Ratownik Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego zgodnie z obowiązującymi przepisami traktowany jest jak zawodowiec. Aby mógł podjąć pracę na basenie lub na kąpielisku, musi legitymować się dokumentami potwierdzającymi ukończenie specjalistycznego szkolenia zakończonego egzaminem. Poza tym konieczny jest kurs kwalifikowanej pierwszej pomocy, który podlega odnowieniu raz na 3 lata. Aby zebrać wymagane dokumenty, potencjalny kandydat na ratownika musi wydać około 2 tys. zł. Tyle bowiem kosztują obowiązkowe kursy i szkolenia. To spory wydatek. Zauważają to gestorzy zachodniopomorskich kąpielisk, którzy z roku na rok mają coraz większe trudności w znalezieniu pracowników do strzeżenia osób z nich korzystających.
Zachodniopomorski WOPR ma w swoich szeregach ponad 5 tys. członków. Ratowników z pełnymi uprawnieniami jest 1,5 tys. To mało, biorąc pod uwagę fakt, że gros z nich znajduje całoroczne zatrudnienie na pływalniach, które w ostatnich czasach powstały jak grzyby po deszczu. Dziś szanujący się hotel lub ośrodek wypoczynkowy ma w swojej ofercie basen. To standard w obiektach nowo wybudowanych. Każdy basen musi mieć oczywiście swoich ratowników. Niektóre przedsiębiorstwa zatrudniają ich na umowy-zlecenia, inne od razu kuszą stałymi umowami o pracę. Znalezienie chętnego na stanowisko ratownika nie jest przy tym łatwe. Wiedzą o tym także, a może przede wszystkim, ci, którzy koordynują ratownictwo na nadbałtyckich kąpieliskach. Na terenie gminy Mielno w tym roku potrzeba będzie 65 ratowników z uprawnieniami do zabezpieczenia 17 wyznaczonych od Gąsek aż po Łazy kąpielisk.
– Kiedyś mogliśmy posiłkować się młodszymi ratownikami, czyli osobami niepełnoletnimi, które miały najniższe uprawnienia. Dziś stopnia młodszego ratownika już nie ma, a pracować przy strzeżeniu plaż może tylko osoba pełnoletnia i to z aktualnymi uprawnieniami, które odnawiać trzeba raz na 3 lata. Niedobrze się stało, że ratowników WOPR wrzucono do jednego koszyka z zawodowcami. Dlatego ze skompletowaniem ratowników mamy problem nie tylko my, ale i inne gminy – mówi wieloletni koordynator ratownictwa na terenie gminy Mielno Leszek Pytel.
W Mielnie ratowników starają się przyciągnąć wysokim pensjami. Ci, którzy po raz pierwszy rozpoczną swoją przygodę z plażą, mogą liczyć na wynagrodzenie rzędu 3100-3200 zł miesięcznie brutto. Ratownicy, którzy pracowali już w ubiegłych latach, a więc legitymują się doświadczeniem w pracy nad morzem, zarobią nawet 3,5 tys. zł. To dużo w porównaniu z latami ubiegłymi, kiedy to zarobki ratowników plasowały się na poziomie 2,3 tys. zł. Dodatkowym magnesem mającym przyciągnąć w tym roku do Mielna ratowników są darmowe noclegi.
WOPR-owcy poszukiwani są już także do pracy w Kołobrzegu. Tutaj pracę ma znaleźć 70 osób z ważnymi uprawnieniami. W zasadzie przyjmowany jest każdy, kto się zgłosi.
Warto w tym miejscu dodać, że jeszcze kilka lat temu kołobrzeskiej plaży strzegło ponad 120 ratowników. Z uwagi na to, że chętnych do pracy brakuje, liczbę etatów ograniczono. Co ciekawe, wśród zatrudnianych na plaży brakuje mieszkańców Kołobrzegu. Oni bowiem znajdują stałe zatrudnienie w miejscowych hotelach. Z tego powodu turystów korzystających z kąpielisk w największym polskim kurorcie pilnują zazwyczaj mieszkańcy centralnej i południowej Polski. Aby przyciągnąć ich do pracy, Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji w Kołobrzegu zapewnia zakwaterowanie oraz wyżywienie. Zatrudnieni na plaży ratownicy będą mogli także bezpłatnie korzystać z wielu obiektów MOSiR-u, w tym z euroboiska, sali do gry w koszykówkę oraz sali sportów walk. Zarobki w bogatym – nie da się ukryć – Kołobrzegu będą także wyższe niż gdzie indziej. Ratownik wodny z uprawnieniami KPP otrzyma 3900 zł brutto, a starszy wieży dostanie nawet 4400 zł miesięcznie brutto.
O komplet ratowników martwią się również w Świnoujściu. Tam także liczą na zatrudnienie osób z głębi Polski. Miejscowi, podobnie jak w innych zachodniopomorskich miejscowościach, albo pracują na stałe w ośrodkach wczasowych, albo wyjeżdżają za granicę. Nie jest tajemnicą, że ratowników potrzebują także u naszych zachodnich sąsiadów. Tam na sezonowym kąpielisku zarobić można znacznie więcej niż w Polsce. Oczywiście jednym z warunków jest komunikatywne posługiwanie się językiem niemieckim.
– Są też agencje, które pośredniczą w wysyłaniu pracowników z uprawnieniami ratowniczymi do Stanów Zjednoczonych – mówią ratownicy. – Koszt przelotu jest oczywiście bardzo wysoki, ale w zamian za to można przywieźć stamtąd po 3 miesiącach nawet 5 tys. dolarów po odliczeniu wszystkich kosztów. Takich pieniędzy w naszym kraju na ratownictwie nie da się zarobić – zauważają.
Polscy ratownicy chętnie widziani są także w czasie wakacji w Hiszpanii, choć pośrednicy mają więcej ofert ze wspomnianych wcześniej Niemiec. Za Odrą zarobić mogą nawet 2 tys. euro miesięcznie, co w zderzeniu z krajowymi realiami jest niezwykle atrakcyjne. Kto zatem strzec będzie polskich miłośników morskich kąpieli? W tym roku pewnie jeszcze rodzimi ratownicy, ale kto wie, czy w kolejnych latach gestorzy zachodniopomorskich plaż nie będą posiłkować się pracownikami zza wschodniej granicy. Każdy ratownik jest bowiem mile przez nich widziany. ©℗
Przemysław Weprzędz
Fot. Artur Bakaj