Zarzuty nienależnego sprawowania opieki nad półtorarocznym synkiem, narażenia go na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, a także nieudzielenia pomocy poparzonemu dziecku usłyszała jego matka Monika S. – poinformował PAP prok. Ryszard Gąsiorowski.
Wobec podejrzanej Moniki S. z Karlina prokurator prowadzącej śledztwo Prokuratury Rejonowej w Białogardzie zastosował dozór policyjny.
Kobieta, jak przekazał w czwartek prok. Gąsiorowski z Prokuratury Okręgowej w Koszalinie, nie przyznała się do popełnienia zarzucanych jej czynów.
W środę tożsame zarzuty usłyszał także Mariusz J., ojciec 1,5-rocznego chłopca. Mężczyzna jest też podejrzany o spowodowanie lekkich obrażeń ciała u starszego dziecka. Miał kilkukrotnie uderzyć je kijem.
***
Wcześniejsza informacja
Zarzut nieudzielenia pomocy poparzonemu 1,5-rocznemu synkowi i narażenia go na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu usłyszał w środę w białogardzkiej prokuraturze ojciec chłopca – poinformował PAP prokurator Prokuratury Okręgowej w Koszalinie Ryszard Gąsiorowski.
Prok. Gąsiorowski przekazał, że Mariusz J., który z żoną i dziećmi niedawno ponownie zamieszkał w Karlinie (woj. zachodniopomorskie), podejrzany jest także o spowodowanie lekkich obrażeń ciała u starszego dziecka, które miał kilkukrotnie uderzyć kijem.
"Mężczyzna przyznał się do pierwszego zarzutu, przy czym tłumaczył, że nie poszedł z synkiem do lekarza, bo wierzył w zapewnienia teściowej, że wystarczy smarowanie maścią i nic złego dziecku się nie stanie. Natomiast do spowodowania lekkich obrażeń u starszego dziecka się nie przyznaje. W jego ocenie jest dobrym ojcem" – powiedział prok. Gąsiorowski.
Prokuratura Rejonowa w Białogardzie, która prowadzi śledztwo, skierowała do sądu rejonowego wniosek o zastosowanie tymczasowego aresztowania wobec mężczyzny na okres trzech miesięcy. Wskazała, że podejrzany może na tym początkowym etapie postępowania przygotowawczego wpływać na jego bieg oraz próbować się ukrywać lub uciec.
Mariuszowi J. grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności.
Z informacji przekazanych przez prok. Gąsiorowskiego wynika, że matka dzieci została przesłuchana przez białogardzką policję, natomiast prokurator dopiero będzie prowadził z nią czynności procesowe. "Po ich wykonaniu zostanie ustalona jej rola procesowa w tej sprawie" – wskazał prok. Gąsiorowski. Dodał, że o treści zarzutów, jakie zostaną jej ewentualnie przedstawione, będzie informował w czwartek.
Według relacji rodziców 1,5-rocznego chłopczyka, ich synek nieszczęśliwie poparzył się zupką chińską. Matka miała ją zalać wrzątkiem, postawić na stole, przy którym była kołyska z chłopcem i siedziało przy nim starsze dziecko. Naczynie z zupą zostało szturchnięte i zupa wylała się na młodsze dziecko. Matka dzieci dzwoniła do ich babci i z nią konsultowała, jak leczyć poparzenie. Świadczyć ma o tym zabezpieczona korespondencja telefoniczna. Nikt z domowników nie wezwał do dziecka pomocy medycznej, nie zgłosił się też z nim do lekarza.
Sprawa wyszła na jaw przypadkowo, po kilku dniach od zdarzenia, gdy 3 czerwca w mieszkaniu rodziny pojawiła się policja wezwana do awantury między małżonkami. Funkcjonariusze zauważyli leżącego w łóżeczku 1,5-rocznego poparzonego chłopca. Wezwano karetkę. Rodzice zostali zatrzymani. Byli trzeźwi. Starsze dziecko przebywało wówczas u babci.
Chłopiec z oparzeniami twarzy, szyi, klatki piersiowej, brzucha, obu ramion i pleców, łącznie 15 proc. powierzchni ciała, karetką został przetransportowany najpierw do szpitala wojewódzkiego w Koszalinie. Tam podjęto decyzję o przewiezieniu go do placówki medycznej w Szczecinie, gdzie trafił na stół operacyjny. "Było podejrzenie sepsy, chłopiec miał wysoką gorączkę. Obecnie stan jego zdrowia nie zagraża życiu" – powiedział PAP prokurator rejonowy w Białogardzie Jarosław Zając.
Starsze dziecko po zatrzymaniu rodziców przebywało u babci. Prokuratura wystąpiła do sądu rodzinnego o wydanie zarządzeń tymczasowych dotyczących pieczy zastępczej dla obojga dzieci.