty i samoloty”. Niedawno jednak ekipa nurków związanych z akcją Jezioro Tajemnic już bardziej dokładnie przyjrzała się wrakowi. I okazało się, że w Miedwiu spoczywają rozrzucone w pobliżu siebie części szkolno-bojowego radzieckiego odrzutowca MiG-15.
– Samolot prawdopodobnie rozbił się po 1953 roku, nie jest więc zabytkiem archeologicznym – dodaje Dariusz de Lorm z ekipy poszukiwawczej. – Na ogonie znajduje się czerwona gwiazda, a pod nią numer samolotu. Wrak posiada także silnik z tabliczką znamionową. Być może jest to oryginalny silnik Rolls-Royce albo na licencji tej firmy wyprodukowany prawdopodobnie w Czechosłowacji. Na pewno jednak jest to jeden z pierwszych odrzutowych silników wyprodukowanych po II wojnie światowej. To niezwykle cenne znalezisko i nie można pozwolić na to, by zostało zlekceważone.
Starosta Iwona Wiśniewska podkreśla, że wrak samolotu może stać się ogromną atrakcją turystyczną nie tylko powiatu stargardzkiego, ale i całego województwa. Należy jednak dokładnie się zastanowić, w jaki sposób go wyeksponować. Czy lepiej podjąć samolot z wody, zabezpieczyć i wystawić na cokole, czy też pozostawić go w jeziorze, aby stanowił obiekt penetracji dla nurków. Według Dariusza de Lorma i Roberta Sabadiniego z fundacji „Z nami bezpieczniej”, to drugie rozwiązanie wydaje się bardziej korzystne. Daje bowiem szansę na rozwój nad Jeziorem Miedwie bazy dla nurków wraz z rozbudową zaplecza gastronomiczno-hotelarskiego.
– Moim zdaniem, wydobycie całego samolotu na powierzchnię nie ma sensu, bo w naszym kraju jest sporo tego typu pomników – dodaje Robert Sabadini. – Sama blacha nie jest atrakcją, ale ciekawy może być na przykład silnik odrzutowca. Należałoby go wyjąć, oczyścić, odrestaurować i wyeksponować na przykład w muzeum. A nurkowie na pewno z chęcią będą penetrować pozostałości po samolocie w jeziorze.
Zanim zapadnie jakakolwiek decyzja na temat przyszłości wraku, wszyscy są zgodni, że przede wszystkim należy go stosownie zabezpieczyć. Nurkowie z Jeziora Tajemnic ostrzegają, że samolot owinięty jest w sieci i nie jest bezpieczne samodzielne szukanie wraku pod wodą i jego eksploracja. ©℗
(gra)